Informacje na blogu wszystkie zostały zaktualizowane.
Na jednej z zakładek można znaleźć link do fanpagea, grupy, Aska mojego jak i opowiadania.
Wiem ze ostatnio był problem z "Askiem Autora" oraz "Fanpage'em" ale już wszystko jest naprawione.
Bardzo tęskniłam Bennodziacze.
* * *
Gdy pojawiłem się na komisariacie Policji, uderzyło mnie ogromne ciepło i duchota. Jak łatwo dało się zauważyć, na obiekcie stróży prawa nie działała klimatyzacja, lecz to nie to było moim największym zmartwieniem.
- W czym mogę pomoc? - Powiedziała blond włosa kobieta w okularach, siedząca za biurkiem.
- Poszukuje Funkcjonariusza Zygmunta Gasso.
- Proszę chwile zaczekać. - Policjantka uśmiechnęła się miło, wstając z swojego miejsca, po czym zniknęła za ścianą jednego z korytarzy.
Po niecałych pięciu minutach, moim oczom ukazał się dobrze zbudowany mężczyzna, odziany w niebieski uniform.
- Pan Bennington? - Powiedział zatrzymując się kilka kroków przed korytarzem w którym wcześniej zniknęła policjantka. Kiwnąłem przytakujaco głowa, a ten pokazał mi gestem dłoni ze mam podążać za nim w korytarzu.
- Panie władzo..? - Mruknąłem, przerywając ciszę, dotrzymując kroku Funkcjonariuszowi Gasso.
- Zlokalizowaliśmy bazę Austanalistów,
znajdują się na terenie ruin miasta w jednym z równoległych stanów.
- W którym? - zapytałem spokojnie, czując jak moje serce napełnia się na nowo nadzieją.
- Nie mogę udzielać takich informacji..
- Panie Gasso, czy Mike żyje?
- Tego nie wiem.. - Powiedział, rzucając mi smutne spojrzenie. Cała Euforia, spłonęła we mnie, zostawiając tylko suchy pył który mógł rozwiać delikatny wiatr.
***
Padał deszcz, ja siedziałem na drzewie i patrzyłem na stojący pomiędzy drzewami obiekt. Ogromne, ceglane więzienie gdzieś w środku lasu. Mało co mogłem już dostrzec o tej porze, jedynie blaski policyjnych kogutów dawały mi jaką kolwiek poświatę. Oni już wkroczyli do środka, w tym miejscu znajdują się ofiary austanalistow.. wierzę mocno w to, że wśród nich jest cały i zdrowy Shinoda.
Widziałem jak wychodzą z budynku, ale nie wiem czy to policjanci, wojsko, wyznawcy tej szalonej wiary czy ci co są jej ofiarami... Nikt nie wie o tym ze tu jestem, absolutnie nikt nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności.
Nie mogę zejść z drzewa, na ten moment to byłoby zbyt ryzykowne, mogliby mnie złapać i zamknąć, a nawet strzelać jak uznaliby ze jestem austanalistą. Zwykły cywil nie ma tu prawa bytu. Widziałem jak policja wyprowadza ludzi, naprawdę wielu.. na oko było ich ponad stu.
Nawet ze wzrokiem orła, z tej perspektywy nie jestem w stanie dostrzec kto jest wśród nich.
Zszedłem na ziemię, próbując jak najbardziej niezauważalnie podejść do wprowadzonych ludzi. Szybszym krokiem wtopiłem się w tłum stojących obok siebie osób, każdy z nich miał na twarzy uczucia których nie dało się opisać słowami.. to było szczęście pomieszane przez ból i Nienawiść.
- Chester? - Mimo istnego hałasu jaki był wokół, usłyszałem to jedno słowo będące moim imieniem.
Obejrzałem się za siebie, widząc przed sobą człowieka o dużych brązowych oczach.
- To chyba halucynacje.. - wyszeptał, chowając twarz w dłonie.
- Nie Mike, jestem tutaj.. - Powiedziałem, zabierając mu ręce.
- Jestem przy tobie..
- Nareszcie.. - Powiedział Brunet, nie potrafiąc hamować łez. Rzuciliśmy się sobie w ramiona, będąc szczęśliwi jak nigdy wcześniej. Naprawdę nigdy wcześniej nie byłem tak szczęśliwy, bałem się ze jak go puszcze to znowu go stracę, nie chce go już nigdy więcej stracić.
***
Minęło kilka tygodni.
Nasze życie powoli wraca do normalności, lecz Mike ma teraz o wiele częstsze wizyty u psychiatry niż dotychczas, ale jeśli ma to sprawić że kiedyś będzie w stu procentach zdrowy, to można ryzykować takie leczenie.
Oboje siedzieliśmy obok siebie na kanapie, ja oglądałem tv zaś ten coś bazgrał na kartce, popierając ją encyklopedia.
Co jakiś czas kontem oka, przyglądałem się jego pracy, ale była tak abstrakcyjna ze nie potrafiłem sam dojść do tego co przedstawia.
- Co to? - Chłopak oderwał się od swojego zajęcia, by na mnie spojrzeć.
-Dym.. - Odpowiedział, wracając do wcześniejszej czynności.
- Dlaczego dym? - Shinoda westchnął, odchylajac głowę w tył.
- Po niej pozostał śmierdzący dym..
- Po kim? - zapytałem marszcząc czoło z coraz to większym zainteresowaniem.
- Po Arlettcie.. - Siedziałem tak wpatrzony w niego, oczekując jakiej kolwiek kontynuacji tej historii, ale chyba na próżno.
- Kim ona jest?
- Była to dziewczyna która,
przebywała przez 64 dni ze mną w jednym pomieszczeniu,
dowiedziałem się o niej naprawdę dużo,
i zresztą ona o mnie także.
Była to osoba bardzo religijna.. Czterdziestego szóstego dnia podeszła do mnie,
zdjęła z szyji swój wisiorek z krzyżem,
po czym założyła go mnie,
pożegnanie mówiąc
"Niech Bóg ma cię w swojej opiece"
po czym odeszła w towarzystwie 'tych' ludzi.. została zamordowana i skremowana, a za oknem zobaczyłem dym.. - Chłopak ledwo podtrzymywał się od łez, ale jednakże udało mu się to spoglądając pusto na swoją pracę.
- Przepraszam że pytałem..
- Powinieneś wiedzieć. - Brunet popatrzył na mnie, uśmiechając się lekko.
- Dla mnie najważniejsze jest to, że znowu mogę być blisko ciebie.. - Powiedział, łapiąc mnie za dłoń.
Uśmiechnąłem się, całując go
po czym położyłem głowę na ramieniu partnera.
- Strasznie mi cię brakowało wiesz?
*** No i jest 40!
Cóż za cuda dziwne ja tu tworzę,
ale taka już jest ta moja twórczość.
Całe fakty organizacyjne są na samej górze wiec.. KOMENTOWAAAĆ!