Po długim czasie jaki spędziliśmy... sam nie wiem gdzie to było
.. miło znowu położyć się na miękkiej sofie.
Jak to wyglądało ?
Wszyscy śpią i nagle DUUP , do pomieszczenia wpada ogrom światła z wcześniej zamkniętych drzwi.
Przez wejście do pomieszczenia wbiegają policjanci.
Mało prawdopodobne prawda ? Sam nie wierze w wydarzenia z ostatnich dni...
Na szczęście Robert już nie goni mnie ze scyzorykiem z chęcią zrobienia ze mnie Sushi...
Brad i Taylor są piękną słodką parą.
Wszystko ładnie pięknie.
Ah... Ta kanapa... mimo że nigdy w życiu się na niej nie wyspałem to teraz wydaje się kolejnym cudem świata. Nawet mój śnieżno-biały sufit jest piękny, nie ma na nim żadnej pajęczyny.
Chester siedział w siadzie skrzyżnym na podłodze przy stoliku coś rysując na kartce.
Ostatnio dziwnie się zachowuje, całe szczęście przebaczył mi tą akcje z Chelsea.
Usiadłem na kanapie by mieć lepszy widok na to co narysował.
Rysunek przedstawiał Drewniane schody pogrążone w mroku, a na ich końcu klapa z desek, a pomiędzy nimi przenikały strugi jasnego światła. Nie od razu wiedziałem, że już widziałem to miejsce.
- Podoba ci się Mikey ?... Śniło mi się to miejsce...
Powiedział nie odrywając się od kończenia rysunku.
- Tak... super. - Czułem się jakbym rozmawiał z pięciolatkiem który pokazuje mi narysowany domek z tęczą i uśmiechniętym słoneczkiem.
Już wiem co to za miejsce....
- Chester ?.. dlaczego mnie tu przyprowadziłeś ? - powiedziałem ,zamykając za sobą drewnianą klapę i odkładając czapkę na zakurzone pianino. - Zawsze chciałeś bym powiedział ci.. dlaczego nigdy nic nie wspominałem o moim dzieciństwie, podczas gdy ty z chłopakami wszystkim się dzieliliście... - podszedłem bliżej, mimo panującego mroku w pomieszczeniu, mogłem dostrzec jego ciemne oczy.
Usiadłem na ziemi obok Chestera który skupiał się na swoim dziele. - Pamiętasz coś jeszcze z tego snu ? - Chłopak spojrzał na mnie. - Ktoś otworzył tą klapę.. a ja wystraszyłem się i schowałem się za stojącym tam fortepianem... Ciekawe czy to miejsce istnieje ... - spojrzałem na niego znacząco, ale on nie mógł tego zauważyć , patrzał w dal z uśmiechem na ustach.
- Pamiętasz jak ci mówiłem że niczego się nie boję ? - Powiedział, opierając się o jakiś mebel przykryty prześcieradłem. - Boje się jednej rzeczy... jednej osoby...
- Kogo ? - spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Kogoś kto zrobił z mojego życia piekło, wystarczyło mu na to jedna noc, kilka chwil... - opuścił wzrok, a po jego policzkach spłynęły łzy.
Chłopak spojrzał na mnie. - Ty wiesz gdzie to jest prawda ? - Wyrwał mnie z zamyślenia, kłamać ? Nie, ja nigdy nie kłamię... - Tak, wiem... - Chester złapał mnie za dłoń i szeroko się uśmiechnął . - Zabierzesz mnie tam ?
- A mam jakiś inny wybór ?
- Dzięki Mikey ! - Chłopak złapał moją twarz w dłonie i namiętnie mnie pocałował, chętnie się do tego włączyłem.
- Kocham cię Mike. - Naprawdę... mam odczucie jak bym przebywał z pięciolatkiem któremu obiecano wycieczkę do zoo.
Pogłaskałem go po policzku robiąc swój sławny MIKEOWY UŚMIECH... nie wiem czy nie jest bardziej sławny niż ja sam. - Też cię kocham Chazzy.
* * *
No dobra racja, z częścią na część jest coraz to gorzej i coraz to mniej Bennody przypomina , eh..