wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 39

- Chcesz kawy Kocie? -  gwałtownie podniosłem się z łóżka,  patrząc w stronę autora tych słów. 
Shinoda stał przy łóżku opierając się dłonią o szafkę. Jego spojrzenie było znudzone i zaspane,  
tak jak by właśnie wstał z łóżka jak codzień.
- Mike to ty? - zapytałem zrywając się z łóżka,  stając tuż obok niego.
- A kim miałbym być? No chyba nie Vanessa.. 
- Przecież Vanessa wyprowadziła się miesiąc temu.. 
- Co ty mówisz.. 
-  mężczyzna zaczął się śmiać,  kręcąc przecząco głową.
- Jest u siebie w pokoju z Jonaszem,  i robią lekcje z Francuskiego.
- Mike.. 
- wyszeptałem wtulając się w jego obojczyk. 
- Co jest?  -  zapytał ciepłym tonem,  gładząc mnie dłońmi po plecach.
- Tak za Tobą tęsknię...  - I nagle wszystko zniknęło,  jak mydlana bańka.
Moje powieki podniosły się, a ja przepełniony nadzieją rozejrzałem się po pokoju,  lecz nie zobaczyłem nic. 
Kurz na półkach,  na których wcześniej stały nasze wspólne fotografie, ich widoku nie mogłem znieść wiec pochowałem je do do szafki,  zatarłem jego obecność w tym domu,  wierząc w to że będzie mniej boleć,  lecz nic bardziej mylnego. 
Mijają kolejne tygodnie,  nie mamy z Shinoda żadnego kontaktu,  a ja tracę siły. Moja waga ostatnio pokazała że gdzieś zgubiłem 10kg w ostatnich miesiącach, a wraz z nimi jakikolwiek sens życia.
Zmusiłem się do wstania z łóżka,  by zrobić najprostsze życiowe czynności takie jak prysznic czy śniadanie. 
Siedząc w kuchni,  patrząc tępo na rogaliki leżące na talerzyku obok mojej ulubionej kawy myślałem o przeszłości.
O tym jak wracaliśmy razem do domu,  trzymaliśmy się za ręce,  obsypywaliśmy pocałunkami,  jak go łaskotałem bo uwielbiałem jego wrażliwość na tym punkcie, jak łapał mnie za nadgarstki i patrzał na mnie błagalnie tymi dużymi brązowymi oczkami.  Wspominam jak całowałem go w policzek jak robił nam jedzenie,  bo ja zawsze chodziłem wcześniej biegać bez śniadania i wracałem bardzo głodny.  
Z nikim mi nie było tak dobrze jak z nim.  Spojrzałem w okno,  czując padające mi na twarz słoneczne promienie -  sam już nie wiem co ze sobą zrobić. 
Zostawiając już zimną kawę i nie ruszone pieczywo,  wziąłem w rękę bluzę,  i pospiesznie opuściłem to miejsce zalane wspomnieniami.
***
- Dzień Dobry Linkin Park.  -  Powiedziałem,  wymuszając uśmiech na widok przyjaciół grających w karty przy stoliku.  
-  Cześć Chezz. - Brad podszedł bliżej,  przybijając mi dłoń na powitanie.
- Stary wyglądasz jak zwłoki.  -  Mimowolnie uśmiechnąłem się do zmartwionego gitarzysty - typowy Delson,  jak zwykle kochany i szczery. 
- Spokojnie,  czuję się dobrze.  -  stwierdziłem,  klepiąc go w ramię po czym usiadłem obok mężczyzn przy stoliku.   
-  Chcesz coś zjeść?  Nie wyglądasz najlepiej..  -  Powiedział zatroskany Farrell,  przyglądając mi się smutno.  
- Nie,  dziękuję,  jadłem przed wyjściem.  - Chłopaki spojrzeli się po sobie w taki sposób,  
jak by moja gra aktorska nie była wystarczająco przekonująca,  lecz ostatecznie nikt nie odezwał się już słowem. 
Mijały kolejne dni,  a ja coraz bardziej odczuwałem brak apetytu.
Ciągle mdłości,  senność,  blada skóra,  wory pod oczami,  a gdyby tego było mało koszulki które wcześniej przylegały mi do torsu,  wiszą na mnie jak na wieszaku w szafie.  
Tak jak dwa miesiące temu chodziłem na siłownię,  tak na tą chwilę trudność sprawia mi dojście do studia,  do którego droga zajmowała mi średnio 15 minut, to przerażające co się ze mną dzieje.  
Po raz kolejny wychodzę z domu nie jedząc śniadania.  
Będąc już przy drzwiach coś straciłem z małej w przed pokoju.  
Słysząc dźwięk upadającego za mną przedmiotu,  
zareagowałem od razu pochylając się po niego na podłogę. 
Malutka maskotka,  szary kotek z różowym tułowiem za którym ciągnie się tęcza.  
Patrząc w małe plastikowe oczka breloczka,  poczułem ból w sercu..  Nyan,  
ulubiona maskotka Shinody,  z którą zawsze wszędzie chodził.  
Odłożyłem ją na swoje miejsce starając się znów nie zatopić w wspomnieniach.  
W tym momencie,  w domu rozbrzmiał dźwięk telefonu stacjonarnego,  do którego się niezwłocznie udałem.
- Chester Bennington, słucham. 
- Witam Panie Bennington,  tu funkcjonariusz policji Zygmunt Gasso,  mam dla Pana ważna informacje... 

***
WITAM BENNODZIACZE! 
Taki suprajs,  dodałam rozdział.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, 
jak mi strasznie brakowało dalszego pisania..  
Ostatni raz dodałam normalny rozdział w Kwietniu?  
To jest potworne! 
Ale potrzebowałam tej przerwy,  
nie da się ukryć..  to jak kochani?  
Pewnie jesteście na mnie źli bo to ile razy ja juz kończyłam to opowiadanie przechodzi ludzkie pojęcie,  
ale jednakże..  no nie wiem... co mam robić Bennodziacze?