~ Talinda.
- Jeśli to jest sok jabłkowy, to ja jestem Michael Jackson. - stwierdziłam z niezadowoleniem, próbując otworzyć butelkę z napojem.
" MIKE SHINODA ZAGINĄŁ "
Taki tytuł widniał na mojej dziennej gazecie leżącej na stole.
Usiadłam wygodnie wczytując się w reportaż.
Z tego co dało się tu wyczytać Mike jest członkiem znanego zespołu Linkin Park, ale nadal nie potrafię zrozumieć skąd go kojarzę.
Patrząc na jego fotografie, wydaje ni się że już go gdzieś widziałam.
Mój wzrok powędrował po reszcie ekipy z zespołu, lecz nikogo tam nie znałam. Nie mam pojęcia kim są ci ludzie, ale coś mi mówiło że muszę dowiedzieć się kim jest ten chłopak.
Mój wzrok powędrował na ostatnią postać na zdjęciu, dzięki której doznałam olśnienia. - Chester.
Przyglądałam się nu jeszcze dłuższą chwilę. To nie musi być on, to może byc facet naprawdę do niego podobny.
Lecz nie miałam wątpliwości że to on jak zaraz obok wygooglowanego zespołu wyskoczyło jego imię i nazwisko.
~ Mike
Chwile w których w życiu panikowałem, są raczej nieobliczalne z powodu tego że było ich naprawdę wiele.
Ale chyba jeszcze nigdy się tak nie bałem jak teraz.
Kto to do chuja jest Cali Monso?
Po raz kolejny się wyrywam, już nie czuje nadgarstków.
Już tracę nadzieję że mi się uda uwolnić.
Słysze swój ciężki oddech.
Mike uspokuj się.
Nie potrafię...
~ Chazz
W ciągu tego tygodnia wypaliłem tyle paczek papierosów, co palę zazwyczaj w ciągu dwóch, trzech miesięcy..
Chodzę po nowe pudełko do sklepu, co jakieś 4h.
Ekspedientka już gdy widzi mnie w sklepie, patrzy w moją stronę z żalem w oczach pytając. " To co zwykle? "
~ Dave.
Usiadłem u boku chłopaka z papierosem w ustach i telefonem przy uchu.
- Mike proszę oddzwoń.. - Powiedział przygnębiony rozłączając się z automatyczną sekretarką Shinody.
- Chazz on nie odbierze.. -Powiedziałem spokojnie, patrząc na świecące od łez oczy Benningtona.
- On musi odebrać.. Boję się o niego.. - Odwróciłem wzrok kręcąc głową.
- Kiedy ostatni raz coś jadłeś? - Bennington spojrzał gdzieś nieprzytomnie.
- Nie wiem.. - Powiedział smutno, opuszczając wzrok.
~ Ann.
Z pomocą Brada ta godzina spędzona w kuchni przy przygotowywaniu posiłku dla wszystkich była nawet przyjemna.
- Joe ma alergie na szczypiorek! - Powiedziałam cicho , spoglądając ma gitarzystę ten zaś się tylko zaśmiał.
- Nosz.. Przyłapałaś mnie na próbie zabójstwa! - Zaśmiśmy się odnośnie, wracając do robienia kanapek.
- Dave lubisz salceson? - Zapytał Delson, na widok wchodzącego do kuchni Basisty.
- Co to jest salceson? - Zapytał Phoenix, patrząc w stronę Brada, po czym spojrzał na mnie smutno.
- Co z Chesterem? - Zapytałam dając mu smutnego buziaczka.
Ten zaś tylko pokręcił bezradnie głową , opierając się o blat.
- Nie potrafię z nim rozmawiać.. - Chłopak odłożył na szafkę kuchenną białego iPhone'a , który z pewnością należał do Benningtona.
- Ja z nim pogadam. - Stwierdziłam biorąc w dłonie talerzyk z kanapkami.
Zwinnym krokiem weszłam na pierwsze piętro.
Cała ekipa siedziała na parterze, tylko jeden Bennington przebywa w sypialni "Państwa Delson".
Otworzyłam uchylone drzwi, zerkając do środka w panującym półmroku.
Chester siedział na podłodze opierając się o ścianę.
Zapukałam delikatnie w drzwi i uśmiechnęłam się miło.
Bennington spojrzał na mnie z rezygnacją.
- Mogę wejść? - Zapytałam, a ten tylko pokiwał głową.
Po cichutku wtargnęłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Zrobiłam ci kanapki. - Powiedziałam siadajac naprzeciw niego w siądzie skrzyżnym.
- Dziękuję.. - Wyszeptał, nie podnosząc wzroku na moją twarz.
Zrobiłam smutną minkę.
- Pozyczysz mi telefon ? - Zapytał spoglądając na mnie.
Dave zabrał jego iPhone'a..
Chyba nie bez przyczyny.
- On nie odbierze.. - Powiedziałam chłodno, nawiązując z nim kontakt wyrokowy.
- On musi odebrać.. - Wyszeptał, a na jego twarzy zobaczyłam żal i gorycz.
- Nie wiesz jak to jest, gdy ktoś tak dla ciebie ważny jest..
Nie wiadomo gdzie.
A.ty się o.niego tak strasznie martwisz.. Życzę ci z całego serca byś nigdy nie musiała się dowiedzieć. - Chłopak wybuchnął płaczem płaczem, zasłaniając twarz dłońmi.
Zrobiło mi się go szkoda jak nigdy wcześniej.
Przed moimi oczami pojawiła się sytuacja że Dave zniknął bez słowa i ani ja ani nikt inny nie wie co się z nim dzieje. Czułam jak łzy zbierają się w moich oczach.
Nie potrafię sobię wyobrazić jak Chester teraz cierpi, ja nawet nie chce sobię tego wyobrazić.
Przytuliłam go, czując jak on także się we mnie wtula nadal płacząc.
- Chester uspokój się proszę.. - Wyszeptałam gładząc go po nagich placach.
Pociągnęłam nosem. Chyba też zaraz się poryczę.
Chłopak oderwał się ode mnie, przywierając plecami do ściany, głowę mając uniesioną ku górze, by pochamować łzy. - Przepraszam.
Wyszeptał żałośnie, oddychając głęboko by się uspokoić.
- Nie.masz mnie za co przepraszać.. - Powiedziałam smutno, wycierając łzę z policzka.
- Dziękuję że przyszłaś..
- Od tego są przyjaciele. - Powiedziałam łapiąc małym palcem w dłoni , jego mały palec.
Chłopak podniósł dłoń, patrząc na mnie pytająco, a ja swoją ucałowałam od strony kciuka, ten zaś powtórzył ten gest, nie do końca wiedząc o co.w.nim chodziło.
- Zjedź coś. ,- poprosiłam, podając chłopakowi talerzyk , ten zaś wziął do ręki.jedną z kanapek i niechętnie się w nią wgryzł.
Doskonale wiem jak.to jest mieć depresję.
~ Talinda.
Słońce święci naprawdę cudownie.
Ja wraz z Vicky siedzimy w basenie, ciesząc się niesamowitą pogodą.
- Vicky mogę cię o.coś zapytać? - Blondynka zdjęła słoneczne okulary , spoglądając na mnie.
- O co chodziło z tym Shinodą wczoraj?
- Oh.. Miałam nadzieję że nie pamiętasz. - Powiedziała, uśmiechając się milo.
- Obiecujesz że nie wydasz mnie gliną? - Zapytała, poprawiając włosy.
- No.nie mam.wyjścia. - Vicky skiwnęła ręką w stronę małego domku na działce.
- w tym domku znajdują się schody do można to nazwać pywnicy. On tam jest.
- Dlaczego?
- Muszę z.niego wyciągnąć gdzie znajdę Monso.
- Po co.ci szukać Cali? - Zapytałam zdziwiona patrząc na kobietę.
- To już moja sprawa. Nie wydasz mnie? - Zapytała, wychodząc z basenu w moim towarzystwie.
Naprawdę zdziwiło mnie jej postępowanie gdyż z Cali ostatni raz widzieliśmy się za czasów studiów.
- Nie wydam..
- To.super - Powiedziała entuzjastycznie, całując mnie w. usta.
- O Szelsi dzwoniła. - Powiedziała Vicky przykładając do ucha telefon.
- A czy Szelsi to.nie twoj pies? - Zapytałam zdziwiona.
- Tak,.jej fryzierka korzysta z teleonu Szel.. O witaj Susan! Co się stało?
Szelsi miała.zatrucie pokarmowe?
Jak.się czuje? O boże jade.tam!
Czasem sama się zastanawiam co ja w tej bogatej idiotce tak kocham, ale od zawsze strasznie za nią przepadam.
- Tal ja muszę jechać.. Zaczekasz tu na mnie?
- Nie no, jasne..
- Możesz.korzystać z.basenu , na.grilu są kiełbaski, a w domku jest zmrożona woda.
Nie. minęło dziesięciu minut od.kiedy Vicky zostawiła mnie samą na.tak ogromnej działce.
Zakładając pół przezroczysty szlafrok, wchodząc do.małego domku.
Jest to naprawdę strasznie zagracone pomieszczenie z różnymi rzeczami.
Sięgnęłam do lodówki po jedną z butelek z..napojami , lecz coś mnie tknęło gdy miałam wyjsc na.zewnątrz.
Stara drewniana klapa, która jak mówiła Vicki prowadziła do Mikea.
Uderzyłam się w czoło.
Głupota się udziela - pomyślałam otwierając klapę.
Moim oczom ukazały się niedługie schody,po.których niepewnie zeszłam do.podziemi.
Ściany były tam.piękne i białe, czego.nie spodziewałabym się po pywnicy.
Po kilku minutach tułaczki , stanęłam na środku korytarza.
- Mike?
~ Mike.
Dźwięk.mojego imienia rozniósł ie echem po pomieszczeniu.
Zerwałem się jak.głupi,.poszukując źródła głosu.
- Mike jesteś tutaj? - Zdziwiony zorientowałem się że ten głos jest mi nieznajomy.
- Tutaj! - Krzyknałem, patrząc w kierunku pustej futryny, w.której prawdopodobnie kiedyś stały drzwi.
Wchodząca do.środka Brunetka początkowo spojrzała w przeciwną stronę, a potem dopiero zauważyła mnie.
- To ty?!.
- Cóż za gorące powitanie! - Powiedziała ironicznie, podchodząc do mnie.
- Nie dotykaj mnie. - Powiedziałem cofając się o tyle ile pozwoliły mi dyby.
- Ja tu jestem by ci pomoc! - Hmm.. Dziewczyna która jeszcze nie dawno startowała do mojego chłopaka , chcę mi pomoc? Czy tylko mi to.wydaję się dziwne?
- Słuchaj, powiedz mi co.Victoria od ciebie chciała?
- Pytała mnie o jakąś Cali Monso... Kurwa, ja naprawdę nie wiem kto to jest.. Wypuśc mnie stąd błagam!
- Nie mogę cię stąd wypuścić bo Vicky będzie wiedziała że to moja sprawka, ale mogę ci pomoc się stąd wydostać.
Zmarszczyłem czoło, ale za nic nie potrafiłem pojąć co ona ma na myśli
- Mike skup się.. - Powiedziała z opanowaniem, patrząc mi w oczy. - Cali Monso, bardzo ładna wysoka brunetka-chemik.
Zajmuje się badaniami nad serum prawdy już od naprawdę wielu lat, inteligentna i nieobliczalna...
- Chelsea.. - Wyszeptałem do siebie opuszczając wzrok.
- Tak.. Cali Chelsea Monso.. Chelsea to jest jej pseudonim..
- Ta Viktoria mnie zabije za to że ją skłamałem.. Powiedziałem że nie znam Chels w ogóle, a znam doskonale.
- Uspokuj się..
~ Talinda
Minął kolejny kwadrans.
Pośpiesznie wyszłam z piwnicy zamykając za sobą klapę.
Mike jest w pożądku, ale widać że stres naprawdę bardzo źle na.niego działa.
Sama nie wierzę w to co się tutaj dzieje.
Drzwi z domku otworzyły się.
- O Tal, czemu tutaj stoisz?
TALINDA SZYBKO MYŚL.
- Tutaj jest wyjątkowo chłodno...
- A ro wszystko jasne. - Powiedziała rozbawiona blondynka łapiąc mnie za rękę.
- Chodź do basenu kochana!
~ Chester.
W domu Brada od zawsze panuje ciepła atmosfera, każdy czuje się tam kochany.
Nie wiem jak on to robi, ale ogarnia wszystko w taki sposób.
Potrzebowałem wyjść.
Co ciekawe, nie mam pojęcia jak się wrócę, dom Delsona znajduje się w takiej dzielnicy że nigdy nie potrafię do niego wrócić.
Chciałbym iść do baru, ale obiecałem Mikeowi już w pociągu jak wracaliśmy z "trasy" że nie tknę więcej alkoholu.
Właśnie Mike gdzie ty jesteś..
Grzebię gdzieś po kieszeniach.
Nie mam telefonu, mam fajki.
Dobrze niech będą fajki..
Pomyślałem smutno, wyciągając jednego z paczki, dalej podróżując po nieznanej mi dzielni.
~ Mike.
Obudziłem się.
Jest ciemno.
Jestem na dobrze.
Jestem sam.
Nawet nie wiem gdzie jestem..
Nie wiem jak to się stało, kurwa..
Nie rozmawiałem z Victoria, a Talinda mówiła mi że mnie nie wypuści.
Co się dzieje pod moją biedna czaszką.
Wstałem, próbując ogarnąć gdzie ja się do licha znajduje.
Jakiś park, chuj wie gdzie, dokonałem 100m , by znaleźć się na ścieżce.
Poznaję to miejsce.
To jest chyba dzielnia od Brada, ale nie jestem pewnien...park niedaleko rodzinnego domu Chestera jest podobny.
Chester.. Jak.on się musi teraz.martwic..
~ Chazz.
Jestem w jakimś pustym parku,
a do tego chuj mnie strzela bo zapalniczka mi padła.
Idąc wojskowym krokiem spostrzegam jakiegoś mężczyzne.
- Przepraszam! Ma pan ogień? - Krzycze z dziesięciu metrów.
Owy człowiek odwrócił się do mnie przodem, a ja zatrzymałem się w bezruchu.
Patrzeliśmy na siebie tak przez dłuższą chwilę.
Paczka fajek wypadła mi z dłoni.
W moich oczach były łzy, a serce zatrzymało się na chwilę.
Albo oszalałem albo naprawdę go widzę.
Mike stojący sam na.środku parku.
Pocierał jedną rękę.o.drugą z zimna.
A jego twarz była zaczerwieniona od panującej temperatury.
Kręcąc głową z niedowierzeniem rzuciłem się w.jego stronę.
Chłopak.z.dużym opóźnieniem zorientował się kim jestem.
Staliśmy w.swoich ramionach bardzo długo.
Łzy płynęły mi z oczu strumieniami.
Nie oddałbym tej chwili, za żadna inną w ciągu całego mojego życia.
Przylożyłem czoło do jego czoła szczeżąc się jak głupi.
- Nie wierze w to.. - Powiedział cicho , także się rozklejając.
- Jak ja cię kurwa kocham. - Powiedziałem ściągając szybko kurtkę, zarzucając chłopakowi na.plecy, po.czym znów się do niego przytuliłem.
- Jestem.najszczęśliwszy na.świecie. - Powiedział patrząc mi w oczy.
- Masz rację, ja też.nie wierze w to co się dzieje.
***
ŁO.MATKO, ALE ZJEBAŁAM TEN ROZDZIAŁ.
Mimo że każda emocje czułam tak idealnie, że prawie ciągle płakałam podczas pisania, to jestem.tak niezadowolona jak.i zmęczona.
Tak właśnie.. To.zmęczenie sprawiło że ten rozdział jest naposany w tak beznadziejny.sposób.
Nie no, ale.opinie to zostawiam wam nie sobię! <3
Oni się odnaleźli! O kurwa! Tak długo na to czekałam! Kocham Cię, kurwa, za to, że Mike'y się wydostał ♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham, kocham!
Jezus, nie mogę w to uwierzyć!
Jestem gimbusiarą, zachowując się w ten sposob, ale chuj!
Nic nie zjebałaś <3 Nie mogę uwierzyć, że w końcu się odnalezli. To jedyna dobra wiadomość na dzisiaj!
Jeszcze kiedy Chessy zauważył, że Mike'owi jest zimno i dał mu tę kurtkę, to byłam wniebowzięta. To taki słodki gest z jego strony. Naprawdę. Płaczę ♡
Ps. To ja, ta co straszyła Cię wsadzeniem banana w dupę, tylko w nowej odsłonie, z własnym blogiem. XD
Pozdrawiam i życzę weny, kochana!
Trzymaj się!
okej... z jednej strony tal jednak pomogla mikeowi... ale mi sie wydaje ze to nie koniec jej w tym opowiadaniu... ale mam nadzieje ze moge ci zaufac i i myslec ze to jedyne opo w ktorym nie jest zimna suka... weny weny i weny.
OdpowiedzUsuńEee tam świetny rozdział, naprawdę! Nie mam nic do zarzucenia. :) Moment zauważenia Mike'a przez Chestera przeczytałam chyba z 15 razy i wciąż nie mogę przestać się zachwycać. <3 Cudeńko! Jeszcze jak dał mu kurtkę to totalnie się rozpłynęłam. <3 Ale coś czuję, że to tak ładnie się nie skończy jak Vicky i Chelsea dowiedzą się, że Mike jest na wolności.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo odpoczynku i weny na następny rozdział. ♥
Świetny rozdział po prostu super z resztą wiesz, że uwielbiam twoje teksty :) <3 /Chazzy WL
OdpowiedzUsuń*pedalskie serduszko* ;-;
OdpowiedzUsuńBoskiee, tak sie ciesze ze sie spotkali <33
OdpowiedzUsuńTalinda... Chciała pomóc Mike'owi. To się chwali. Ale przy tym nie narazić się dziewczynie z obsesją na punkcie swojego psa. Chester taki zrozpaczony, że sam nie wiedział, co ze sobą zrobić. Próbował zająć swoje myśli. Wręcz uzależnił się od telefonu. Nikt z Linkinów nie przejmował się tak jak on. Świetnie opisane uczucia bohaterów. Można się wczuć. Shinoda w dziwny sposób znalazł się w parku. UFO? ;) Wreszcie się odnaleźli. <3
OdpowiedzUsuń