Ten wieczór był taki radosny, przyjemny..
Chester trzymał mnie za rękę tak mocno jak by myślał że zaraz mu ucieknę.
Na jego twarzy widniał uśmiech, a w jego oczach dało się dostrzec niewiarygodne szczęście.
Gdy weszliśmy do domu całe towarzystwo rzuciło się mi w ramiona,zasypując mnie pytaniami.
Na następny dzień przyjechała policja.
Powiedzmy sobię szczerze - spanikowałem na samą myśl o mundurowych.
Nie chciałem z nimi rozmawiać, nie chciałem im mówić co się ze mną działo.
Skłamałem.
Powiedziałem że po wyjściu, zgubiłem się i nie potrafiłem wrócić do domu, a to że byłem nie zauważony przez szukających mnie mundurowych na terenie najbliższych województw, jest zwykłym przypadkiem.
Nie zapomnę podejrzliwego wzroku policjanta, który opuszczał mieszkanie Delsona.
Oni wszyscy znali prawdę.
Każdy mnie krył, każdy trzymał się jednego scenariusza.
Mojego scenarousza.
Pamiętam wzrok Victori jak mnie wypuściła z samochodu, kiedy byłem pod wpływem jakiś nasennych proszków.
Powiedziała mi że mam jej nie wrobić bo źle skończę, nawet Talinda przytaknęła mi głową żebym wziął to sobię do serca.
Wziąłem. Padając nieprzytomnie na trawę.
Obudziłem się może nad ranem gdy znalazł mnie Chezz.
Lecz ja już straciłem rachubę czasu.
Leżę w łóżku w moim domu, z wtulonym Benningtonem.
Moje oczy same się zamykają, lecz coś sprawia że nie mogę spać.
Jest 11.17 , a ja próbuje spać.
Chester wstał, po czym usiadł mi na biodrach uśmiechając się szeroko.
- Jaki jestem szczęśliwy.. - Powiedział, łapiąc mnie za ręce.
- Kocham cię. - Szepnął pochylając się nade mną, by mnie pocałować.
Byłem może ponad tydzień odosobniony od ludzi - nie mam pojęcia jak mam się zachowywać.
Chester to zauważył, czuje się dziwnie, jakoś nie swojo.
- Wszystko w pożądku? - Kiwnąłem głową potwierdzająco, ale to nie przekonało Benningtona w ogóle.
- Co się dzieje? - Zapytał patrząc mi w oczy z troską.
Najgorsze w tym jest to że ja nie wiem co się dzieje.
Nie chcę mu patrzeć w oczy, odwracam wzrok na każdy możliwy sposób.
Nie wiem jakiej on reakcji ode mnie oczekuje, nie wiem czego może ode mnie chcieć.
Czuję się jak by był mi obcy, a mimo to znam go na wylot.
Czuję się zagubiony, przy mężczyźnie którego kocham nad życie.
- Mikey.. - Wyszeptał smutno, głaszcząc mój policzek z delikatnością różanego płatka.
Jego dotyk zawsze jest tak płynny, lekki.
Mam w głowie to przyjemne uczucie gdy jego szorstkie opuszki palców przemierzają wyznaczoną przez ich właściciela drogę, po moim ciele.
Podniosłem wzrok, napotykając zmartwione spojrzenie chłopaka siedzącego mi na biodrach, i.pozwalającego się nade mną w ten sposób by być jak najbliżej.
Dawno nie czułem ciepła drugiej osoby. Steskniłem się za tym.
Bez zwlekania podniosłem się do jego twarzy by złączyć nasze usta.
On nigdy nie robi pierwszego kroku w stronę pocałunku.
Tak jak by w jego głowie był mały ludzie który mówi mu żeby zaczekał na moje przyzwolenie, by później nie mieć wyrzutów sumienia.
Nasze wargi pasują do siebie tak idealnie, pocałunki są zwykle długie i przeciąłe.
Nie zajęło dużo czasu zanim nasze ubrania znikły, dlaczego to zawsze kończy się w ten sam sposób?
I dlaczego ja nigdy nie narzekam?
Nigdy nie rozumiałem co Chestera we mnie seksualnie pociąga.
On jest szczupłym i wysportowanym mężczyzna, z naprawdę seksowną mową ciała.
Ja zaś jestem tego przeciwieństwem. Mam kompleksy,ale powiedzmy sobię szczerze , ja nic nie robię w tym kierunku by to zmienić.
Włożyłem do ust palec zagięty jak chaczyk, w który się wgryzłem ale nie czuję bolu.
Czuję rozkosz która mnie do tego zmusiła.
Gdy chłopak włożył go do ust miałem ochotę wydać z.siebie jęk, który jakimś cudem w sobię stłumiłem.
To co on wyprawiał z tym swoim językiem, doprowadzało mnie do szaleństwa, zaś w.moich ustach znalazła się już krawędź dłoni a nie sam palec.
Słyszałem swoje bardzo przyspieszone tętno jak i oddech.
W pewnym momencie wyjął go z ust, a ja odetchnąłem tylko nie wiem teraz czy z ulgą czy z niezadowolenia.
Chłopak podniósł się, patrząc mi w oczy z uśmiechem.
- Już zmęczony? - Zapytał wesoło, gładząc mnie po zarumienionym policzku.
- Jak zawsze.
- Tylko.czemu ja nie chciałem dokończyć "swojego dzieła".
- Jeszcze dokończysz. - Zaśmiałem się , a on zrobił słodka minę kotka.
Nawet nie mogłem się spodziewać że złapie go w dłoń w tak gwałtowny sposób.
Tym razem.z.moich ust wydał się jęk którego już zahamować nie.mogłem.
- Jak zawsze kotku. - Mruknął, złączając nasze usta.
Współczuję jego wargą, które zostały przezemnie wielokrotnie ugryzione.
Noc.ciągnęła się długo, i to.było cudowne, szkoda że nie jest dłuższa.
Położyliśmy się spać gdzieś o czwartej nad ranem gdy na dworze było już jasno.
Obudziłem się jako drugi , pierwsze na co zwróciłem uwagę co dziwne nie był to Chester, tylko moja zabandażowana dłoń.
Podniosłem.pytające spojrzenie na Benningtona trzymającego chusteczkę przy ustach.
- Dałem ci tak.wiele rozkoszy że prawie odkryłeś sobię rękę. - Wymamrotał przez włókno, śmiejąc się pociesznie.
- A tobie co? - Zapytałem , a ten odsłonił twarz. No trzeba pamiętać że moje zęby do małych nie należą, więc gryzę i boleśnie.
Staram się nie myśleć o tym, że jeśli Victoria znajdzie Chelsea i ją porwie.. Nie, nie chcę się tym zadreczac.
Max nie dzwonił do mnie już od pół roku, tym razem.też nie zadzwoni.
Taką mam bynajmniej nadzieję.
Minęło południe, wybrałem się do sklepu.
Chaz nie.chciał.mnie puścić, bo uznał.że już nie może więcej razy mnie stracić.
Tak.jak.by ludzie którzy chcą mnie porwać ustawiali sie w kolejkach.
Stawiając mój ukochany serek do.smarowania kanapek , i bryloczek z Nyan Cat którego nieziemsko pragnąłem od samego momentu kiedy go zauważyłem.
Przede mną stała wysoka brunetka z telefonem przy uchu.
Co jakiś czas spoglądała na dziecko któremu machała, milo się uśmiechając.
Walczyłem z myślami by zapadać, gdyż doskonale zdaje sobię sprawę kim jest. - Talinda?
Kobieta odwróciła się do mnie przodem z pytającym spojrzeniem i miłym uśmiechem.
- Znamy się? - Zapytała , uśmiechając się nadal.
- Mike. - Dziewczyna zrobiła taką minę jak by chciała prześwietlić moje przeciwsłoneczne okulary.
By oszczędzić jej trudu sam je zdjąłem a ona doznała olśnienia.
- No tak, część Mike. - Powiedziała płacąc kasierce za zakupy i chowając je do dużych plastikowych toreb.
- Pomóc? - Zapytałem zabierając od niej torby a ona uśmiechnęła się miło. - Skąd ta zmiana? - Brunetka podążyła w stronę dziecięcego wózka, a ja poszedłem za nią.
- Nie no, nie na codzień ktoś ratuje mnie przed psychopatką.. - Powiedziałem ironicznie, a ona rzuciła mi oskarżycielskie spojrzenie. - Vicky nie jest psychopatką! Jest po prostu mało inteligentną osobą o wybuchowych pomysłach. - Sprostowała, idąc za rękę z synkiem przez parking.
- Czyli świr.
- Daj spokoj. - Stwierdziła otwierając bagażnik białego jepa stojącego na końcu parkingu.
Wzięła ode mnie torby miło się uśmiechając , po czym zapakowala je do samochodu.
- Możesz mi powiedzieć.. Czemu mi pomogłas skoro podoba ci się Chester? - Dziewczyna odwróciła się do mnie gwałtownie, robiąc pytającą minę. - Nie podoba mi się? Uratował moje dziecko.. - Powiedziała tonem jak by to było coś natulnego po czym wzięła je na ręce.
Chłopiec miał z 6 lat, ale nie odzywał się słowem, co według mnie nie było normalne.
Brunetka wsadziła.go do samochodu, i zapięła mu pasy.
- Przepraszam.. - Stwierdziłem ze skruchą, a Tal spojrzała na mnie pytająco.
- Mike daj spokoj , nic się nie dzieje. - Stwierdziła , a na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Dziękuję że mi pomogłeś z zakupami. - Powiedziała Tal wsiadając do samochodu.
Bąknąłem jakieś "nie ma sprawy i ruszyłem w stronę domu, bawiąc się trzymanym w dłoni brylokiem.
Gdy znalazłem się w mieszkaniu zastałem Benningtona robiącego pompki. Jego wyliczenia sięgają ponad sto, moje jak by sięgały ponad dwadzieścia to byłbym szczęśliwy. - Hej.
Chłopak krzyknął, padając na kolana i łapiąc się dłonią za serce.
- Wybacz. - Powiedziałem ciszej, wchodząc do kuchni.
- Co to? - Zapytał Bennington, łapiąc w dłoń brylok który mam w dłoni.
- Nyan... - Powiedziałem zawstydzony, zaś ten się zaczął.śmiać.
- Spoko, wiem że masz obsesję. - Powiedział, obejmując mnie w pasie, a ja się delikatnie uśmiechnąłem.
- Jesteś cały mokry. - Stwierdziłem , a ten zaczął się śmiać. - Urok treningu. Jeśli jesteś spocony, to wiedz że wykonałeś kawał dobrej roboty. - Uznał , robiąc minę jak w reklamie pasty do zębów.
- Na co masz dziś ochotę? - Zapytał , całując mnie w policzek.
- Mogą być naleśniki polane czekoladowym syropem? Bądź Tofii? - Mówiąc to trzymał obydwie te puszki w dłoniach. Zarumieniłem się zasłaniając twarz.
- Co? - Zapytał wybuchając śmiechem.
- Ja pamiętam to jak wylałeś na mnie sos czekoladowy.. - Nie musiałem kończyć bo tamten już sobię przypomniał daną sytuację.
- Mike! - Powiedział, ścierajac łzę zewnętrzną.częścią dłoni.
- Chcesz te naleśniki!?
- Bardzo chętnie, umieram z głodu. - Patrząc na wysoko ustanowiony chaczyk w kuchni,.pomyślałem że tam dam mój bryloczek, przecież nie będę z nim chodzić przy plecaku.
Gdy tylko chciałem wyciągnąć do niego ręce chłopak za mną wbił mi palce w żebra na co zareagowałem nagłym krzykiem i odruchem cofniecia się, wpadając na Chestera.
- Ty mnie nie kochasz?! - Zapytałem oskarżycielsko, zaś ten miał na twarzy uśmiech jak by patrzył na największe cudo świata.
- Kocham nad życie. - Odpowiedział po czym wtulił się we mnie.
Nikt nie przytula w taki sposób jak Chaz, nikt.
***
Em.. Pierwsza w moim.życiu "bardziej" erotyczna scena haha <3
Coś nie wiem czy ten rozdział jest spoko czy nie.
Pisałam go pół nocy.
No dobrz. ;)