- Zaraz, a gdzie Anastazja? - Wtrąciła się Ann, spoglądając pytająco na Delsona. - W domu, śpi. - Odpowiedział, wycierając łzy. - ZOSTAWIŁEŚ JĄ SAMĄ W DOMU? - Krzyknęła zdenerwowana, podbiegając do wieszaków, i ściągając z nich swój płaszcz. - Ja tam jadę, pięciolatka nie będzie sama w domu, nie pozwolę na to. - Powiedziała gniewnie, wybiegając z domu, wcześniej zakładając swoje glany na odwal się. - Idę z nią. - Stwierdził Dave, powtarzając czynności swojej partnerki, po czym zatrzasnął za sobą drzwi frontowe. - Co tak stoicie, jedziemy tam! - Krzyknął Joe, po czym wszyscy ruszyliśmy w stronę drzwi.
stojąc przygnębiony opierając się o ścianę korytarza szpitalnego, myślałem o tym jak bardzo siebie nienawidzę. Naprzeciwko mnie stanął Chester, obejmując mnie w pasie, próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. - Nie zachowujesz się normalnie, co do tej sytuacji... martwię się. - Stwierdził, podnosząc mi palcem brodę, krzyżując nasze spojrzenia. - Ponieważ jestem wściekły... - Odpowiedziałem z opanowaniem, podziwiając jego piękne ciemnobrązowe tęczówki. - Na co? - Zapytał zdziwiony, stykając się ze mną nosem. - Na to że nie byłem tutaj, jak coś nie dobrego działo się z Taylor... - Powiedziałem po czym spuściłem głowę, zaciskając mocno powieki by powstrzymać łzy. - Mike. - Powiedział spokojnie chłopak, ponownie podnosząc mi brodę. - Nie będziesz zawsze przy niej... to nie twoja wina. - Powiedział patrząc mi w oczy ze współczuciem. - Nie płacz... - Wyszeptał zmysłowo, przykładając czoło, do mojego czoła. - Kocham cię.. - dodał chłopak całując mnie delikatnie. Tęskniłem za tym zainteresowaniem, z jego strony...
- Przepraszam czy jest tutaj ktoś z rodziny? - Zapytał lekarz , przesuwając wzrok po całym towarzystwie, ja razem z Bradem podeszliśmy pośpiesznie, nie zważając na siebie na wzajem. - Jestem Bratem/Mężem. - Powiedzieliśmy jednocześnie, wymieniając się spojrzeniami. - To proszę wejść. - Powiedział lekarz, prosząc naszą dwójkę do gabinetu. Pomieszczenie było bardzo małe, znajdowały się w nim tylko dwie meblościanki z książkami, stojącymi prostopadle do drzwi wejściowych, a na przeciw stało biurko, za którym znajdował się czarny obrotowy fotel. Mężczyzna usiadł na nim, zaś my z Bradem podeszliśmy bliżej, mój towarzysz od razu oparł się dłońmi o blat stołu, ja zaś stanąłem prosto, dając ręce za plecy, przyglądając się doktorowi z drugiej strony biurka. - Nie ma co owijać w bawełnę, sytuacja nie jest zbyt ciekawa... - Stwierdził wstając od biurka, po czym podszedł do okna za jego plecami. - Przykro mi, ale Taylor zapadła w śpiączkę.
- Co ? - Zapytałem zdenerwowany, po czym obejrzałem się na Delsona, który zsunął się na kolana. Doktor zareagował równie szybko jak ja, pomagając mi podnieść przyjaciela z ziemi. - Wszystko w porządku panie Delson? - Zapytał lekarz , patrząc brunetowi w twarz. - Nic nie jest w porządku! - Krzyknął, stając już o własnych siłach. - Dziewczyna z którą chciałem ułożyć sobie życie, jest w ciężkim stanie w szpitalu, mam z nią dziecko, rozumie pan? Pięcioletnią córeczkę! Ona nie może umrzeć! - Krzyknął rozpaczliwie, a ja zamiast stać jak kołek i patrzeć jak Brad wydziera się na pana doktora, postanowiłem zareagować, stanąłem pomiędzy nimi, i złapałem chłopaka za ramiona. - Brad uspokój się. - Powiedziałem z opanowaniem, po czym przytuliłem go. - Uspokój się.. - Powtórzyłem, gładząc go po plecach.
Chester:
Fajne święta - pomyśleli wszyscy przy świątecznym stole. Brad został z Taylor w szpitalu, Załamany Mike razem z Ann, bawią się z Anastazją, a Rob, Joe i Dave, próbują zrobić wszystko by stworzyć świąteczną atmosferę - na nic.
A co ja robię? W tym momencie stoję sobie przed drzwiami, patrząc na ogromny pusty parking, przypominający lotnisko dla helikopterów. W pewnym momencie z mroku, dalszych terenów tego o to parkingu wyłoniła się para idąca za rękę, po krótkim jednak czasie poznałem w nich syna Shinody,i jakąś dziewczynę. - Dobry wieczór Chester. - Powiedział Otis, wymuszając miły uśmiech, zrobiłem to samo, z tą samą niechęcią. - Cześć, wejdźcie. - Powiedział, wyrzucając niedopałek za siebie.
Mike:
Usłyszałem otwieranie się frontowych drzwi, podniosłem wzrok by zobaczyć wracającego Chester'a ale poza nim zobaczyłem też pozostałą dwójkę. - Cześć Wszystkim. - Powiedział chłopak , a nieśmiała dziewczyna tylko się miło uśmiechała. - Otis. - Powiedziałem entuzjastycznie, na chwilę zapominając o Taylor. - Cześć Tato. - Powiedział Chłopak, przytulając się do mnie, z szerokim uśmiechem. - Witaj Anastazjo. - Powiedziałem do dziewczyny, uśmiechając się do niej szeroko. - Ja jestem Anastazja. - Powiedziała pięcioletnia dziewczynka wychodząc zza moich nóg , oglądając się po nowych ludziach. - Jaka słodka! - Krzyknęła granatowo włosa dziewczyna, padając na kolana przed małą córeczką Delsona. - Wesz.. ja też jestem Anastazja. - Powiedziała łagodnie uśmiechając się do dziewczynki, zaś ona podbiegła do dziewczyny, rzucając jej się na szyję. - O jezu! - Krzyknęła dziewczyna, przytulając pięciolatkę. - Anny uwielbia dzieci. - Oznajmił Otis, zerkając na mnie. - Nie da się ukryć. - Odpowiedziałem, także spoglądając w jego stronę. - Dobrze że wróciłeś. - Powiedział chłopak, przytulając się do mnie. Po chwili zorientowałem się że Bennington bacznie się nam przygląda, co wzbudziło mój niepokój, lecz gdy zorientował się że wiem, odwrócił się w przeciwną stronę. - Czekaj chwilę.. - Wyszeptałem do niebieskowłoseo chłopaka, który przytaknął mi, i klęknął obok swojej dziewczyny, ja zaś podszedłem do Chester'a obejmując go w pasie od tyłu. - O co chodzi? - Zapytałem zmysłowym tonem , spoglądając na niego przez ramię. - O nic.. - odpowiedział obrażony, krzyżując ręce na piersi. - A jednak o coś. - Stwierdziłem stając naprzeciwko niego. - Chodzi o Orisa? - Zapytałem cicho, patrząc mu w oczy. - Kotek proszę.. - powiedziałem, łapiąc go za ręce. - Chodzi mi o to, że masz syna, i to nie ze mną... - Powiedział smutno, a ja zagryzłem wargę by nie zacząć się śmiać, lecz wokalista i tak to zauważył. - Z czego się śmiejesz? - Powiedział poważnie, rzucając mi zabójcze spojrzenie. - Bo jak miałbym mieć z tobą dziecko? - Odpowiedziałem drwiąco, u niego zaś nawet nie drgnęły kąciki ust, tylko obrażony wyrwał się z moich dłoni i krzyżując ręce na piersi odwrócił się. - No Chaz. - Powiedziałem dźgając go w żebra. Chłopak spojrzał na mnie, podnosząc jedną brew, ale ja nie przestawałem go dźgać, i po chwili zrobiłem zawziętą minę przechodzącą przez smutek, co wywołało u chłopaka śmiech, który próbował zamaskować dłonią. - Dobra, nie jestem zły. - Powiedział patrząc na mnie z uśmiechem.- Jee! A dostanę buzi? - Zapytałem wyszczerzając się na całą twarz, patrząc na niego tymi dużymi słodkimi oczkami. - Nie. - Powiedział stanowczo, lecz na jego ustach, nadal był uśmiech. - Jak to nie? - Powiedziałem, robiąc smutną minkę, po czym objąłem go w pasie chcąc go pocałować. - No daj buzi. - Powiedziałem rozbawiony, ten zaś skrzyżował ręce na piersi i wychylił się do tyłu wybuchając śmiechem. - Nie.
- Tak. - Jeszcze przez chwile protestował, ale w końcu stanął normalnie, składając namiętny pocałunek na moich ustach. - Będę mieć koszmary. - Wtrąciła się Ann, spoglądając na nas z rozbawianiem. - Masz rację, ja też bym się z Dave'em nie całował... - Odgryzł się Chester. - Ty, nie pyskuj, bo się pozbędziesz tej pięknej twarzyczki. - Odpowiedziała , krzyżując ręce na piersi. - Haaaaaaa.... - Powiedział chłopak, gwałtownie się ode mnie odrywając. - Przyznałaś się że jestem ładny! - Krzyknął do kolorowowłosej. - Tylko że ja jestem boski. - Poprawił ją kładąc jedną rękę na biodro, a drugą na kark, odchylając głowę do tyłu. - Jak cię dostanę w swoje ręce, to zostaną po tym marne resztki. - Krzyknęła dziewczyna, rzucając się za nim w pogoń. - Znowu przyznałaś mi rację! - Powiedział zachwycony, wybiegając przez drzwi wejściowe, a ona za nim. - Ale nie zniszczcie ozdób błagam! - Krzyknął za nimi Phoenix, który całą noc dekorował studio. Ja zaś wybuchnąłem śmiechem, patrząc na siedzących przy kominku Rob'ie i Hayley. Chłopak bardzo często odwracał wzrok w moją stronę, co mnie stresowało. Gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, rzucił mi gniewne spojrzenie, po czym wrócił do rozmowy z czerwonowłosą.
CHYBA -COŚ - MI - UMKNĘŁO.
- Muszę na chwilę wyjść. - Stwierdziłem , pośpiesznie zakładając kurtkę. - Gdzie zaś leziesz? - Powiedział oburzony Hahn. - Zaraz wrócę. - Rzuciłem pośpiesznie, wychodząc z domu.
Anna
Mój dom, idealnie opisuję całą mnie - PUSTKA, PUSTA, PUSTKA.
Zasiadłam przy stole, zarzucając długie czarne włosy na plecy.
Nie mogę mieć wyrzutów do Otisa że chciał spędzić święta ze swoją dziewczyną, ale tak smutno, zostać samą. Wstałam po chwili, i biorąc swoją gitarę do ręki, usiadłam przy kominku. Jest to biała gitara akustyczna, udekorowana namalowanymi markerem grafity autorstwa Shinody.
- Co ty robisz Mike? - Powiedziałam, omijając jakieś dziwne śmieci w starej szopie, w której siedzieliśmy. - Maluję. - Stwierdził dwudziestolatek nie przerywając bazgrania markerem po gitarze.- Co, po mojej ukochanej gitarce? Gdzie ty masz sumienie? - Zapytałam, siadając mu na plecy, bo leżał podczas swojego niepasującego mi zajęcia. - Spokojnie... - Powiedział, podając mi instrument, przyjrzałam się pudłu na którym były namalowane japońskie litery, bardzo gęsto, i jak się głębiej przyjrzałam mogłam dostrzec maleńki napis "By: Shinoda " - Dziękuję. - Powiedziałam łagodnie, kładąc się obok niego, i dając mu buziaka w policzek. - Nie ma sprawy. - Odpowiedział, uśmiechając się miło, a na jego policzkach pojawił się rumieniec.
Moje wspomnienia przerwał dzwonek do drzwi, niezwłocznie wstałam z podłogi i podbiegłam truchtem do drzwi, od razu je otwierając. W progu zobaczyłam uśmiechniętego bruneta , który uśmiechał się do mnie szeroko. - Wesołych świąt. - Powiedział Shinoda, całując mnie u policzek i wchodząc do środka. - Cześć Mike. - Odpowiedziałam zdezorientowana. - Co ty tu... nie jesteś na święta z Chester'em? - Chłopak wyciągnął zza pleców bukiet róż i wręczył mi go. - Spędzam, ale nie mogę o tobie zapomnieć. - Stwierdził uśmiechając się miło. - Dzięki. - Powiedziałam podekscytowana, po czym przytuliłam się do niego. - To wiele dla mnie znaczy...
* * *
Nie wiem, nie wiem...
kiedyś opisywałam lepiej emocje...
kiedyś miałam uczucia. ://
Świątecznie i genialnie <3
OdpowiedzUsuńPowiem tak:
OdpowiedzUsuńTen moment kłótni Chestera z Maikeyem Takie.. Awwwww.
Jak ja ich obojga kocham <3
Taylor.. Wiedziałam, że z nią cos będzie! Wiedziałam!
"Będę mieć koszmary. - Wtrąciła się Ann, spoglądając na nas z rozbawianiem. - Masz rację, ja też bym się z Dave'em nie całował..." - Ten moment, to mnie rozwaliło. Boże..
Śmieję się z tego jak głupia.
Całość oczywiście mi sie baardzo, bardzo podoba. I jak dziewczyna Otisa z ta córeczką Brada.. Takie kochane - tak, tak też mam bzika na punkcie małych dzieci.
No nic. Ja czekam na następny, a tobie weny życzę!
"Będę mieć koszmary. - Wtrąciła się Ann, spoglądając na nas z rozbawianiem. - Masz rację, ja też bym się z Dave'em nie całował..." - absolutnie najlepszy moment! Ale cała sprzeczka Mike'a z Chesterem była słodziusia, a to "daj buzi - nie" też było przesłodkie. Uwielbiam to jejkujejkujejku!
OdpowiedzUsuńTylko ciekawe gdzie nasz Szinołda znowu polazł?
Aaa! Do Anny! Jakie to słodkie!
Nono, nasz maczo się dobrze zachował. Dobrze, że nie zostawił tak całkowicie Ann. Tylko skąd on wziął te kwiaty? XDD Pewnie zerwał z jakiegoś ogródka po drodze. Bosko!
A że niby kiedyś lepiej opisywałaś? Może troszeczkę, ale bez przesady! Przecież nadal jest świetnie! To zależy od weny, bo jak piszesz żeby pisać, to tak - no dupa z tego wychodzi, a wena to chyba najlepsza rzecz pod słońcem - takie piękne, literackie określenia same cisną ci się na usta. Tylko trzeba na to cierpliwie poczekać albo naczytać się jakichś natchnionych wierszy uzdolnionych ludzi! :D
No to weny i pozdrawiam! :)
Wiesz co, czasem największym problemem jest to że odczuwam niewystarczający zasób słów, i w pewnym momencie się zacinam bo nie mam pojęcia jak coś określić... nie wiem jak coś napisać, by dobrze tak brzmiało, największy problem sprawia mi wyraz "Drzwi" on nie ma żadnego wyrazu podobnego, bym mogła do użyć, więc nachodzi problem, jak coś napisać by się nie powtarzać. Oj tak , sprawia mi to naprawdę duży problem, oraz, teraz jestem na siebie niezmiernie wściekła że na samym początku nie zrobiłam opisu postaci, tylko od razu zaczęłam historię, to złe, ale przeżyję. Dzięki że czytasz kochana <3
Usuń