czwartek, 23 października 2014

Rozdział 33

Za każdym razem kiedy mam.wątpliwości,
Kiedy czuje że to już nie ma sensu i powinnam odejść, 
wy zawsze się pojawiacie i mimo to że nie ma was blisko,
To jesteście obok i mnie wspieracie.
Dziękuję wam absolutnie za każdy dzień...

~ Chaz.
Rozpierała mnie radość.
Miałem ochotę zacząć tańczyć i krzyczeć,
Ale mimo to że nie należę do osób taktownych, 
to takie zachowanie byłoby nie odpowiednie do okoliczności.
Ksiądz już od dłuższego czasu, 
patrzy na mnie ze znudzeniem, 
podczas gdy na mojej twarzy gości psychopatyczny uśmiech.
Mężczyzna pokręcił głową, 
odwracając wzrok na Shinode, 
ja zrobiłem identyczny gest w momencie kiedy brunet stanął obok na ołtarzu.
Jego grzywka była zaczesana w inny sposób niż zwykle, 
lecz nie miałem czasu nad tym rozkminiać.
Ta sytuacja jest zabawna, 
i po twarzy partnera wiedzę że nie tylko mi się tak wydaję. 
Chłopak wyszczerzył się, 
zasłaniając twarz dłońmi by uniknąć pogardy ze strony księdza, 
za brak powagi podczas znaczącej części ceremonii.
Z ledwością powstrzymałem się od śmiechu, 
po czym spojrzałem na mężczyznę w koloratce.
Shinoda uspokoił się, 
krzyżując nasze spojrzenia, 
ja także już się nie śmiałem.
Dźwięk kościelnych organ sprawił, 
że ucichliśmy, 
a na naszych twarzach został tylko uśmiech, 
który chyba z nich nie zejdzie tej nocy.

~ Mike.
Krzyki, Piski i oklaski.
To właśnie słyszałem w momencie kiedy usta moje, 
jak i Chestera złączyły się, 
by zapieczętować akt związku małżeńskiego.
Związek małżeński z Chesterem,
Jak to kurwa brzmi pięknie!
W tym momencie siedzimy przy stole, 
śmiejąc się z tego co mówią nasi bliscy.
Już pijana Kate, śpiewała kolendy z Chesterem, 
nie rozumiem skąd im się to wzięło, 
lecz nie to jest najciekawsze.
Najbardziej interesujące w tej sytuacji jest to.. 
Że Chester jeszcze nie pił..

~ Joker.
Wchodząc do pokoju, 
w którym już znajdowali się goście wraz z nowożeńcami, 
usiadłem obok nieznanej mi brunetki.
Powoli opadając na krzesło, 
przyglądałem się jej obliczu.
Jej jasno karmelowe włosy sięgały jej zakończenia żeber, 
zaś oczy miała kasztanowego brązu.
Od momentu kiedy zostałem się z Laurą, 
moją była partnerką która przyznam znaczyła dla mnie wszystko, 
nie czułem się tak jak teraz.
Dziewczyna odwróciła do mnie wzrok, 
rzucając mi delikatny uśmiech, odwzajemniłem go, 
próbując wydusić z siebie słowo.
Nie należę do osób wstydliwych, 
wręcz przeciwnie, ale przy niej moje gardło było zaciśnięte ze stresu.
Usłyszałem jej delikatny głos, gdy mówiła do mnie 
"Cześć" widocznie rozbawiona moją bezradnością podczas tej "konwersacji".
- Hej.. - Wydusiłem wreszcie z siebie.
- Jestem Joker. - Powiedziałem, podając jej rękę.
- Vanessa.

~ Van.
Właśnie stałam z Ann przy samochodzie,
Czekając na przyjście Phoenixa.
Mimowolnie wciąż zerkałam w stronę Zielonowłosego chłopaka, który miło się do niej uśmiechał.
- Vanessa się zadużyła w Jokerze.- Powiedziała Ann, ja zaś odwróciłam się do niej gwałtownie.
- Nie prawda..
- Jak nie? Gapicie się na siebie od kilku godzin, a na kolacji prawie nic nie zjedliście, bo zbyt was wciągnęła rozmowa ze sobą.- Po raz kolejny odwróciłam się do chłopaka, widząc jak trzyma telefon patrząc na mnie.
Odruchowo spojrzałam na.ekran swojego.
Osobiście byłam przeciwna temu, by Mike kupował mi telefon, lecz pewnego dnia obudziłam się widząc go na blacie ze wstążką.
Na ekranie dostrzegałam wiadomość od Jokera, o treści. " Idziemy na miasto? "
Spojrzałam na Ann, a ta się zaśmiała.
- Jak chodzi o mnie to możesz isc nawet na zlot satanistów, ale masz na siebie uważać i wrócić do domu cała i zdrowa! - Także się zaśmiałam. Dziewczyna Phoenxa ma bardzo nietypowe poczucie humoru, no ale ją uwielbiam już od pierwszej naszej rozmowy.

~ Mike.
Otworzyłem drzwi do mieszkania,
Swoimi trzęsącymi się z zimna rękami.
Po zapaleniu światła w przed pokoju,
Widziałem jakie są czerwone i zmarznięte.
Idzie zima, z dnia na dzień jest coraz chłodniej.
Chezz nie wiem jakim cudem,
Był już dobrze podchmielony,
Nawet nie wiem kiedy pił.
Jak zdjęliśmy kurtki i buty,
Wszedłem do łazienki odkręcając gorącą wodę, bo właśnie teraz potrzebuje gorącej kompieli.
Brad ma w domu zwykłą wannę,
Nie rozumiem jak można w takiej wytrzymać.. Chyba jestem zbyt luksusowy pod tym względem, gdyż my z Chesterem mamy Jacuzy, i ani jeden ani drugi nie ma z tym kłopotu.
Czułem że powieki, same już mi się zamykają ze zmęczenia, a jeszcze muszę zadzwonić do Ann by się powiedzieć jak tam z Vanessą.
Wlewając do wody różne płyny, odwróciłem się na pięcie wpadając na stojącego za moimi plecami Chestera.
- Dzień dobry, ma pan trochę czasu by się kochać? - Jego wzrok był ledwo przytomny, mówił w raki sposób jak by wypowiedzenie najprostszego wyrazu było nie lada wyzwaniem. Był po prostu pijany.
- Musisz być zawsze taki bezpośredni i nie romantyczny? - Zapytałem, podchodząc do półki z ręcznikami.
- Ma pan czas isc się kochać w świetle deszczu? - Odwróciłem się robiąc kpiącą minę.
- W czym? - dodałem, śmiejąc się pod nosem.
- W świetle...słońca.. Kurwa.. Słońce nie jest romantyczne.. Chodź się kochać!
- Wolę w wannie, a nie w świetle deszczu Bennington. - Chłopak podszedł do mnie, obejmując mnie w pasie.
- Kocham cię jak sucha studnia ogień. - Parsknąłem mu w twarz śmiechem,
Zasłaniając usta dłońmi.
Chłopakowi zrobiło się przykro,
Co dało się wywnioskować po jego smutnej minie, mimo faktu że ani na chwilę nie patrzeliśmy sobię w oczy.
Położyłem dłonie na twarzy Benningtona, podnosząc jego podbródek.
- Ja ciebie też bardzo kocham. - Powiedziałem w lekkim uśmiechem,
Całując go namiętnie.
Chazz zadowolony z tego jak akcja się potoczyła, także przyłączył się do pocałunku.
Jego zimne dłonie wsunęły się pod moją koszule, przyprawiając mnie o ciarki.
W momencie kiedy wbił mi palce w talie, parsknąłem na głos, podczas uniku wpadając plecami na.ściane, do której zostałem przygnieciony.
Nasze usta rozdzieliły się może na jedną sekundę, po czym znów zostały złączone w namiętnym pocałunku.
W pewnym.momencie chłopak póścił mnie i odbiegł co.sprawiło mi przykrość.
Na całe szczęście zakręcił po prostu wodę, i zdjął swoją koszulę.
- Zapraszam.. - Powiedział, pokazując na pelną wannę, gotową na to by ktoś się w niej zanużył, więc i tak uczyniliśmy.
Będąc w pianie aż po brodę, śmialiśmy się z rozmów na weselu, na naszym weselu.
- Mike? - Powiedział w pewnym momencie , podpływając do mnie.
- Słucham cię..
- Jak mamy na nazwisko? Shinoda czy Bennington?
- Nie zmieniliśmy nazwisk, 
ja nadal jestem Shinoda, 
a ty nadal Bennington.. - Chłopak przejrzał się smutno po pomieszczeniu,
Do momentu aż natknął się na moje spojrzenie.
- Może Bennoda..
- Słucham ? - Powiedziałem równie cicho.
- Bennoda.. Połączenie Bennington i Shinoda.. Bennoda..
- Mike Bennoda? - Powiedziedziałem do siebie, patrząc na pianę która się wręcz wylewała z wanny.
- I Chester Bennoda.
Uśmiechnąłem się lekko do siebie. - Idealne.
Piana trochę opadła, więc bez problemu widziałem uśmiech Benningtona a nawet jego tors.
W pewnym momencie zauważyłem coś dziwnego.
- Przywiązałeś mi rękę do uchwytu krawatem?! Chester! - Krzyknalem nie umiejąc uspowodzić nadgarstka, nawet przy pomocy drugiej dłoni.
- Nie noszę kajdanek na takie ceremonię, a już na pewno jeśli jest to mój ślub. - Zakpił, podpływając tak blisko by oderwać moją uwagę. - Jednych podniecają kobiety, a mnie ty przywiązany do różnych mebli..
Zmarszczyłem czoło.
- Przynajmniej jestes szczery..  - 
Powiedziałem z niesmakiem, dalej próbując uwolnić rękę, w czym ponownie mi przeszkodzono.
Lecz lubię jak Chazz mi przeszkadza w ten sposób - zawsze odlatuję, gdy zaczyna mnie całować. Zawsze..
- Wspaniale wykorzystany moment by całkiem mnie związać, zacząłbym klaskać ale mam trochę zajęte ręce! - Warknąłem z niesmakiem, a ten zmarszczył czoło, podnosząc jedną brew.
- O co ci chodzi? - Zapytał zdezorientowany, a ja westchnąłem odchylając głowę do tyłu.

~ Chezz.
Naszły mnie wyrzuty sunienia, na widok zmieszanej i zamyślonej miny partnera.
- Sprawiłem ci przykrość Mike? - Zapytałem patrząc na jego kasztanowe, świecące się oczka , które lustrowały pianę.
- Nie.. To ja nie wiem co mówię.. Robię..
- Nie chcę byś teraz zwalał wszystko na siebie... Czy.. - Przetarłem twarz zmarszczonymi już dłońmi.
- Jak cię zawiązuje.. Robię coś przez co jest ci źle? Ja cię nie chcę krzywdzić ani..
- Chester nie krzywdzisz mnie.. - Wyznał, przerywając mi w pół słowa.
Położyłem dłonie na jego szyjii, zbliżajac się do jego twarzy, jeszcze przez chwilę patrząc w jego oczka nie wyrażające żadnej emocji.
- Bardzo cię kocham, pamiętaj.. - Wyszeptałem całując go namiętnie.
Uwielbiam to uczucie, kiedy wiem jak bardzo chcę mnie dotknąć, ale nie może.
Mam dziwne łóżkowe zachcianki,
Więc moje dotychczasowe partnerki nie były tak ze mnie zadowolone, 
jak to sobie mnie wyobrażały.
Z Mikeem jest inaczej..  
On zawsze znosi wszystkie moje upodobania i zawsze jest.
*to jest wspaniałe mieć kogoś kto jest mimo wszystko.

~ Van.
Wchodząc pośpiesznie do budynku,
Wpadłam na Phoenixa, reakcje były przyznam podzielone.
Chłopak zmarszczył czoło, ja zaś zasłoniłam usta z przerażenia.
- Vanessa gdzie ty byłaś..?
- Proszę niech pan nie mówi tacie! - Wypaliłam spanikowana, patrząc na mężczyzne z pokerową twarzą.
- Spokojnie .. Gdzie byłaś?
- Z Jokerem...Nie powie pan Tacie? Błagam.. - Miałam chyba tak szeroko otwarte oczy, że nie wiedziałam jak zamrugać.
- Spokojnie.. Ale nie zrobiłaś nic głupiego?
- Nie.. - Chłopak pokiwał głową.
- Idź do domu bo.będziesz chora..
- Nie powie pan tacie? Ani panu Benningtonowi?
- Vanessa uspokuj się.. - Powiedział łapiąc mnie za ramiona.
- Nic im nie powiem...idź do środka proszę..
- Strasznie dziękuję.. - Powiedziałam pełna wdzięczności wchodząc do mieszkania.
Nie chcę by Tata myślał że robię sobię z niego żarty, i że w ogole nie jestem mu wdzięczna za to jak.wiele dla mnie zrobił,
Dlatego nie.chce by się dowiedział że całą noc byłam na spacerze z Jokerem, i wróciłam dopiero rano.
Gdy weszłam do kuchni gorącym uśmiechem powitała mnie Ann pijąca herbate. - Znalazła się zguba. - Powiedziała rozbawiona.
- Joker jest super, nigdy nie poznałam takiego chłopaka..
- Wiem, znam go, ale mnie raczej nie kręcą chłopcy w moim wieku.. - Powiedziała, wistając od stołu po nowy kubek.
- Nie jesteś za młoda, dla pana Farrella? - Dziewczyna parsknęła śmiechem, stawiając gwaltownoe kubek na stoliku prawie wylewając zawartość.
- Pomijając nazwanie go "Panem Farrellem" , to sądzę że to nie wiek a uczucia grają ważna rolę.
- Masz rację.. Od zawsze jakoś podchodziłam fo tego że między osobami nie może być zbyt dużej różnicy wieku.. Nawet między tatą a Panem Benningtonem jest tylko rok..
- dziewczyna znowu wybuchnęła śmiechem.
- Przepraszam.. - Wyszeptała. - Dlaczego ty mówisz "Pan Bennington" przecież to brzmi zabawnie..
- Nie mam szczelności być z nim na "ty"...
- Jestes naprawdę intrygującą osobą Vanesso..

~ Chezz.
Wybudziłem się nagle, spostrzegając że jestem w sypialni.
Nie mam pojęcia jak tu się znalazłem,
Pamiętam tylko że przeniosłem do łazienki butelkę czystej i piliśmy.
Najebałem się? To nawet pewne,
Zaraz umrę od uderzającego mnie światła.
Ręce przykute mam do łóżka swoimi własnymi kajdankami .
Co to za odgrywanie się na.mnie?
Kurwa, nawet nie.jestem w stanie się odezwać bo umieram.
Poczułem jak pełny energii i radości Shinoda, siada mi na biodrach z butelką wina.
- To co Chazzy? Pijemy?
- Nie Mike błagam, weź mi to z przed twarzy.. - Chłopak.zaczął się śmiać odkładając butelkę na podłogę przy łóżku.
- Wczoraj byłeś bardzo chętny na picie, co się zmieniło?
- Mike proszę.. - Zawyłem, chowając twarz przed światłem a tym samym przed spojrzeniem Shinody w uwięzionych ramionach .
Kac daje w kość, czuje wręcz ciepło które bije z mojego ciała, 
a w głowie czuję obroty, jak opcja "wirowanie" w pralce.
- Daj spokój, mamy jeszcze jedną butelkę czyst...
- Mike! Błagam! Skończ! - Jego głośny ton, jak i sama myśl o alkoholu przyprawiała mnie o mdłości.
- Czyżby pan Bennoda miał kaca? - Zapytał jeżdżąc mi palcami po brzuchu,
Co jest chyba najmilszym co mnie do tej pory spotkało.
- I to w chuj.. - Przyznałem ze skruchą, a ten zaczął się śmiać.
- Jeszcze raz mi powiedz że nie umiem pić. - Zakpił, wybuchając głośnym śmiechem co na dany moment było dla mnie dźwiękiem nie do zniesienia.
Zawyłem z niezadowoleniem, zaś chłopak się gwałtownie uciszył. 
- Przepraszam.. - Wyszeptał, całując mi skroń, po czym wstał.
- Gdzie idziesz Mikey? - Zapytałem pół głosem, 
próbując go zobaczyć, 
ale było mi ciężko skupić wzrok przy ostrym świetle promieni słonecznych , 
które wręcz wypalały mi gałki oczne. 
Ten zaś by złagodzić moje cierpienia zamknął okno, 
sprawiając że nagle wszystko z zewnątrz ucichło.
Ah.. te dźwiękoszczelne ściany,
To była jedna z.moich lepszych decyzji w życiu.
Gdy Shinoda zasłonił rolety, było dużo łatwiej wytrzymać rozrywanie czaszki.
Już myślałem że będzie tylko lepiej, do momentu kiedy krzyknąłem przeraźliwie, 
z tej przyczyny że Kochany Mikey przyłożył mi do brzucha lodowate piwo, 
które prawdopodobnie wyjął z naszej przenośnej lodóweczki z lodem.
i do tego nie chciał go zabrać, nabijając się z moich wrzasków.
Znacie to uczucie, 
kiedy ściskacie w dłoni śnieżkę bez rękawiczek, 
i po jakimś czasie odczuwacie ten ból ?
Ten ból zamarzniętych rąk? 
Tak właśnie się czuję przez tego idiotę.
Po najdłużych kilku minutach błagań,
Zdjął tą zamarzniętą puszkę, z mojego rozgrzanego ciała.
- Wieczorem nadrabiamy noc poślubną.. - Stwierdził, 
przerzucając butelkę z jednej do drugiej dłoni.
- Możemy nawet kupić lamę, 
ale błagam daj mi spać i już się nade mną nie pastw..

*-*-*-*
Tak! hahah mam.obsesję na punkcie zawiązywania chłopaków.
Tak mam to moja ukochana specjalizacja i nic z tym nie zrobię grr... Hah <3
Komentować.  <3

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 32

~ Mike.

Dzisiejszy dzień był najpiękniejszym w moim życiu.
Każdy jego szczegół zostanie mi w pamięci na długo.
Dziś spałem u Brada, zaś Chester u Davea.
Miało to na celu byśmy się nie nie zobaczyli, aż do momentu wyjścia z samochodów przy kościele.
Przyznam że była to dla mnie męka,
Gdyż chciałem zobaczyć swojego przyszłego męża, ubranego w garnitur,
Z tak wspaniałej okazji.
Jessy, dobierała mi krawat przez pół godziny, i co jakiś czas ocierała mi łzy szczęścia z twarzy, sama odnośnie się śmiejąc.
Zdanie " Mike nie płacz, będzie dobrze"
Słyszałem już od każdego, poza Chesterem którego przez większość dnia nie mogłem zobaczyć.
Chodziła mi po głowie myśl,
W jaki on sposób to właśnie przeżywa?
Czy Ann wystylizowała go jakoś szalenie,
Czy będzie całkiem przyziemny?
Mam już tyle lat,a wychodzę za mąż dopiero teraz, i za to za moją pierwsza prawdziwą miłość.
To jest niesamowite.
Vanessa wyglądała pięknie,
Dla niej to.także było przeżycie,
Bo dopiero teraz mogła poznać wszystkich ludzi którzy pojawili się w naszym życiu.
Naprawdę.. W kościele pojawił się chyba każdy.
Lecz nie rozpędzam się tak.
Gdy opuściłem dom, chcąc iść do samochodu w ramiona rzucił mi się młody chłopak którego początkowo w ogole nie poznałem.
Zapowiadało się że Joker mnie udusi, lecz na szczęście Phoenix nas rozdzielił.
Widok zielonowłosego nastolatka mnie nie lada zdziwił, no ale prawda jest taka że go także nie mogło zabraknąć na tej uroczystości.
Jadąc samochodem, przed okno także widziałem wiele znajomych twarzy.
Czułem się źle w tym aucie.
Okna można było otworzyć tylko od strony kierowcy, a drzwi były zablokowane.
Czułem się jak w samochodzie policyjnym.
Nienawidzę czuć się uzieziony.
Lecz oddalałem od siebie te myśli jak najdalej, lustrując wszystko co dzieje się za szybą.
Pięknie ubrana była dziewczyna Chestera, Charllie wraz z przyjaciółką swoją jak i Taylor, Alex.
Poczułem szturchniecie w rękę, odwróciłem się w stronę siedzącej obok Van która pokazała mi coś za szybą z jej strony.
Wychyliłem się lekko, by zobaczyc o.co.chodzi i moim oczom ukazał się ogromny tęczowy balon z napisem
" HAPPY LOVE BENNODA ! "
Na ten widok zasłoniłem usta ze wzruszenia, a po moich policzkach spłynęły łzy radości.
Nie potrafiłem tego opanować,
Ja sam nie mogłem uwierzyć w to co się działo.
Gdy drzwi się otworzyły wyparzyłem z samochodu, od razu rozglądając się za Chesterem.
Lecz nie dostrzegłem go.
Podszedł do mnie Delson,
Z satysfakcjonującym uśmiechem.
- Piękne uczucie prawda?
- Nawet nie wiesz jak.. - Wyznałem, ocierając kolejną łzę.
- Wiem.. - Stwierdził, po czym odwrócił się w stronę swojej dziewczyny która poszła przywitać się z Anadtazja i Otisem.
Otis jest tak do mnie podobny.
Wygladałem identycznie na studniówce na której byłem z Taylor, zaś Chazz był tam albo z Samantą, to była jego szaleńcza i bardzo krótka miłość zaraz po Annie.
Była to piekna, blondynka o figurze tancerki Dance Hall, lecz intelektem pasowali do siebie idealnie.
Ja powiedziałem się o.tym że byli razem,
Dopiero jak jak dała mi z.liścia na korytarzu, za to że "przespałem" się z Benningtonem.
Chester miał ogromną załamkę przez.. Tydzień? Tu raczej nie ma o czym wspominać.

~ Chazz.

Wyszedłem powoli z samochodu,
Rozglądając się po tłumie.
Od razu wpadła na mnie jakaś kobieta,
Po czym oboje zaczęliśmy się śmiać z siebie nawzajem.
- Bardzo pana przepraszam.. Nie potrafię znaleść pana młodego..
- Którego? - Zapytałem rozbawiony, a ta pokręciła głową.
- Chestera Benningtona. - Powiedziała, a ja wyszczerzyłem się na cały ryj gdyż już poznałem kim ona jest.
- Kate głupia kupo! - Powiedziałem, a ona na mnie spojrzała.wielkimi oczami.
- CHEZ ?! - Krzyknęła rzucając mi się na szyję.
- Tyle lat Gówniażu! - Krzyknęła, puszczając mnie z uścisku.
- Ale się zmieniłaś, nie masz już blond włosów, ani nie wygladasz jak.by fryzjer cię nie lubiał! - Kate miała wygolony jeden bok, co mi się nie podobało.
- A ty wygladasz jak łysy chuj, i zmarszczki ci się zrobiły na mordzie. - Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Ale wy sobię słodzicie. - Powiedziała kobieta Farrella, stając między nami.
- Dziewczyny poznajcie się Ann, to moja najlepsza przyjaciółka z liceum Katey, Kate to jest Anna, dziewczyna Dave.
- PHOENIX MA.DZIEWCZYNE? - Krzyknęła, zasłaniając usta, a tęczowo włosa spojrzała na nią z ukosa.
- Wyrobił się jebany.

~ Mike.
- Dlaczego nie mogłem go przytulić?! - Krzyknąłem z rozczarowaniem,.patrząc na Joego jedzącego sernik z Ann na współę.
- Ponieważ czas na czułości macie podczas nocy poślubnej! - Powiedziała tęczowo włosa, uśmiechając się do mnie.
- No ale..
- Nie ma "ale" , stary. - Przerwał mi Hahn, podnosząc brwi.

~ Chazz

Wiele chwil mi tak po prostu uciekło z głowy, bo wszystko działo się tak szybko.
Ja już stoję na outażu, ksiądz patrzy na mnie surowym wzrokiem, wręcz z pogardą, a ja powstrzymuje się od śmiechu na myśl o tym że zaraz wejdzie tu Mike w sukni ślubnej.
Mimo że tak naprawdę będzie ubrany w garnitur, to przyznam się że byłoby zabawne odsłonić biały welon a tu Mike.
Ja tu zaraz wybuchnę, a ten typ w sutannie mnie stąd wyrzuci.
W końcu jest. Organy zaczynają grać, a ludzie w ławkach powracają wzrok w tył, spoglądając na długo wyczekiwaną postać.

~ To jest dopełnienie do poprzedniego rozdziału , co nie zmienia faktu że do.niczego.
Przepraszam za moje "lekcewarzące podejście" ale na daną chwilę nie mogę inaczej, mam nadzieję że dzielnie to przeczekacie..