Walizki z moimi rzeczami leżą już dawno na tylnych siedzeniach wozu, nie mogłem tam zostać, nie potrafiłem. Teraz czuję wyrzuty sumienia że zostawiłem tam Otisa, boję się że Ryu zrobi mu krzywdę. Tylko że ja musiałem stamtąd uciec, nie mogę pozwolić zniszczyć resztki tego co ze mnie zostało, przez nienawidzącego mnie byłego kumpla, skoro radzili sobie przez tyle lat, to teraz też sobie poradzą prawda?
Wjechałem samochodem w głąb lasu, na niebie już zaczynają się pojawiać gwiazdy - jest osiemnasta.
Gdy samochód się zatrzymał, i zgasły światła ogarnął mnie nie pokój, zacząłem się niepewnie rozglądać za oknami, blokując przy tym drzwi. Nie rozumiem co spowodowało moje nerwy, bo wokół było pusto, ciemno i pusto.
- Mike! Tak coś jest! - Krzyknęła czerwono włosa dziewczynka wskazując palcem na lasek przy moim domu. - No co ty mówisz Taylor, tutaj nie ma zwierząt.
- Ale... ja nie mówiłam w cale o zwierzaku.
Ten sam niepokój ogarnął mnie teraz, jak i tamtego wieczora, tylko że wtedy, wziąłem siostrę na ręce, i wróciliśmy do domu, w którym czuliśmy się bezpiecznie... ah... ta rezydencja Shinod.
Teraz nie mogłem sobie wybrać nic bezpieczniejszego niż siedzenie do rana w samochodzie, w tym momencie moja kieszeń zawibrowała a ja sam odskoczyłem "padając na zawał".
Na ekranie mojego białego IPhone'a pojawiło się moje zdjęcie z Chesterem, i napis "BENNINGTON"
Przez chwilę się zawahałem , ale w końcu postanowiłem odebrać.
- Mike?
- ...
- Gdzie ty jesteś?
- A co cię to interesuję? Wyrzuciłeś mnie z domu!
- Uspokój się...
- Jak mam się uspokoić? To nie ciebie zostawia osoba dla której jesteś w stanie się zabić, to nie ty dowiedziałeś się po 17 latach że jesteś ojcem, to nie ciebie chcę dorwać były kumpel i zrobić z ciebie kogoś innego ! Nie wiesz nic!
- Ale to nie za tobą dzień w dzień chodzi człowiek którego panicznie się boisz! - Stwierdził zirytowany Bennington, albo mówił o Castle'u albo o kimś nie wiem.
- To może pora dorosnąć, i spojrzeć na to z innej strony. - w tym momencie rozłączyłem się i wypuściłem telefon z dłoni, a ten upadł gdzieś na ziemię, a ja sam przecisnąłem się między siedzeniami i położyłem się na tylnym siedzeniu.
Nigdy tam nie wrócę.
Nie wrócę do tego domu , nie wrócę do mieszkania gdzie czeka na mnie zakochana we mnie dziewczyna, gdzie czeka mój prawie dorosły syn, nie wrócę do domu, gdzie będzie czekać na mnie siostra, nie wrócę nawet do Chester'a... Muszę odejść, nie mogę... po prostu już nie mam siły.
THE END.
To był już prawdopodobnie ostatni rozdział tego opowiadania, może będę je kontynuować, ale już pod innym profilem, przepraszam Bennodziacze.
Smutne.. Czytam twojego bloga od początku.. Ale dopiero teraz, kiedy wiem, że to już koniec pisze komentarz.
OdpowiedzUsuńCały blog.. No cudowne. Tyle radosnych momentów. Do dziś pamiętam jak śmiałam się z Rob'a, który szukał pałeczek na suficie.. Albo te czułości Chestera i Mike'a..
A teraz koniec.
Mike umiera.. Wszystko się tak pokomplikowało..
Cóż.. Nie mogę nic zmienić, ale wiedz, że to co piszesz jest na prawdę cudowne. Masz talent.
Co? Co? Co?
OdpowiedzUsuńJak to koniec? Jak? Dlaczego? Co?
Nie no, jak mogłaś nam to zrobić?
Rozdział oczywiście świetny, jak zawsze, ale boleję okropnie nad tym, że więcej nie będzie...
No cóż, no to trzymaj się tam i jak powrócisz do pisania, to napisz do mnie, chcę Cię czytać :c
No ej ! To koniec Chestera i Mike'a ??? Ale chyba Love Story kontynuujesz co? :(:(:(
OdpowiedzUsuńwybacz za to co teraz napisze ale MOIM (i tylko moim) zdaniem zakończyłaś to żałośnie i za wcześnie. sorka
OdpowiedzUsuńDoskonale to wiem skarbie.
UsuńI dlatego to skończyłam.
Nie wiedziałam jak to kontynuować, ale chyba już mam plan.