wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział. 28.

Ten wieczór był taki radosny, przyjemny..
Chester trzymał mnie za rękę tak mocno jak by myślał że zaraz mu ucieknę.
Na jego twarzy widniał uśmiech, a w jego oczach dało się dostrzec niewiarygodne szczęście.
Gdy weszliśmy do domu całe towarzystwo rzuciło się mi w ramiona,zasypując mnie pytaniami.
Na następny dzień przyjechała policja.
Powiedzmy sobię szczerze - spanikowałem na samą myśl o mundurowych.
Nie chciałem z nimi rozmawiać, nie chciałem im mówić co się ze mną działo.
Skłamałem.
Powiedziałem że po wyjściu, zgubiłem się i nie potrafiłem wrócić do domu, a to że byłem nie zauważony przez szukających mnie mundurowych na terenie najbliższych województw, jest zwykłym przypadkiem.
Nie zapomnę podejrzliwego wzroku policjanta, który opuszczał mieszkanie Delsona.
Oni wszyscy znali prawdę.
Każdy mnie krył, każdy trzymał się jednego scenariusza.
Mojego scenarousza.
Pamiętam wzrok Victori jak mnie wypuściła z samochodu, kiedy byłem pod wpływem jakiś nasennych proszków.
Powiedziała mi że mam jej nie wrobić bo źle skończę, nawet Talinda przytaknęła mi głową żebym wziął to sobię do serca.
Wziąłem. Padając nieprzytomnie na trawę.
Obudziłem się może nad ranem gdy znalazł mnie Chezz.
Lecz ja już straciłem rachubę czasu.
Leżę w łóżku w moim domu, z wtulonym Benningtonem.
Moje oczy same się zamykają, lecz coś sprawia że nie mogę spać.
Jest 11.17 , a ja próbuje spać.
Chester wstał, po czym usiadł mi na biodrach uśmiechając się szeroko.
- Jaki jestem szczęśliwy.. - Powiedział, łapiąc mnie za ręce.
- Kocham cię. - Szepnął pochylając się nade mną, by mnie pocałować.
Byłem może ponad tydzień odosobniony od ludzi - nie mam pojęcia jak mam się zachowywać.
Chester to zauważył, czuje się dziwnie, jakoś nie swojo.
- Wszystko w pożądku? - Kiwnąłem głową potwierdzająco, ale to nie przekonało Benningtona w ogóle.
- Co się dzieje? - Zapytał patrząc mi w oczy z troską.
Najgorsze w tym jest to że ja nie wiem co się dzieje.
Nie chcę mu patrzeć w oczy, odwracam wzrok na każdy możliwy sposób.
Nie wiem jakiej on reakcji ode mnie oczekuje, nie wiem czego może ode mnie chcieć.
Czuję się jak by był mi obcy, a mimo to znam go na wylot.
Czuję się zagubiony, przy mężczyźnie którego kocham nad życie.
- Mikey.. - Wyszeptał smutno, głaszcząc mój policzek z delikatnością różanego płatka.
Jego dotyk zawsze jest tak płynny, lekki.
Mam w głowie to przyjemne uczucie gdy jego szorstkie opuszki palców przemierzają wyznaczoną przez ich właściciela drogę, po moim ciele.
Podniosłem wzrok, napotykając zmartwione spojrzenie chłopaka siedzącego mi na biodrach, i.pozwalającego się nade mną w ten sposób by być jak najbliżej.
Dawno nie czułem ciepła drugiej osoby. Steskniłem się za tym.
Bez zwlekania podniosłem się do jego twarzy by złączyć nasze usta.
On nigdy nie robi pierwszego kroku w stronę pocałunku.
Tak jak by w jego głowie był mały ludzie który mówi mu żeby zaczekał na moje przyzwolenie, by później nie mieć wyrzutów sumienia.
Nasze wargi pasują do siebie tak idealnie, pocałunki są zwykle długie i przeciąłe.
Nie zajęło dużo czasu zanim nasze ubrania znikły, dlaczego to zawsze kończy się w ten sam sposób?
I dlaczego ja nigdy nie narzekam?
Nigdy nie rozumiałem co Chestera we mnie seksualnie pociąga.
On jest szczupłym i wysportowanym mężczyzna, z naprawdę seksowną mową ciała.
Ja zaś jestem tego przeciwieństwem. Mam kompleksy,ale powiedzmy sobię szczerze , ja nic nie robię w tym kierunku by to zmienić.

Włożyłem do ust palec zagięty jak chaczyk, w który się wgryzłem ale nie czuję bolu.
Czuję rozkosz która mnie do tego zmusiła.
Gdy chłopak włożył go do ust miałem ochotę wydać z.siebie jęk, który jakimś cudem w sobię stłumiłem.
To co on wyprawiał z tym swoim językiem, doprowadzało mnie do szaleństwa, zaś w.moich ustach znalazła się już krawędź dłoni a nie sam palec.
Słyszałem swoje bardzo przyspieszone tętno jak i oddech.
W pewnym momencie wyjął go z ust, a ja odetchnąłem tylko nie wiem teraz czy z ulgą czy z niezadowolenia.
Chłopak podniósł się, patrząc mi w oczy z uśmiechem.
- Już zmęczony? - Zapytał wesoło, gładząc mnie po zarumienionym policzku.
- Jak zawsze.
- Tylko.czemu ja nie chciałem dokończyć "swojego dzieła".
- Jeszcze dokończysz. - Zaśmiałem się , a on zrobił słodka minę kotka.
Nawet nie mogłem się spodziewać że złapie go w dłoń w tak gwałtowny sposób.
Tym razem.z.moich ust wydał się jęk którego już zahamować nie.mogłem.
- Jak zawsze kotku. - Mruknął, złączając nasze usta.
Współczuję jego wargą, które zostały przezemnie wielokrotnie ugryzione.
Noc.ciągnęła się długo, i to.było cudowne, szkoda że nie jest dłuższa.
Położyliśmy się spać gdzieś o czwartej nad ranem gdy na dworze było już jasno.
Obudziłem się jako drugi , pierwsze na co zwróciłem uwagę co dziwne nie był to Chester, tylko moja zabandażowana dłoń.
Podniosłem.pytające spojrzenie na Benningtona trzymającego chusteczkę przy ustach.
- Dałem ci tak.wiele rozkoszy że prawie odkryłeś sobię rękę. - Wymamrotał przez włókno, śmiejąc się pociesznie.
- A tobie co? - Zapytałem , a ten odsłonił twarz. No trzeba pamiętać że moje zęby do małych nie należą, więc gryzę i boleśnie.

Staram się nie myśleć o tym, że jeśli Victoria znajdzie Chelsea i ją porwie.. Nie, nie chcę się tym zadreczac.
Max nie dzwonił do mnie już od pół roku, tym razem.też nie zadzwoni.
Taką mam bynajmniej nadzieję.
Minęło południe, wybrałem się do sklepu.
Chaz nie.chciał.mnie puścić, bo uznał.że już nie może więcej razy mnie stracić.
Tak.jak.by ludzie którzy chcą mnie porwać ustawiali sie w kolejkach.
Stawiając mój ukochany serek do.smarowania kanapek , i bryloczek z Nyan Cat którego nieziemsko pragnąłem od samego momentu kiedy go zauważyłem.
Przede mną stała wysoka brunetka z telefonem przy uchu.
Co jakiś czas spoglądała na dziecko któremu machała, milo się uśmiechając.
Walczyłem z myślami by zapadać, gdyż doskonale zdaje sobię sprawę kim jest. - Talinda?
Kobieta odwróciła się do mnie przodem z pytającym spojrzeniem i miłym uśmiechem.
- Znamy się? - Zapytała , uśmiechając się nadal.
- Mike. - Dziewczyna zrobiła taką minę jak by chciała prześwietlić moje przeciwsłoneczne okulary.
By oszczędzić jej trudu sam je zdjąłem a ona doznała olśnienia.
- No tak, część Mike. - Powiedziała płacąc kasierce za zakupy i chowając je do dużych plastikowych toreb.
- Pomóc? - Zapytałem zabierając od niej torby a ona uśmiechnęła się miło. - Skąd ta zmiana? - Brunetka podążyła w stronę dziecięcego wózka, a ja poszedłem za nią.
- Nie no, nie na codzień ktoś ratuje mnie przed psychopatką.. - Powiedziałem ironicznie, a ona rzuciła mi oskarżycielskie spojrzenie. - Vicky nie jest psychopatką! Jest po prostu mało inteligentną osobą o wybuchowych pomysłach. - Sprostowała, idąc za rękę z synkiem przez parking.
- Czyli świr.
- Daj spokoj. - Stwierdziła otwierając bagażnik białego jepa stojącego na końcu parkingu.
Wzięła ode mnie torby miło się uśmiechając , po czym zapakowala je do samochodu.
- Możesz mi powiedzieć.. Czemu mi pomogłas skoro podoba ci się Chester? - Dziewczyna odwróciła się do mnie gwałtownie, robiąc pytającą minę. - Nie podoba mi się? Uratował moje dziecko.. - Powiedziała tonem jak by to było coś natulnego po czym wzięła je na ręce.
Chłopiec miał z 6 lat, ale nie odzywał się słowem, co według mnie nie było normalne.
Brunetka wsadziła.go do samochodu, i zapięła mu pasy.
- Przepraszam.. - Stwierdziłem ze skruchą, a Tal spojrzała na mnie pytająco.
- Mike daj spokoj , nic się nie dzieje. - Stwierdziła , a na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Dziękuję że mi pomogłeś z zakupami. - Powiedziała Tal wsiadając do samochodu.
Bąknąłem jakieś "nie ma sprawy i ruszyłem w stronę domu, bawiąc się trzymanym w dłoni brylokiem.
Gdy znalazłem się w mieszkaniu zastałem Benningtona robiącego pompki. Jego wyliczenia sięgają ponad sto, moje jak by sięgały ponad dwadzieścia to byłbym szczęśliwy. - Hej.
Chłopak krzyknął, padając na kolana i łapiąc się dłonią za serce.
- Wybacz. - Powiedziałem ciszej, wchodząc do kuchni.
- Co to? - Zapytał Bennington, łapiąc w dłoń brylok który mam w dłoni.
- Nyan... - Powiedziałem zawstydzony, zaś ten się zaczął.śmiać.
- Spoko, wiem że masz obsesję. - Powiedział, obejmując mnie w pasie, a ja się delikatnie uśmiechnąłem.
- Jesteś cały mokry. - Stwierdziłem , a ten zaczął się śmiać. - Urok treningu. Jeśli jesteś spocony, to wiedz że wykonałeś kawał dobrej roboty. - Uznał , robiąc minę jak w reklamie pasty do zębów.
- Na co masz dziś ochotę? - Zapytał , całując mnie w policzek.
- Mogą być naleśniki polane czekoladowym syropem? Bądź Tofii? - Mówiąc to trzymał obydwie te puszki w dłoniach. Zarumieniłem się zasłaniając twarz.
- Co? - Zapytał wybuchając śmiechem.
- Ja pamiętam to jak wylałeś na mnie sos czekoladowy.. - Nie musiałem kończyć bo tamten już sobię przypomniał daną sytuację.
- Mike! - Powiedział, ścierajac łzę zewnętrzną.częścią dłoni.
- Chcesz te naleśniki!?
- Bardzo chętnie, umieram z głodu. - Patrząc na wysoko ustanowiony chaczyk w kuchni,.pomyślałem że tam dam mój bryloczek, przecież nie będę z nim chodzić przy plecaku.
Gdy tylko chciałem wyciągnąć do niego ręce chłopak za mną wbił mi palce w żebra na co zareagowałem nagłym krzykiem i odruchem cofniecia się, wpadając na Chestera.
- Ty mnie nie kochasz?! - Zapytałem oskarżycielsko, zaś ten miał na twarzy uśmiech jak by patrzył na największe cudo świata.
- Kocham nad życie. - Odpowiedział po czym wtulił się we mnie.
Nikt nie przytula w taki sposób jak Chaz, nikt.

***

Em.. Pierwsza w moim.życiu "bardziej" erotyczna scena haha <3
Coś nie wiem czy ten rozdział jest spoko czy nie.
Pisałam go pół nocy.
No dobrz. ;)

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 27.

~ Talinda.

- Jeśli to jest sok jabłkowy, to ja jestem Michael Jackson. - stwierdziłam z niezadowoleniem, próbując otworzyć butelkę z napojem.
" MIKE SHINODA ZAGINĄŁ "
Taki tytuł widniał na mojej dziennej gazecie leżącej na stole.
Usiadłam wygodnie wczytując się w reportaż.
Z tego co dało się tu wyczytać Mike jest członkiem znanego zespołu Linkin Park, ale nadal nie potrafię zrozumieć skąd go kojarzę.
Patrząc na jego fotografie, wydaje ni się że już go gdzieś widziałam.
Mój wzrok powędrował po reszcie ekipy z zespołu, lecz nikogo tam nie znałam. Nie mam pojęcia kim są ci ludzie, ale coś mi mówiło że muszę dowiedzieć się kim jest ten chłopak.
Mój wzrok powędrował na ostatnią postać na zdjęciu, dzięki której doznałam olśnienia. - Chester.
Przyglądałam się nu jeszcze dłuższą chwilę. To nie musi być on, to może byc facet naprawdę do niego podobny.
Lecz nie miałam wątpliwości że to on jak zaraz obok wygooglowanego zespołu wyskoczyło jego imię i nazwisko.

~ Mike

Chwile w których w życiu panikowałem, są raczej nieobliczalne z powodu tego że było ich naprawdę wiele.
Ale chyba jeszcze nigdy się tak nie bałem jak teraz.
Kto to do chuja jest Cali Monso?
Po raz kolejny się wyrywam, już nie czuje nadgarstków.
Już tracę nadzieję że mi się uda uwolnić.
Słysze swój ciężki oddech.
Mike uspokuj się.
Nie potrafię...

~ Chazz

W ciągu tego tygodnia wypaliłem tyle paczek papierosów, co palę zazwyczaj w ciągu dwóch, trzech miesięcy..
Chodzę po nowe pudełko do sklepu, co jakieś 4h.
Ekspedientka już gdy widzi mnie w sklepie, patrzy w moją stronę z żalem w oczach pytając. " To co zwykle? "

~ Dave.

Usiadłem u boku chłopaka z papierosem w ustach i telefonem przy uchu.
- Mike proszę oddzwoń.. - Powiedział przygnębiony rozłączając się z automatyczną sekretarką Shinody.
- Chazz  on nie odbierze.. -Powiedziałem spokojnie, patrząc na świecące od łez oczy Benningtona.
- On musi odebrać.. Boję się o niego.. - Odwróciłem wzrok kręcąc głową.
- Kiedy ostatni raz coś jadłeś? - Bennington spojrzał gdzieś nieprzytomnie.
- Nie wiem.. - Powiedział smutno, opuszczając wzrok.

~ Ann.

Z pomocą Brada ta godzina spędzona w kuchni przy przygotowywaniu posiłku dla wszystkich była nawet przyjemna.
- Joe ma alergie na szczypiorek! - Powiedziałam cicho , spoglądając ma gitarzystę ten zaś się tylko zaśmiał.
- Nosz.. Przyłapałaś mnie na próbie zabójstwa! - Zaśmiśmy się odnośnie, wracając do robienia kanapek.
- Dave lubisz salceson? - Zapytał Delson, na widok wchodzącego do kuchni Basisty.
- Co to jest salceson? - Zapytał Phoenix, patrząc w stronę Brada, po czym spojrzał na mnie smutno.
- Co z Chesterem? - Zapytałam dając mu smutnego buziaczka.
Ten zaś tylko pokręcił bezradnie głową , opierając się o blat.
- Nie potrafię z nim rozmawiać.. - Chłopak odłożył na szafkę kuchenną białego iPhone'a , który z pewnością należał do Benningtona.
- Ja z nim pogadam. - Stwierdziłam biorąc w dłonie talerzyk z kanapkami.
Zwinnym krokiem weszłam na pierwsze piętro.
Cała ekipa siedziała na parterze, tylko jeden Bennington przebywa w sypialni "Państwa Delson".
Otworzyłam uchylone drzwi, zerkając do środka w panującym półmroku.
Chester siedział na podłodze opierając się o ścianę.
Zapukałam delikatnie w drzwi i uśmiechnęłam się miło.
Bennington spojrzał na mnie z rezygnacją.
- Mogę wejść? - Zapytałam, a ten tylko pokiwał głową.
Po cichutku wtargnęłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Zrobiłam ci kanapki. - Powiedziałam siadajac naprzeciw niego w siądzie skrzyżnym.
- Dziękuję.. - Wyszeptał, nie podnosząc wzroku na moją twarz.
Zrobiłam smutną minkę.
- Pozyczysz mi telefon ? - Zapytał spoglądając na mnie.
Dave zabrał jego iPhone'a..
Chyba nie bez przyczyny.
- On nie odbierze.. - Powiedziałam chłodno, nawiązując z nim kontakt wyrokowy.
- On musi odebrać.. - Wyszeptał, a na jego twarzy zobaczyłam żal i gorycz.
- Nie wiesz jak to jest, gdy ktoś tak dla ciebie ważny jest..
Nie wiadomo gdzie.
A.ty się o.niego tak strasznie martwisz.. Życzę ci z całego serca byś nigdy nie musiała się dowiedzieć. - Chłopak wybuchnął płaczem płaczem, zasłaniając twarz dłońmi.
Zrobiło mi się go szkoda jak nigdy wcześniej.
Przed moimi oczami pojawiła się sytuacja że Dave zniknął bez słowa i ani ja ani nikt inny nie wie co się z nim dzieje. Czułam jak łzy zbierają się w moich oczach.
Nie potrafię sobię wyobrazić jak Chester teraz cierpi, ja nawet nie chce sobię tego wyobrazić.
Przytuliłam go, czując jak on także się we mnie wtula nadal płacząc.
- Chester uspokój się proszę.. - Wyszeptałam gładząc go po nagich placach.
Pociągnęłam nosem. Chyba też zaraz się poryczę.
Chłopak oderwał się ode mnie, przywierając plecami do ściany, głowę mając uniesioną ku górze, by pochamować łzy. - Przepraszam.
Wyszeptał żałośnie, oddychając głęboko by się uspokoić.
- Nie.masz mnie za co przepraszać.. - Powiedziałam smutno, wycierając łzę z policzka.
- Dziękuję że przyszłaś..
- Od tego są przyjaciele. - Powiedziałam łapiąc małym palcem w dłoni , jego mały palec.
Chłopak podniósł dłoń, patrząc na mnie pytająco, a ja swoją ucałowałam od strony kciuka, ten zaś powtórzył ten gest, nie do końca wiedząc o co.w.nim chodziło.
- Zjedź coś. ,- poprosiłam, podając chłopakowi talerzyk , ten zaś wziął do ręki.jedną z kanapek i niechętnie się w nią wgryzł.
Doskonale wiem jak.to jest mieć depresję.

~ Talinda.
Słońce święci naprawdę cudownie.
Ja wraz z Vicky siedzimy w basenie, ciesząc się niesamowitą pogodą.
- Vicky mogę cię o.coś zapytać? - Blondynka zdjęła słoneczne okulary , spoglądając na mnie.
- O co chodziło z tym Shinodą wczoraj?
- Oh.. Miałam nadzieję że nie pamiętasz. - Powiedziała, uśmiechając się milo.
- Obiecujesz że nie wydasz mnie gliną? - Zapytała, poprawiając włosy.
- No.nie mam.wyjścia. - Vicky skiwnęła ręką w stronę małego domku na działce.
- w tym domku znajdują się schody do można to nazwać pywnicy. On tam jest.
- Dlaczego?
- Muszę z.niego wyciągnąć gdzie znajdę Monso.
- Po co.ci szukać Cali? - Zapytałam zdziwiona patrząc na kobietę.
- To już moja sprawa. Nie wydasz mnie? - Zapytała, wychodząc z basenu w moim towarzystwie.
Naprawdę zdziwiło mnie jej postępowanie gdyż z Cali ostatni raz widzieliśmy się za czasów studiów.
- Nie wydam..
- To.super - Powiedziała entuzjastycznie, całując mnie w.  usta.
- O Szelsi dzwoniła. - Powiedziała Vicky przykładając do ucha telefon.
- A czy Szelsi to.nie twoj pies? - Zapytałam zdziwiona.
- Tak,.jej fryzierka korzysta z teleonu Szel.. O witaj Susan! Co się stało?
Szelsi miała.zatrucie pokarmowe?
Jak.się czuje? O boże jade.tam!
Czasem sama się zastanawiam co ja w tej bogatej idiotce tak kocham, ale od zawsze strasznie za nią przepadam.
- Tal ja muszę jechać.. Zaczekasz tu na mnie?
- Nie no, jasne..
- Możesz.korzystać z.basenu , na.grilu są kiełbaski, a w domku jest zmrożona woda.
Nie. minęło dziesięciu minut od.kiedy Vicky zostawiła mnie samą na.tak ogromnej działce.
Zakładając pół przezroczysty szlafrok, wchodząc do.małego domku.
Jest to naprawdę strasznie zagracone pomieszczenie z różnymi rzeczami.
Sięgnęłam do lodówki po jedną z butelek z..napojami , lecz coś mnie tknęło gdy miałam wyjsc na.zewnątrz.
Stara drewniana klapa, która jak mówiła Vicki prowadziła do Mikea.
Uderzyłam się w czoło.
Głupota się udziela - pomyślałam otwierając klapę.
Moim oczom ukazały się niedługie schody,po.których niepewnie zeszłam do.podziemi.
Ściany były tam.piękne i białe, czego.nie spodziewałabym się po pywnicy.
Po kilku minutach tułaczki , stanęłam na środku korytarza.
- Mike?

~ Mike.

Dźwięk.mojego imienia rozniósł ie echem po pomieszczeniu.
Zerwałem się jak.głupi,.poszukując źródła głosu.
- Mike jesteś tutaj? - Zdziwiony zorientowałem się że ten głos jest mi nieznajomy.
- Tutaj! - Krzyknałem, patrząc w kierunku pustej futryny, w.której prawdopodobnie kiedyś stały drzwi.
Wchodząca do.środka Brunetka początkowo spojrzała w przeciwną stronę, a potem dopiero zauważyła mnie.
- To ty?!.
- Cóż za gorące powitanie! - Powiedziała ironicznie, podchodząc do mnie.
- Nie dotykaj mnie. - Powiedziałem cofając się o tyle ile pozwoliły mi dyby.
- Ja tu jestem by ci pomoc! - Hmm.. Dziewczyna która jeszcze nie dawno startowała do mojego chłopaka , chcę mi pomoc? Czy tylko mi to.wydaję się dziwne?
- Słuchaj, powiedz mi co.Victoria od ciebie chciała?
- Pytała mnie o jakąś Cali Monso... Kurwa, ja naprawdę nie wiem kto to jest.. Wypuśc mnie stąd błagam!
- Nie mogę cię stąd wypuścić bo Vicky będzie wiedziała że to moja sprawka, ale mogę ci pomoc się stąd wydostać.
Zmarszczyłem czoło, ale za nic nie potrafiłem pojąć co ona ma na myśli 
- Mike skup się.. - Powiedziała z opanowaniem, patrząc mi w oczy. - Cali Monso, bardzo ładna wysoka brunetka-chemik.
Zajmuje się badaniami nad serum prawdy już od naprawdę wielu lat, inteligentna i nieobliczalna...
- Chelsea.. - Wyszeptałem do siebie opuszczając wzrok.
- Tak.. Cali Chelsea Monso.. Chelsea to jest jej pseudonim..
- Ta Viktoria mnie zabije za to że ją skłamałem.. Powiedziałem że nie znam Chels w ogóle, a znam doskonale.
- Uspokuj się..

~ Talinda

Minął kolejny kwadrans.
Pośpiesznie wyszłam z piwnicy zamykając za sobą klapę.
Mike jest w pożądku, ale widać że stres naprawdę bardzo źle na.niego działa.
Sama nie wierzę w to co się tutaj dzieje.
Drzwi z domku otworzyły się.
- O Tal, czemu tutaj stoisz?
TALINDA SZYBKO MYŚL.
- Tutaj jest wyjątkowo chłodno...
- A ro wszystko jasne. - Powiedziała rozbawiona blondynka łapiąc mnie za rękę.
- Chodź do basenu kochana!

~ Chester.

W domu Brada od zawsze panuje ciepła atmosfera, każdy czuje się tam kochany.
Nie wiem jak on to robi, ale ogarnia wszystko w taki sposób.
Potrzebowałem wyjść.
Co ciekawe, nie mam pojęcia jak się wrócę, dom Delsona znajduje się w takiej dzielnicy że nigdy nie potrafię do niego wrócić.
Chciałbym iść do baru, ale obiecałem Mikeowi już w pociągu jak wracaliśmy z "trasy" że nie tknę więcej alkoholu.
Właśnie Mike gdzie ty jesteś..
Grzebię gdzieś po kieszeniach.
Nie mam telefonu,  mam fajki.
Dobrze niech będą fajki..
Pomyślałem smutno, wyciągając jednego z paczki, dalej podróżując po nieznanej mi dzielni.

~ Mike.

Obudziłem się.
Jest ciemno.
Jestem na dobrze.
Jestem sam.
Nawet nie wiem gdzie jestem..
Nie wiem jak to się stało, kurwa..
Nie rozmawiałem z Victoria, a Talinda mówiła mi że mnie nie wypuści.
Co się dzieje pod moją biedna czaszką.
Wstałem, próbując ogarnąć gdzie ja się do licha znajduje.
Jakiś park, chuj wie gdzie, dokonałem 100m , by znaleźć się na ścieżce.
Poznaję to miejsce.
To jest chyba dzielnia od Brada, ale nie jestem pewnien...park niedaleko rodzinnego domu Chestera jest podobny.
Chester.. Jak.on się musi teraz.martwic..

~ Chazz.

Jestem w jakimś pustym parku,
a do tego chuj mnie strzela bo zapalniczka mi padła.
Idąc wojskowym krokiem spostrzegam jakiegoś mężczyzne.
- Przepraszam! Ma pan ogień? - Krzycze z dziesięciu metrów.
Owy człowiek odwrócił się do mnie przodem, a ja zatrzymałem się w bezruchu.
Patrzeliśmy na siebie tak przez dłuższą chwilę.
Paczka fajek wypadła mi z dłoni.
W moich oczach były łzy, a serce zatrzymało się na chwilę.
Albo oszalałem albo naprawdę go widzę.
Mike stojący sam na.środku parku.
Pocierał jedną rękę.o.drugą z zimna.
A jego twarz była zaczerwieniona od panującej temperatury. 
Kręcąc głową z niedowierzeniem rzuciłem się w.jego stronę.
Chłopak.z.dużym opóźnieniem zorientował się kim jestem.
Staliśmy w.swoich ramionach bardzo długo.
Łzy płynęły mi z oczu strumieniami.
Nie oddałbym tej chwili, za żadna inną w ciągu całego mojego życia.
Przylożyłem czoło do jego czoła szczeżąc się jak głupi.
- Nie wierze w to.. - Powiedział cicho , także się rozklejając.
- Jak ja cię kurwa kocham. - Powiedziałem ściągając szybko kurtkę, zarzucając chłopakowi na.plecy, po.czym znów się do niego przytuliłem.
- Jestem.najszczęśliwszy na.świecie. - Powiedział patrząc mi w oczy.
- Masz rację, ja też.nie wierze w to co się dzieje.

***

ŁO.MATKO, ALE ZJEBAŁAM TEN ROZDZIAŁ.
Mimo że każda emocje czułam tak idealnie, że prawie ciągle płakałam podczas pisania, to jestem.tak niezadowolona jak.i zmęczona.
Tak właśnie.. To.zmęczenie sprawiło że ten rozdział jest naposany w tak beznadziejny.sposób.
Nie no, ale.opinie to zostawiam wam nie sobię! <3

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 26.

Chazz ~

Pół przytomny siedzę na podłodze przy telefonie domowym słuchając poczty głosowej Shinody, po usłyszeniu sygnału nie mówię nic.. Wsłuchuję się w ciszę w słuchawce.
Po krótkiej chwili rozłączyłem się, odkładając telefon na stolik.
Jesteśmy u Brada, wszyscy jesteśmy u Brada..
Każdy się cholernie martwi, i każdy się nawzajem wspiera.
Patrząc pusto przed siebie, dostrzegłem leżąca na ziemi maskotkę.
To nie jest w cale taka zwykła zabawka. Pluszowy NYANCAT..
Może nie każdy jeszcze pojmuje co to jest, to.wytłumaczę.
Jest to taki szary kotek, którego tułów wygląda jak różowe ciastko, albo tost posmarowany różowym drzemem, jak kto woli.
Jest to fikcyjna postać kotka, który lata w kosmosie zbierając słodycze, a za nim rozprzestrzenia się tęcza w towarzystwie irytującej muzyczki którą Shinoda miał na dzwonek przez ponad pół roku.
Opornie wstałem by podnieść ją z podlogi.
Mike z nią kiedyś spał.
Dałbym tak wiele żeby mu ją teraz dać.
Dałbym wiele by móc być obok niego.
Dałbym kurwa wszystko, by był tu teraz obok cały i zdrowy!

~ Mike.

Otworzyłem opornie oczy orientując się że stoję.
Jakim cudem mogę stać skoro dopiero się obudziłem?
Moje ręce są w dybach zamontowanych na suficie.
Zagadka rozwiązana,
ale ja już nie koniecznie!
Dziewczyna podeszła, uśmiechając się miło.
Była ode mnie niższa o głowę, miała długie blond włosy, z ciemnymi odrostami.
Spojrzała mi w oczy i zapytała.
- A więc powiesz mi gdzie mogę znaleść Cali Monso?
- Nie wiem o kim mówisz..- wyznałem szczerze, ale to Victori w ogóle nie przekonało.
- Nie kłam Mike, to ci nie wyjdzie na dobre..
- Przysięgam, nie kłamię! - Powiedziałem, patrząc wyczekująco na dziewczynę.
- Ja znajdę sposób by wyciągnąć z.ciebie te informacje. - Powiedziała opuszczając pomieszczenie.
- Ja naprawdę nie wiem o kim mówisz.. - Powiedziałem, sekundę przed tym jak zamknęły się za nią drzwi.

~ Chaz

Maskotka "miałknęła" mi w dłoniach,  a ja opuściłem wzrok.
Mike.. Tak się o ciebie martwię, gdzie ty jesteś..
Dopiero później dostrzegłem to że w korytarzu na którym stoję, nie jestem sam.
Mała Anastazja siedziała na bardzo dużym parapecie, patrząc przez okno.
Usiadłem z przeciwnej strony, a ona odwróciła na mnie wzrok.
- Co z wujkiem? - Zapytała biorąc ode mnie kociego pluszaka.
- Nie wiem.. - Powiedziałem smutno.
Anzi spojrzała na mnie żałośnie po czym odwróciła wzrok w stronę szyby.
- Wróci do nas? - Zapytała, a ja zagryzłem wargę, czując łzy w oczach.
- Na pewno.. - Wyszeptałem z żalem, czując jak łzy wypływają mi z oczu. Pośpiesznie je otarłem, ze złudną nadzieja że tego nie widziała.
Nie chce by dziecko widziało że jestem słaby..
Dziewczynka podeszła do mnie na kolankach i objeła mnie wokół szyji.
Przytuliłem się do niej, resztkami sił powstrzymując się od płaczu.

~ Mike

- Powiesz mi w końcu czy mam zastosować inne metody? - Zapytała widząc jak bezskutecznie szarpie się w dybach.
- Ja naprawdę nie wiem, co mam zrobić byś mi uwierzyła?
- Powiedzieć prawdę..
- MÓWIĘ PRAWDĘ! - Krzyknąłem zdenerwowany, a ta zaś tylko pokręciła głową. - Dlaczego ty ją tak kryjesz? - Zapytała dźgając mnie w brzuch dla podkreślenia każdej pałzy w całym tym zdaniu.
Kiedy zacząłem się starać unikać jej dotyku zorientowała się że coś jest nie tak.
- Jaki delikatny. - Zasmiała się, przejeżdżając dłonią po moim tułowiu od pachy aż do miednicy na co zareagowałem jednym sapnięciem.
- To jak.. Powiesz mi co z tą dziewczyną, bo chyba już wiem jak cię pomęczę jeśli będziesz stawiać opór... - Uznała, lustrując mnie wzrokiem. Przełknąłem ciężko ślinę.
- Ja nie wiem, naprawdę..  - Powiedziałem z przerażeniem, patrząc prosząco na Victorię.
- Dziś nie mam czasu na takie zabawy, ale jeśli nie zmiękniesz do jutra wieczorem to będę bezwzględna.
Uznała, ponownie zostawiając mnie samego.

~ Talinda.

Są takie dni, kiedy tak po prostu idziesz się z kimś napić.
Miałam dziś taki dzień.
A że ja jak i Victoria mamy słabe głowy, to po kilku lampkach wina miałyśmy niezły odlot.
Wszystko byłoby całkiem normalne, jak by nie jeden nietypowy dialog.
- Tal ogarnij.. Mam w pywnicy Mikea Shinodę! - Wybełkotała, ja zaś zmarszczyłam czoło gdyż byłam zbyt pijana by ogarniać.
- Co? - Zapytałam , lecz to pytanie to był taki sam bełkot.
- Mam w pywnicy na swojej działce Mikea Shinode..
Teraz gdy już wracam do domu, zaczęłam głębiej zastanawiać się nad sensem jej słów.
Nie potrafię sobię przypomnieć..
Mike Shinoda
Mike Shinoda
Mike Shinoda
Mike Shinoda..

~ Chazz

Znów siedzę przy telefonie.
Anastazja zasnęła mi w ramionach, przytulając ukochaną zabawkę.
Znów słysze sekretarkę.
Chce usłyszeć jego głos!
Chcę wiedzieć czy wszystko z nim w pożądku, a ciągle ten pierdolony automat.
Chaz, on nie odbierze, zrozum to.
Pomyślałem, ponownie wybierając numer Shinody, ponownie przykładając słuchawkę do ucha, ponownie słysząc głos automatycznej sekretarki.
Wybuchnąłem cichym szlochem.
Mike gdzie ty jesteś..
Tak się martwię..
Wracaj do domu, proszę..

*_*_*_*

Rozdział dodany tak szybko?
U mnie to raczej nie codzienność więc mam nadzieję że się cieszycie.
K.O.M.E.N.T.O.W.A.Ć
A nie - lenie wy! <3

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 25.

Chazz ~

- Chazzy? - Otworzyłem zaspane oczy, widząc przed sobą klęczącego Shinode.
W pierwszych sekundach ogarniałem kto to w ogóle jest.
W kolejnych gdzie my właściwie jesteśmy.
Film z zeszłej nocy całkiem mi się urwał.
Wyrwałem się z zamyślenia, uśmiechając się do chłopaka przede mną.
- Całowałeś się z Robem. - Powiedziałem, zaczynając chichotać, ten zaś zaczął się śmiać pod nosem zasłaniając twarz dłonią.
- Mówiłem ci że ja nie mogę pić. - Wymamrotał z tą swoją przyjemną poranną chrypką.
- Ja dziś też przegiąłem.
- A TY TO JUŻ W OGÓLE..- Stwierdził Hahn, popijając jabłkowy soczek ze szklanki.
- Czy ty nie jesteś z Rosji? - Zakpił prawie dławiąc się napojem.
Ja wraz Shinoda, zaczęliśmy się brechtać. 
Wstałem za Shinoda, wychodzącym z pokoju, zatrzymując wzrok na kołyscę.
Opuszczając głowę opuściłem sypialnie.

~ Mike.

- Ona jest wspaniała.. - Powiedziałem cicho, patrząc na obawiącą się Anastazję.
Jej tatuś, siedząc u mojego boku na kanapie, popijając popołudniową kawę.
- Ma twoje oczy. - Powiedział dowcipnie, parskając raz po cichu.
U mnie zaś się nie obeszło od dzikiego wybuchu śmiechem.
- I Uśmiech także ma po mnie co?
- Cała Taylor. - Wymamrotał wymyślony przyglądając się dziewczynce.
Anastazja siedziała właśnie na podłodze wtulona w maskotkę NYANCAT. Tak, to moja maskotka, dałem ją małej by miała zawsze cząstkę Shinody przy sobię.

* 3h później *

Niby godzina 19.00
A słońce dopiero zachodzi.
Jeszcze jest jasno, a mimo to po mieście chodzą pojedyńcze osoby.
Lubię chodzić sam na wieczorne spacery.
Czasem chyba każdemu przyda się chwila samotności.
Moją właśnie przerwała mi młoda dziewczyna z listą.
- Dzień dobry, czy zgodzi się pan na ankietę? - Zapytała Brunetka, uśmiechając się do mnie miło.
- No dobrze.. - Powiedziałem niepewnie, także rzucając dziewczynie przelotny uśmiech.
- Jak panu na.imię i nazwisko?
- Mike Shinoda. - Powiedziałem zerkając na.kartkę na.której dziewczyna coś notowała.
- Niech pan mi powie, co pan.sądzi o zapachu tego perfum? - Powiedziała, podając mi kawałek materiału.
Chustka była przepełniona bardzo intensywnym zapachem, lecz coś.sprawiło że nie mogłem się głębiej skupić.
- Nie wiem. - Powiedziałem przyćpanym tonem, oddając kobiecie chusteczkę.
Nagle poczułem się zmęczony, oczy zamykały mi się tak jak bym zarywał dwie noce.
Mrugnąłem opornie.
Gdy moje powieki znowu się otwarły widziałem nad sobą biały sufit.
Oj Shinoda, to.chyba nie było mrugnięcie. Już nie byłem zmęczony.
Podniosłem się z twardego posłania.
Pomieszczenie w.którym się znajdowałem miało może 6x4m, ale poza "łóżkiem" bo na takie miano raczej nie zasłużył ciemno szary materac.
Zamiast 1/3 ściany za moją głową były kraty, przez co.czułem.się jak w więziennej celi.
Wstałem na.równe nogi przeszukując kieszenie.
Ani portfela, ani kluczy, ani telefonu nic, zostawiono mnie bez niczego.
Niechętnie podeszłem do krat, zaciskając dłonie na dwuch z nich.
Nie musiałem czekać długo, na to żeby ktoś się mną zainteresował.
Niewysoka blondynka, o nieprzeciętnej urodzie, stanęła z drugiej strony krat, trzymając w dłoniach blok papierów.
- Jak się spało? - Zapytała miło.
- Kim jesteś? O co chodzi? - Zapytałem niepewnie, podróżując wzrokiem z jej jednego oka na drugie. Miała piękne brązowe oczy, przepełnione złudną miłością.
- To ja tu zadaję pytania Mike. - Odpowiedziała spokojnie, siadając na przygotowanym wcześniej krzesełku.
- Kim jesteś.. - Powiedziałem błagalnym tonem, nadal patrząc dziweczynie w oczy.
Blondwłosa piękność przewróciła oczami, i popatrzyła na mnie z rozczarowaniem. - Masz.coś.w.sobię.. - nie zakończyła swej myśli, bo.wzięła do rąk papiery przeglądając je uwarznie.
Powoli usiadłem w.siądzie.skrzyżnym na podłodze, nadal nie opuszczając jej z wzroku.
- Mam na imię Vicky, i potrzebuję od ciebie ważnych informacji. - Uznała.wstajęc, po.czym seksownym krokiem podeszła.do.celi patrząc na.mnie z góry.
- Gdzie jest Cali Monso? - Zmarszczyłem czoło, patrząc na kobietę pytająco.
- Kto?!
- Cali.Monso! Nie udawaj idioty , robiła z tobą badania!
Pierwszy raz opuściłem wzrok z jej twarzy na podłogę.
Nie mam.zielonego.pojęcia o kim ona w tym momencie mówi..

***

~ Chazz

Po raz setny wybieram numer chłopaka w komórce, z nadzieją że się z nim skontaktuje.
- Tu Mike Shinoda, zostaw wiadomość. - Głos automatycznej sekretarki słysze po raz kolejny, i po raz kolejny wzdycham smutno czekając na pojawiający się po.niej sygnał.
- Część Mike, to.znowu ja.. Proszę cię odbierz ten telefon, martwię się o ciebie kurwa! - Ostatnie słowa były wręcz krzykiem.
Rozłączyłem się, odkładając delikatnie telefon na stolik, po czym usiadłem na kanapie. 
Jest godzina 18.38.
Mike.wyszedł.na spacer wczoraj o 19.00 , zawsze tak wchodzi, to.nie było dla mnie nic dziwnego. Lecz od tej pory kontakt z nim się urwał. Joe zadzwonił już na policję, a reszta chłopaków dzwoni po.wszystkich naszych znajomych jak pojebani by czegoś się dowiedzieć,.ale.nikt.nic nie.wie.
Mike.przepadł jak kamień w wodę.
A co jak.ktoś mu coś zrobił?
Co jak ktoś go.porwał?
Co.jak złamał.sobię gdzieś nogę i nie.potrafi wrócić?
Co.jak zapodział gdzieś teleon , a sam gdzieś zgubił się w lesie?
Co jak.jest sam.i się boi? A co jak nie żyje?
Ostatnie myśli przychodziły mi z trudem, a po.policzkach spłynęły łzy.
Znów.sięgnąłem.po.telefon, wybierając numer partnera, i przykładając słuchawkę.do uszu, ścieram krople.z.twarzy.
Znów.to.samo, znów.automat, znów nagrywam się na poczcie głosowej by zadzwonił.
Siedzę przed.tym.pierdolonym urządzeniem czekając na pierdolony.znak.życia z.jego strony.
Mike.gdzie.ty.kurwa jesteś, martwię się...

***
Wiem.że rozdział.krótki, no ale..  :(
Komentujecie no.. Ja dla was to piszę. :(
Przepraszam ze te wszystkie kropki między wyrazami, pisze na.tepefonie, i ciężko mi to kontrolować.

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 24.

Rob~

Moje myśli wręcz wirują..
Sam nie rozumiem tego.co się stało..
Williams leży u mojego boku, śpiąc z uśmiechem na twarzy.
Nie , nie przespałem się z nią.
Ona.wracała.do.domu prywatnym samolotem , więc była dużo szybciej przed nami.
Bo tylko Linkin Park wraca z nie rozpoczętej trasy ,pociągiem.
E-mailowałem z Alice, powiedziała mi że po ogłoszeniu przerwania trasy, ludzie wbiegali wściekłymi tłumami do hotelu w poszukiwaniu Linkinów, a my w tym czasie już grzecznie wracaliśmy do domu.
Ale nie zapomnę ostatniego wieczora..

Dave jakimś niemożliwym sposobem wyciągnął mnie z pokoju hotelowego, na końcówkę koncertu Paramore.
Był naprawdę wściekły że przegapił największe hity.
Zespół schodził.właśnie ze sceny, strasznie cieszył mnie fakt że publika jest tak liczna że Hayley mnie nie zobaczy.
Nic bardziej mylnego.
Dziewczyna złapała mnie mocno za rękę , wychodząc na balkon.
Noc była chłodna , ale ani ona ani ja nie zwróciliśmy na to.większej uwagi.
Hayley przez długi okres czasu patrzała mi w oczy z wielkim żalem. A ja nie wiedziałem co zrobić.
Stałem tak.przed.nią przepełniony stresem, czego nie dało się wyczytać z mowy ciała. Nie mogę być sztywny przed jakąś większą publicznością, to.taki trik, ale zawsze się udaje.
Moje ramiona objęły jej drobne ciało, tak jak ona mnie.
Staliśmy tak bez słów, ale i tak każdy z nas wiedział co ma do powiedzenia ta druga osoba. A mimo to nie mówimy nic.
Bałem się nadejścia tej sytuacji, ale cieszę się jak nikt że miała.miejsce.
Mijają kolejne minuty wieczoru a my bez słowa, stoimy tak wtuleni.
Jest mi.z nią tak idealnie. Muszę to przyznać, jest idealnie, magicznie.
Dziewczyna bez zastanowienia złożyła mi namiętny pocałunek.
Ja bym tego nigdy nie zrobił pierwszy, więc cieszę się że to się stało.
Ta.chwila trwała wiecznie. Niech trwa wiecznie. Niech trwa dłużej.

***.

~ Chezz

- Mike! Chodź na fight! - Krzyknąłem, a brunet odskoczył patrząc na.mnie swoimi dużymi brązowymi oczami.
- Jeśli chcesz mnie zabić to w inny sposób! - Odpowiedział, zabierając ze stolika górę poskładanych w kostkę ubrań.
- Gadasz tak jak byś nie miał szans..
- A jest inaczej? - Powiedział zdziwiony, wkładając ubrania do swojej szafy.
- Tak, musiałem iść do dentysty z trzema zębami po tym jak dostałem od ciebie po ryju.
Chłopak widocznie posmutniał, nie odpowiadając nic, dalej wkładał ubrania do szafy.
- Ejj.. - Powiedziałem przeciąle, i objąłem przygnębionego Shinode w pasie.
- Nic się nie stało. - Dodałem próbując złapać jego wzrok, który mojego najwidoczniej unikał.
- No ej.. - Powtórzyłem przykładając czoło do jego czoła, po czym słodko się uśmiechnąłem.
- Nie smutaj mi tu.
- Nie chciałem cię uderzyć.. - Wymamrotał ze skruchą, opuszczając wzrok.
- Było minęło. Już nie raz w życiu po mordzie dostałem, i nie raz jeszcze dostanę. - Podniosłem dłonią podbrudek chłopaka, i pocałowałem go delikatnie.
- I już mi tutaj bez wyrzutów sumienia.
- I tak nie będę się z.tobą bił, nawet do zabawy. - Stwierdził, śmiejąc się donośnie. Tak, zaśmiał się!
- A chociaż siłowanie na rękę?
Shinoda zrobił wymyśloną minę.
- A co będę z tego miał? - Mruknął niskim tonem, wywołując u mnie lekki dreszcz.
- A co byś chciał? - Zapytałem, wyszczerzając się mimowolnie.
- hmm.. Jak wygram to będę dominować kolejnej nocy.
Zagryzłem dolną wargę, zaczynając się śmiać. Wolę do ja być tą częścią dominującą w łóżku. No ale, jakieś urozmaicenia nie są złe.
- A jak ja wygram to idziemy się napić i palić trawę do nieprzytomności.
- Chester , ja nie palę.
- Mike, ja zawsze dominuje. - Rzuciłem mu cwane spojrzenie, a ten tylko przewrócił oczyma.
- Czyli zakład stoi? - Zapytałem , jadąc dłońmi w górę po jego plecach , by się do niego bardziej przytulić.
- Tobie chyba coś innego stoi.
- MIKE! - Krzyknąłem zawstydzony, patrząc na swoje spodnie.
- Nie takie rzeczy już u ciebie widziałem. - Mruknął, i pocałował mnie namiętnie.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stoliku, przygotowując się do siłowania.
- Nie martw się, przywiozę cię na kacu do domu, nie takie wyczyny robiłem po pijanemu.
Ku mojemu jak i jego zaskoczeniu, Shinoda powalił mnie bez problemu.
- Ile ty musiałeś sobię walić by mieć taką parę w łapie! Życie seksualne ze mną cię nie zadowala!?
Powiedziałem pół żartem, patrząc na śmiejącego się bruneta.
Gdy się uspokoił wstał z krzesła, sięgając po kurtkę.
- Jutrzejsza noc będzie bardzo interesująca. - Uznał, zakładając na siebie swoją czarną skórę.
- Czemu Jutrzejsza? - Zapytałem zdziwiony, patrząc na chłopaka wkładającego Nike'i.
- Bo dzisiaj jedziemy oblewać narodziny Katey.
- Co? Jakiej Katey? - Zapytałem zdezorientowany.
- Córki Brada i Jessy. Wstawaj bo się spóźnimy na przyjęcie.
- Na przyjęcie? - Wyszeptałem zdziwiony, także zbierając skórę na ramię. - Jakie przyjęcie? - Powiedziałem pół szeptem do siebie, zakładając swoje glany, po czym pobiegłem za Shinoda.

***
Delson ~

Idąc przez korytarz, usłyszałem w dziecięcym pokoju niemowlecy płacz.
Poszedłem tam pośpiesznie, biorąc moją mała kruszynkę na ręce.
- Hej, co się stało Katey? - Zapytałem, a ona na sam mój widok zaczęła sie śmiać.
Podniosłem wzrok na Anastazje siedząca na łóżku.
Cała Taylor, długie czarne kręcone włosy, jasna cera, szczupła sylwetka.
Ubrana była w granatową sukienkę w białe kropeczki, jasne rajstopki i czarne balerinki.
Brunetka patrzała smutno na zdjęcie w ramcę które miała w ręce.
Odkładając małą Katey do łóżeczka, usiadłem obok Amy.
Dziewczynka podniosła na mnie wzrok, nieomal widziałem łzy w jej dużych brązowych oczkach.
- Dlaczego jej nie może tu być.. - Zapytała cichutko, gładząc paluszkiem postać Taylor na zdjęciu.
Fotografia przedstawia mnie i ją, Anastazja zabrała ją z mojej sypialni pod pretekstem że nie chce by Jessy było przykro.
- Ona tu jest. - Powiedziałem, biorąc dziewczynkę na kolana.
- Jest tutaj. - Dodałem, kładąc rękę na jej serduszku. Dziewczynka także przełożyła dłoń do mojej, robiąc smutną minkę.
- Nie tęsknisz za mamą?
- Oczywiście że tęsknię skarbie.. - Powiedziałem, tuląc ją do siebie.
- Usmiechnij się proszę, zaraz przyjdą goście, i będziemy się świetnie bawić.
- Będziesz pić? - Zapytała smutno, a ja na chwilę spoważniałem.
- A mogę? - Dziewczynka uśmiechnęła się tym Shinodowym uśmiechem.
- Tak, ale nie za dużo. - Także się wyszczerzyłem, całując ją w czoło.

***

Impreza trwała, jedynym trzeźwym mężczyzną w całym domu był Otis, który dotrzymywał towarzystwa swojej narzeczonej i innym niepijacym kobietą, czyli Jessy i Ann. Wszyscy razem bawili się z dziećmi, podczas gdy cała reszta towarzystwa grała w butelkę, pod wpływem alkoholu.

Chazz ~

- Kręcisz Bennington! - Krzyknęła pijana Hayley. Złapałem butelkę w dłoń. Kolejka wypadła na Shinode.
Ledwo przytomny zastanawiałem się co ma.zrobić.
- Niech się przeliże z Robem. - Krzyknął równie najebaby Dave, szturchając mnie w ramię. Ja tylko bąknąłem tam jakieś "no".
Najebana bournoda patrzała po sobię z rozbawieniem.
Całe towarzystwo zaczęło krzyczeć "gorzko" co załapałem z opóźnieniem.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, gdy chłopaki przyssali się do siebie.
Po jakimś czasie wyglądało to tak, jak by się mieli tam zgwałcić, zaczynając się nawzajem rozbierać.
- No ej kurwa, zazdrosny jestem. - Krzyknąłem ledwo zrozumiale, spoglądając na Hayley ale ona już odleciała. - Halo wystarczy! - Powiedziałem bardziej stanowczo, patrząc na ignorujące mnie towarzystwo. Zechciało mi się płakać, dlaczego każdy mnie ignoruje? Halo ja tu kurwa jestem.
Dlaczego mój Mike się z kimś całuje, niech to się skoczy błagam.
Zaczęło mi się kręcić w głowie od wysokiej ilości zarzytego alkoholu.
Skuliłem się, zasłaniając twarz dłońmi.
Zacząłem odrywać się od rzeczywistości, wszystko cholernie wiruje. Nikt mnie nie słyszy, nikt nie rozumie, dostaje świra.
Każdy się kurwa śmieje, a ja nie wiem co sie dzieje.
Spróbowałem dojść do łazienki chodźby na czworakach.
Jest mi gorąco, i słabo, otacza mnie hałas, a.mimo to nic nie słysze, nic nie rozumiem.
Nie potrafię się skupić, przedawkowałem?

***

Obudziły mnie spływające po twarzy krople zimnej wody.
Otwierając oczy zauważyłem że leżę pod prysznicem w ubraniach cały mokry. O co kurwa chodzi? Gdzie ja jestem tak właściwie?
Wstałem na równe nogi, spływały ze mnie strugi wody.
Wyszedłem na korytarz, i uderzył we mnie zapach alkoholu.
Wszyscy spali na podłodze, Mike siedział na kanapie trzymając się za głowę. Kucnąłem naprzeciwko niego uśmiechając się szyderczo. - Kac morderca? - Zapytałem, składając mu szybki pocałunek.
- A tobie nic nie ma? - Zapytał ledwo otwierając usta ze zmęczenia.
- Nie, ja zasnąłem pod prysznicem, zimna woda przez pół nocy mnie ogarnęła. - Powiedziałem po czym wstałem, do przenośnej lodówki stojącej na stoliku i wyciągnąłem schłodzoną wodę rzucając ją Shinodzie. - Do dna. - Zakpiłem.
Podeszłem do leżącej na podłodze Hayley i zabrałem ją na ręce.
- Co ty z nią robisz? - Zapytał Mike, a ja założyłem ją delikatnie na kanapę za nim.
- Nie wypada by kobieta leżała na podłodze. - Powiedziałem, idąc do dziecięcego pokoju.
Skacowany Delson siedział na podłodze. , opierając się o ścianę, trzymając mała śpiącą Katey na rękach.
Na kanapie zaś spała Jessy, przytulona do małej Anastazji.
Pewnie biedna całą noc ją pilnowała, dobrze że się położyła.
Usiadłem u boku pół przytomnego przyjaciela, podając mu butelkę wody.
- Dziękuję. - Wyszeptał, po czym zabrałem od niego niemowle, by mógł się chłopak w spokoju napić.
Katey była tak słodka i lekka, nie mogłem oderwać od niej oczu.
Oddychała bardzo szybko i delikatnie, w porównaniu do mnie.
Jej rączka jest tak malutka że mogła by ją zacisnąć na moim palcu. Jest taka cudowna.
Pierwszy raz od kiedykolwiek, zrobiło mi się tak cholernie przykro. - Ej co jest stary? - Zapytał Brad,.patrząc na mnie smutno.
- Wiesz.. Coś sobię uświadomiłem.
- Co takiego? - Dopytywał, zabierając mi maleństwo by odłożyć je do kołyski. Poszłem za nim, przyglądając się dziecku.
- Wchodząc w związek z mężczyzną nigdy nie myślałem o tym, że nie będę mógł mieć rodziny. Mike jest całym moim światem, jest dla mnie wszystkim..
Nie wiem jak ja mam sformułować te wszystkie myśli.w zdania, by Delson potrafił zrozumieć to co w tym momencie czuję.

piątek, 4 lipca 2014

Błąd.

Zrobiłam jeden głupi błąd o którym muszę niestety poinormować.
Przez przypadek usunęłam pierwszy rozdział drugiej części, co.może wprowadzić w ogromny błąd czytelników, bo tu Mike umiera a tu idzie pod prysznic.
ARGH.
Nie pamiętam co było.w tamtym rozdziale, jestem na siebie za to.tak okropnie wściekła, bo w ten sposób zburzyłam całość Bennody :((