Dzień.. dość interesujący, miło jest usiąść przy kuchennym stole, z kubkiem kakao.
Jak to z kolegami bywa, napiliśmy się elegancko..
i jak to bywa z piciem..
pokłóciliśmy się....
*.*.*
- Chester Kurwa.
Wybełkotał Sean, patrząc na mnie z oburzeniem.
- Co to kurwa za jebiące chujem gówno? - Dodał, rzucając we mnie albumem Recherged.
- Płyta LP. - Odpowiedziałem, równie niewyraźnie co on.
- To kurwa? To kurwa jest jakiś kurwa Dupstep...
- To jest kurwa remix Living Thinks...
- To jest kurwa gówno.
- JA PIERDOLE, PRZESTAŃCIE KURWA PRZEKLINAĆ! - Krzyknął Bobby z oburzeniem, odstawiając butelkę wódki na stole przy którym siedział na podłodze. Ale ani ja ani Sean na to nie zwróciliśmy uwagi.
- No ale... nie zapomnij jak się growling'uje kurwa...
- Nigdy tego nie zapomnę. - Odpowiedziałem spokojnie , chwiejnie wstając z miejsca i sięgając po butelkę.
*.*.*
Napiłem się łyk gorącego kakao z mojego granatowego kubeczka, na którym korektorem jest napisane " C.S.B" Co ma oznaczać " Chester Shinoda Bennington"
Mikey ma taki sam, tylko " M.B.S "
W pewnym momencie usłyszałem że ktoś wchodzi do domu.
BARDZO,BARDZO DZIWNE.
Chcąc to sprawdzić wyszedłem z kuchni i spojrzałem w stronę przed pokoju, nikogo nie było w drzwiach, lecz gdy odwróciłem głowę zobaczyłem Mike'a siedzącego na kanapie patrzącego martwo w jeden punkt.
- Mikey? - Powiedziałem zaskoczony, podchodząc do chłopaka. - Czemu nie jesteś w samolocie? - Zapytałem, siadając obok niego, ten zaś w tym momencie wybuchnął płaczem zasłaniając twarz dłońmi, kompletnie zdezorientowany patrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Boże, kochanie, co się stało? - Zapytałem zmartwiony, przytulając go. - Taylor nie żyję Chaz! - Krzyknął przez łzy, bardzo mocno wtulając się we mnie.
Szok przemówił za mnie, zbladłem na twarzy otwierając nieświadomie usta.
No szok, sam nie wiem jak to opisać.
Przytuliłem go do siebie mocniej, gładząc go delikatnie po plecach.
Pomyślałem teraz o Bradzie...
Co z nim?
Jak się teraz czuję?
Czy daje sobie jakoś radę?
*.*.*
Delson:
Wszedłem załamany do domu, nic już mnie nie interesowało.
Trzasnąłem z całej siły drzwiami , oraz strąciłem duży szklany wazon z szafki, który spadł na podłogę , rozpryskując się na całym korytarzu.
Oparłem się rękami o szafkę w pomieszczeniu w którym się znajdowałem, po czym podniosłem wzrok, zobaczyłem swoje odbicie. Przeraził mnie ten widok, zmęczony, przygnębiony, bez chęci do życia.
Odwróciłem wzrok w stronę przeciwną do drzwi i ujrzałem stojących w korytarzy Otisa, i jego partnerkę. Przyglądali mi się z wielkim niepokojem, też bym się sobie tak przyglądał, jak bym chciał w ogóle jeszcze raz zerknąć w lustro.
Ta dwójka zajmuję się Anastazją.. mam nadzieję że jej nie obudziłem...
Granatowowłosa podeszła do mnie, i spojrzała mi w oczy pytająco, ja zaś pokręciłem smutno głową, i wyminąłem ją, a później Otisa, wchodząc do sypialni.
Chłopak jeszcze przed samym moim naciśnięciem klamki , złapał mnie za ramię. - Nie żyję? - Zapytał beznamiętnie, przyglądając mi się uważnie, ja zaś pokręciłem przecząco głową, i wszedłem pośpiesznie do pomieszczenia.
Nie będę za nią płakać, już dość za nią płakałem podczas tej choroby.
Kochałem ją jak kurwa nikogo, od zawsze, moja pierwsza i jedyna miłość,
Zrobiłbym wszystko żeby móc położyć się obok niej do łóżka, pojeździć palcem po jej bladym, płaskim brzuszku, zobaczyć ten piękny szeroki uśmiech... ten Mike'owy uśmiech...
Aby móc jej powiedzieć jak bardzo ją kocham, móc ją przytulić, pocałować..
Dzielić z nią resztę swojego marnego życia...
Które tylko dzięki niej miało sens.
*.*.*
Chester:
Nie wiem dlaczego, ale przebudziłem się w środku nocy.
Zerknąłem na elektroniczny zegarek, na którym widniała cyfra trzy w towarzystwie zer.
Odwróciłem wzrok w stronę swojego partnera, on zaś leżał i patrzał nieprzytomnie na sufit.
- Nie śpisz kotek? -
Zapytałem, po czym pogłaskałem go po brzuchu, i pocałowałem w policzek.
- Nie potrafię zasnąć...
- Dalej myślisz o Tay? -
Zapytałem przygnębiony, jego smutkiem.
- Taylor to była jedyna dziewczyna którą przytuliłem z czystym sumieniem, i mówiłem jak bardzo ją kocham, jedyna dziewczyna którą poprosiłem do tańca na studniówce, jedyna dziewczyna z którą chciałem mieszkać...
- To jest jakaś dziewczyna którą przytulałeś z wyrzutami sumienia? - Zapytałem zdziwiony, ten zaś przytaknął.
- Anna.. - Zagryzłem wargę.
Nie mam w ogóle ochoty wracać do tego tematu, to jest dział zamknięty w naszym życiu.
Rzuciłem mu smutne spojrzenie, po czym przybliżyłem się do niego, i kładąc mu rękę na szyję, pocałowałem go delikatnie, ale z uczuciem.
- Nie możesz się o to zadręczać... jej śmierć to nie twoja wina.. tak chciał bóg... - Powiedziałem, chłopak spojrzał mi w oczy z widocznym zdziwieniem.
- Wierzysz w Boga? -
Zapytał , marszcząc czoło.
- Nie, ale wiem że ty wierzysz.. -
Stwierdziłem, po czym zrobiło mi się przykro, tak jak bym źle coś powiedział.
- Kocham cię. -
wyszeptał niespodziewanie, po czym ucałował mnie w policzek, zaraz obok ust, i położył się plecami do mnie.
- Ja ciebie też.
- Odpowiedziałem, kładąc się zaraz obok i obejmując go w pasie zasnąłem,
z nadzieją.. że on także.
*.*.*
Gdy otworzyłem oczy rano, moim oczom ukazało się światło słoneczne, ale nie mój chłopak leżący zaraz obok mnie, gdzie się podziewa mój Mikuś..
Podniosłem się z łóżka, przymykając oczy dalej ślepiony złocistymi promieniami zza okna.
Wyszedłem na korytarz w poszukiwaniu Shinody, po drodze do kuchni zatrzymałem się przy pięknych białych drzwiach. Był to pokój Taylor, biała tam białe ściany, z dużym jasnoróżowym pasem na środku , i brązowymi kwiatami. Teraz jest zamknięty na klucz.
zamknięty przed światem i przeszłością.
Westchnąłem, i zdecydowanym krokiem ruszyłem do kuchni, w której znalazłem się 3 sekundy później.
Mike siedział przy stole mieszając miodowe płatki z mlekiem.
Był oparty łokciem o stół i patrzył się nieobecnie na miskę z jedzeniem.
Eh... jak mi jest przykro że muszę go oglądać w takim stanie, nawet nie chcę sobie wyobrażać Brada czy Roba, oni to pewnie chodzące Zoombie... Mike zresztą tez..
- Cześć słońce.. -
Powiedziałem bez przekonania, albo dlatego że sam jestem smutny, albo dlatego że Mikey w ogóle słońca nie przypomina.
Podszedłem do niego, po czym pocałowałem go w policzek.
- Jak się czujesz? -
Zapytałem smutno, siadając na krześle obok.
- Już lepiej, ale jestem zmęczony.. -
Powiedział przecierając twarz dłońmi, znowu ma grzywkę.. nawet nie zorientowałem się że znowu zapuścił włosy.
- Zabierzemy gdzieś jutro Brada ok? Na piwo do knajpy, ale kultórka na pizzę...
- Nie zły pomysł. -
Powiedział Shinoda uśmiechając się do mnie smutno, trochę śmiesznie to wyglądało bo on miał oczy zamknięte, i ledwo powstrzymałem się od śmiechu.
Tak... oby Delson się z nami zabrał, nie może cały czas siedzieć sam w domu...
Muszę odciągnąć ich dwójkę od myślenia o Taylor...
To będzie straszne...
*.*.*
DLACZEGO TAYLOR UMARLA?! JA KOCHALAM TE DZIEWCZYNE! Miala coreczke z Bradem.. placze.
OdpowiedzUsuńZalamany Mike.. Brad. Nie nie nie.. nie lubie smierci w opowiadaniach ;-; chodz Mike przytule cie .. ech.. scena z klotnia... Boze.. ile przeklenstw :D
No nic. Jest po 1 a ja nie mam glowy do komentowania ;-; ake skoro przeczytalam to skomentuje.
Ja juz spadam bo zamulam lekko. Weny.
Matko Bosko Kochano, biedny Mike ;(
OdpowiedzUsuńMam ochotę go przytulić pocieszyć, ale Chaz robi to lepiej.
Dobrze, że nasz Shinoda ma kogoś kto będzie przy nim. Teraz gdy stracił siostrę będzie mu to najbardziej potrzebne. No i jest jeszcze Brad. Stracił ukochaną, Chester musi ich wyciągnąć z dołka. Wierze w niego.
No ja już wyczerpałam zasób słów, więc po prostu ściskam cieplutko i życzę wiele weny.
Mam nadzieje, że ta "Zmiana planów" oznacza, że to jeszcze nie koniec ;P
Ja po prostu nie mam słów. To jest takie piękne, prawdziwe... Przykro ze Tay nie żyje, Any bedzie sama z Bradem :( ale opowiadanie jest bardzo fajne życzę dużo inspiracji :)
OdpowiedzUsuńBiedna Tay, biedni nasi chłopcy, biedna ich córeczka ;_; Mam nadzieję, że się z tego smutku jakoś wyliżą..
OdpowiedzUsuńNo to, powracam (ferie, enjoy!) i postaram się teraz komentować systematycznie. Chyba mnie nie zabijesz, prawda? :D
Chazzy i Mike są tacy słodcy ;_; Widzę, że się obydwoje wspierają, zawsze i wszędzie. Rozkoszne!
No to ja spadam na kolejną część, bo jeszcze mi dwie zostały.