czwartek, 17 października 2013

Rozdział 9.

Moje życie wydawało się cudowne.
Tolerujący mnie przyjaciele, wspaniały chłopak. 
Wszystko, w idealnym porządku. 
Niestety... życie to nie bajka... 

Poczułem ogromny ból w kręgosłupie gdy uderzyłem plecami o ścianę w łazience. - Dzień Dobry S;honoda. - Wyszeptał Max, stając przede mną , po czym zamknął za sobą drzwi od kabiny w której się znajdowaliśmy. - Naprawdę myślałeś że dam ci spokój ? Ty chyba mnie nie znasz... Chester'owi udało się zwiać do innego miasta, a ja uczę się na błędach. Tobie już nie dam takiej okazji. - Jego cwany uśmiech, był średnio widoczny w pół mroku kabiny. Usłyszeliśmy kroki. Chłopak przycisnął mnie do ściany zasłaniając mi usta, przez co mimowolnie jęknąłem z bólu. - Ej Mike.. wszystko w porządku? - Głos Roba, rozprzestrzenił się po pustej łazience. - Zdradź się, a twoje życie się skończy szybciej niż się zaczęło..- wyszeptał mi do ucha. Przeszedł mnie zimny dreszcz. - Tak, wszystko dobrze... - powiedział Max.Aż zdziwił mnie fakt, że Rob nie rozpoznał że to nie mój głos. - Aha... no dobra.. to wracaj zaraz. - I już go nie było. Chłopak odsłonił mi usta, i wyszczerzył się. - Chcę ci jeszcze o czymś powiedzieć... - Castle wyjął z kieszeni wizytówkę i włożył mi ją do ręki. - To numer do lekarza twojej siostry. Powinno cię to zainteresować... - Max złapał za klamkę i wyszedł z kabiny. - Taylor? Jaki lekarz ? - Wybiegłem za nim,ale go już nie było.

- Halo? - W słuchawce rozbrzmiał ciepły głos mężczyzny. - Witam, tutaj Michael Shinoda. U pana leczy się moja siostra prawda? - Człowiek po drugiej stronie słuchawki odchrząknął - A jak na nazwisko? 
- Shinoda Taylor...
- Tak, to prawda... ale nie mogę panu zdradzać jej stanu zdrowia. 
- Bardzo pana proszę.. to dla mnie ważne...Jestem jej rodziną... - odpowiedziałem z desperacją, siadając na kanapie. Doktor wzdycha po czym zaczyna mówić. - Panna Shinoda choruję na rzadką chorobę serca... 
- o boże... - wyszeptałem , zakrywając twarz dłonią. - Najgorsze jest to, że choroba jest bardzo rozwinięta... - W oczach wyzbierały mi się łzy. - Będzie niepełnosprawna? - Wyszeptałem, a głos łamał mi się z każdym wyrazem. - Panie Shinoda...  - Dramatyczna cisza , głęboko oddychając czekałem na najgorsze. - Ona umrze... 
Już nic nie chciałem wiedzieć, zastanawiałem się czy to nie jakiś wspólnik, chcący doprowadzić mnie do szaleństwa., ale nie, znam Doktora Dellitra od wielu lat, leczył moją matkę, która też zmarła na podobną chorobę. 
Cisnąłem telefonem z całej siły w ścianę, jego dotykowy ekran rozprysł się na podłodze, tak jak i moje serce. Objechałem na podłogę, klęcząc na niej, krzyczałem do siebie...do Boga. 
Dlaczego coś tak okropnego spotka najważniejszą osobę mojego życia... moją małą Taylor... ona nie może umrzeć.. Na samą myśl o tym, łzy napływają mi do oczu.  Co będzie z Bradem ? Co będzie z ich córką, biedny Delson ma sam wychowywać kilku miesięczne dziecko? To nie może być prawda, ona musi żyć... ma dopiero 24 lata. Nie potrafię znieść tej świadomości... 
wpadłem do swojej łazienki, desperacko wyrzucając wszystko z szuflad i szafek. Aż w końcu znalazłem czego szukałem... żyletka.

8 komentarzy:

  1. Taylor umiera????? :c :C
    Mike sie tnie????? :C
    Why????? :C
    Zajebisteeee <3 Czekam na następne :**

    OdpowiedzUsuń
  2. nieee w takim momencieee
    plissss nie kończ plisssss
    uzależniłam sie od twojego bloga <3
    codziennie wchodziła na niego i paczała czy jest kolejny rozdział :***
    Pisz dalejjjj plisssssssss :D :***

    OdpowiedzUsuń
  3. JAK TO NIE BĘDZIE NASTĘPNEGO?! TEN BLOG JEST JEDNYM Z NAJZAJEBISTSZYCH JAKIE W ŻYCIU CZYTAŁAM! NIE RÓB NAM TEGO ;_;

    OdpowiedzUsuń