piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 37

ZOSTAW WIADOMOŚĆ PO USŁYSZENIU SYGNAŁU.
No po prostu szlak mnie trafia, i zaraz jak jebnę tym telefonem o podłogę.
- Szał zakupów, no dobra rozumiem, ale kurwa Mike!
Nie jesteś kobietą by siedzieć 6h w centrum miasta na zakupach!
Krzyczałem tak w myślach, patrząc na zgaszony ekran iPhona trzymanego w dłoni.
Dobra Chester opanuj się, on nie musi być cały czas w domu, może spotkać się ze znajomymi których spotka na mieście.. Ale mógłby mi chociaż o tym powiedzieć!
- Van? - Zapytałem, podnosząc wzrok na brunetkę ubraną w luźną białą koszulkę i dżinsowe spodnie.
Dziewczyna spojrzała na mnie ukradkiem, zalewając kubek z herbatą.
- Widziałaś może dzisiaj Mikea, jak byłaś z Jonaszem na mieście?
Sam w tym momencie zdziwiłem się, że partnera Vanessy nazwałem po imieniu, w momencie kiedy absolutnie każdy poza nią, nazywa go po prostu "Joker".
Brunetka pokręciła przecząco głową, spoglądając na mnie z zaniepokojeniem.
- A stało się coś? - Zapytała, podchodząc do mnie.
- Nie wiem.. Nie odbiera telefonu od kilku godzin, zaczynam się martwić.
- Przecież Tata zawsze odbiera telefon.. - Stwierdziła słusznie, poprawiając włosy.
- Może zadzwonimy na policje?
- Spokojnie Van.. - Powiedziałem, biorąc głęboki oddech.
- Jeśli nie oddzwoni w ciągu godziny to coś z tym zrobię..
Opuściłem wzrok, patrząc na ciemną szybkę swojego telefonu.
Dziewczyna patrząc na mnie, uśmiechnęła się smutno.
- Będzie dobrze Panie Bennington.. - Moje kąciki ust,
lekko poszły ku górze, gdy na nią spojrzałem na co
ona zareagowała pokazaniem swoich białych zębów.
Wspierająco złapała mnie za dłoń, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę swojego pokoju.

~ Dzień Następny ~

- Cześć Chezz, jest Mike w domu, bo nie umiem się do niego dodzwonić.
Powiedział Phoenix, wchodząc do mieszkania, wycierając wcześniej buty na wycieraczce.
- Właśnie nie.. - Powiedziałem, przecierając twarz dłonią, Boże jaki jestem wyczerpany.
- A kiedy się go mogę spo.. ej dobrze się czujesz? - Zapytał, patrząc na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Dlaczego pytasz? - Zdziwiłem się, patrząc w zaniepokojone oczy chłopaka.
- Jesteś strasznie blady, masz czerwone białka.. wszystko ok?
- Ze mną wszystko w porządku Dave.. - Powiedziałem, przerywając ziewem.
- Więc jak nie z tobą, to z kim? - Zapytał zdezorientowany.
- Mike od wczoraj nie wrócił do domu, nie odbiera telefonu, nic..
- Mike nie odbiera telefonu? Może coś się stało?
- Nawet mnie nie denerwuj stary, mam dwudziestego wizytę lekarza ze szkoły Vanessy..
- Chezz.. dzisiaj jest dwudziesty...
- Co kurwa?! - Krzyknąłem, biorąc szybko telefon do ręki.
- O kurwa, o kurwa, o kurwa. - Zacząłem się drzeć, biegnąc do łazienki by przemyć twarz zimną wodą.
- Chester uspokój się, może przełóż wizytę ze względu na okoliczności.
- Nie mogę jej przełożyć bo uznają że z nimi pogrywamy, i odbiorą nam Van.
- Jak człowiek Chester, uspokój się.
- Jak ja mam się teraz usp.. - Silny cios w twarz wytrącił mnie z ciągu wypowiedzianych słów.
- Ok dzięki. - Powiedziałem neutralnym tonem, spoglądając jeszcze raz do lustra.
- Wyglądasz dobrze stary, tylko po prostu nie trać głowy.
W tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi, oboje spojrzeliśmy się po sobie wymownie.
- Ok, idź do mojej sypialni, możesz skorzystać z mojego laptopa, tylko błagam nie bądź głośno.
Phoenix pokazał mi kciuka w górę, puszczając przy tym oczko, po czym minął się ze mną w korytarzu idąc do pokoju.
- Dzień dobry panie Bennington. - Powiedziała troszkę niższa ode mnie kobieta, ku mojemu zdziwieniu była to osoba możliwe świeżo po studiach, w momencie kiedy ja się tutaj spodziewałem jakiegoś starego próchna.
- Dzień Dobry Pani Dellstain. - Powiedziała Van za moich pleców.
- Witaj Vanesso, a gdzie tata? - Zdezorientowana nastolatka,
spojrzała na mnie najwyraźniej wyczytując z moich oczu odpowiedź.

~ Dzień Trzeci ~

- Chester Dzwonimy po psy, tu już nie ma żartów.
Powiedział Brad, stojąc nade mną, razem z resztą chłopaków.
Podniosłem głowę z nad ramion, na których się opierałem, i spojrzałem na gitarzystę.
- Brad, on nie kontaktuje, sami musimy to zrobić.. - Sprostował Rob, siadając obok mnie, stawiając mi przed twarzą kubek kawy. Bąknąłem niesłyszalne "dziękuję" słuchając dalszej dyskusji chłopaków.
- Nie spał dwa dni, czego się spodziewaliście po człowieku który przespał kraksę autokarową...
- Nie zmieniaj tematu Dave.. kto dzwoni na policję? - Zapytał Delson, oglądając się po ekipie.
- Ja, bo wy jesteście takie pizdy że jeszcze źle adres podacie.. - Stwierdził Joe, wychodząc z pomieszczenia.
- Dawno nie miałeś podbitego oka? - Krzyknął Phoenix, chcąc iść już w stronę DJ'a lecz szarpnięcie za kołnierz mu to uniemożliwiło. - Uspokój się!
Warknął Brad, popychając go lekko puszczając przy tym kołnierz przyjaciela.
- Wszyscy się uspokójcie.. krzykami i agresją nikomu nie pomożecie.
- Sory, ja się nie dam nazywać ciotą.
- W podstawówce jesteś by reagować na przezwiska?
Farrell wzdychnął odwracając wzrok.
- Przepraszam chłopaki..
- Spoko stary, wszyscy jesteśmy zdenerwowani.. - dodał Delson,
siadając z mojej drugiej strony.
 *.*.*
- Nie chcemy państwu źle wróżyć,
ale w ostatnim czasie nachodzą do nas nowe informacje o zaginięciach
i to w bardzo dużych ilościach.. - Powiedział mężczyzna,
ubrany w niebieski mundur policyjny.
- Jest prawdopodobieństwo że Pan Shinoda został porwany
przez grupę przestępczą AUNCI..
- Chodzi panu o Austanalistów? - Zapytał Farrell, spoglądając
z zaciekawieniem na mundurowego.
- Otóż to..
- KIM ONI SĄ? - Krzyknąłem, spoglądając z policjanta na basistę.
- Uspokój się stary.. - Powiedział Dave pół głosem,
wyciągając w moją stronę rękę.
- Austanaliści to grupa wierzeniowa sądząca że za każde morderstwo,
mają większe uznanie u władcy świata, który po ich śmierci da im bogactwo i szczęście..
- Mój mąż jest w rękach jakiś pojebańców którzy chcą go zabić ?!?

~ Dzień Czwarty ~

Ani jeden papieros.
Ani łyka alkoholu.
Siedzę tak opierając plecy o letni kaloryfer.
Co noc płaczę, bo nie potrafię spać.
Dlaczego nie wiem co się z nim dzieję,
dlaczego to znowu się powtarza.
Znów sygnał telefonu, bez żadnej odpowiedzi.
Ty miałeś iść tylko na zakupy,
Miałeś mnie zostawić na chwilę..
Tylko
na
Chwilę..

~ Dzień Piąty ~

- Stary musisz w końcu wyjść z domu.
Powiedział Joker, siadając naprzeciwko mnie.
- Zostaw mnie w spokoju.
- Chez rozumiem cię, ale..
- Nie kurwa, nic nie rozumiesz, zostaw mnie!

~ Dzień Szósty ~

Podejrzenia Mundurowego sprawdziły się,
Mike wraz z 68 innymi osobami został porwany przez AUNCI.
Policja nie przestaje poszukiwać sprawców porwań.
A ja tracę już siły, obawiam się że stało się coś złego.
Boję się że go skrzywdzą.. Że już na zawsze go stracę.
Dlaczego jest tak, że jak mi zaczyna się układać w życiu,
To zawsze musi się coś spierdolić.
Zawsze.
Czy ja nie mogę być szczęśliwym człowiekiem?
Tydzień temu jeszcze byliśmy na spacerze, przepychaliśmy się w parku tak,
by któryś z nas wpadł do kałuży. - Jak dzieci, ale jakie radosne.
Serce mnie boli na myśl że już mogę go nie zobaczyć,
nie pożegnałem go, myślałem że zaraz wróci do domu.
Miał iść na zwykłe pieprzone zakupy.

~ Dzień Siódmy ~

Już nie panuję nad swoimi emocjami.
Dziś przy śniadaniu wybuchnąłem płaczem,
i jedyną osobą która była przy mnie to Vanessa,
Moja przerażona córka, nie wiedząca jak mnie uspokoić.
Dałem się wyciągnąć z domu przez Roba.
Wchodząc do naszego ulubionego baru spojrzałem w lustro,
wyglądam jak zoombie. Blada skóra, strasznie wyraziste wory pod oczami.
Wiedziałem że nie mogę się upić, obiecałem Mikeowi że zrywam z alkoholem.
Co jakiś czas trzepie głową na opamiętanie, by nie zasnąć chłopakom przy stole.
- Stary trzymasz się? - Zapytał zmartwiony Brad, pchając mnie pięścią w ramię.
- Muszę.. - Wymamrotałem opierając łokcie o blat,a twarz o dłonie.
Chłopaki gadali do mnie cały czas, by odwrócić moją uwagę.
Lecz jak bardzo by nie próbowali, mnie cały czas będzie nękać myśl..

CO SIĘ Z NIM TERAZ DZIEJE..
Mike.. czy ty żyjesz..?


***

Pewnie pierwsze wrażenie to. WTF.
Mikey coś ty w ogóle tu potworzyła,
no ale zobaczymy.
Komentować, wyrażać swoje frustracje dlaczego tak a nie inaczej,
i jak mnie za to nienawidzicie bądź kochacie.
Tak właśnie, nie będę mówić nic więcej bo się jeszcze zdradzę co do następnego.. ;)


środa, 11 lutego 2015

Rozdział 36

Dla ludzi niezrozumiałe jest to jak wspólnie żyć może mężczyzna z mężczyzna. 
Mówią że to tylko hormony podczas dorastania,
bądź choroba psychiczna. 
To nie jest tak że jeśli jestem z facetem to jestem gejem,
nie należę do osób dzielących miłość na seksualność.
Jak każdy normalny facet czuje fizyczny pociąg do kobiet,
mają niesamowite i zmysłowe ciała lecz dla ani jednej nie zostawiłbym tego co mam teraz.
Teraz mam przy sobie mężczyznę który mnie kocha a ja kocham jego,
i nic więcej nie liczy się poza nami.
Czujemy się jak nastolatkowie którzy wciąż na nowo odkrywają
czym.tak naprawdę jest pierwsza miłość. Teraz gdy on leży na łóżku, 
śmiejąc się donośnie z tego co opowiadam, 
czuje to - jestem najszczęśliwszy na świecie.
Siedzę na jego biodrach, chichoczac na widok do łez rozśmianego chłopaka.
Wystarczy kilka zabawnych wspomnień by ten zaczął się śmiać bez opamiętania.
Staramy się nie przejmować tym co mówiła nam dyrektorka i żyć tak jak żyliśmy do tej pory, 
i jako tako nam to wychodzi. 
Mike pomaga Van w nauce, zaś ja odbieram ją ze szkoły samochodem. 
Oczy Shinody wyrażają tyle pozytywnych emocji,
jak dnia kiedy nasz drugi album wygrał złotą płytę. 
To że samo moje towarzystwo potrafi doprowadzić tą delikatną osóbkę
do niesamowitej euforii jest już czymś co sprawia ze chcę się przeżyć do jutra. 
- Nienawidzę cię wiesz? - Powiedział szczerząc się szeroko. 
Przechyliłem głowę w bok, delikatnie się uśmiechając. 
W momencie kiedy złapałem jego nadgarstki przygwoźdżając go do materaca
on szepnął "o nie" patrząc mi głęboko w oczy kiedy się nad nim pochylałem. 
- Za co? - Zapytałem cicho, silnie uniemożliwiając mu ruchy. 
- Za to że się nabijasz ze mnie.. Każdy się może wystarczyć pająka.. 
- Szczególnie takiego wielkości mrówki.. - Powiedziałem zaczepliwie, 
czekając na reakcje. Kosmyk z jego czarnej czupryny spadł pół japończykowi na czoło, 
wprowadzając go w bulwers. 
- Jesteś taki słodki gdy się złościsz.. - Wyszeptałem podziwiając jego zachowanie. 
Znaleziony w beznadziejnej sytuacji , 
zrezygnował z chęci szarpania się, odchylając głowę w tył, zamykając przy tym oczy. 
Bez dłuższego zastanowienia zbliżyłem się do jego szyi
wypuszczając na.nią nosem strumień ciepłego powietrza który przyprawił chłopaka o.ciarki. 
W momencie gdy moje usta zetknęły się z skóra, 
oddech chłopaka delikatnie przyśpieszył - to jest piękne.
Jak można odczuwać pożądanie kogoś kogo się nie zna, 
jak można mówić że kogoś się kocha nie znając każdej miny,
każdego ruchu, każdego spojrzenia.
Jak można zaznać z kimś takiej uczuciowej doskonałości i szukać czegoś więcej? 
Delikatność pocałunków sypała się po jak on cały, podatnej na dotyk skórze. 
Głowa Shinody podniosła się krzyżując nasze spojrzenia.
- Nienawidzisz mnie. - Stwierdził, a na jego twarzy malował się rumieniec.
- Właśnie cię kocham.. - Zaśmiałem się puszczając jego nadgarstki,
a ten przyłożył dłonie do twarzy. 
- Jesteś zły dla mnie.. 
- Ja jestem zły? - Powiedziałem z rozbawieniem przyglądając się leżącemu pode mną Azjacie.
- Ja dopiero mogę być zły.. - Mruknąłem, rzucając się na jego boki. 
Shinoda w jednej sekundzie zerwał się z miejsca, rzucając się jak poparzony w nieopanowanym śmiechu przez krzyk.
Skopał mnie chyba z każdej możliwej strony, co przypomniało mi dlaczego zazwyczaj go przywiązuję... 
W pewnym momencie przestałem czując jak zdyszany brunet zaciskuje mi ręce na nadgarstkach. 
- Maksymalnie cię nienawidzę.. - Powiedział przez zadyszkę, zamykając oczy. 
Uśmiechając się pod nosem, 
Położyłem dłonie na materac tak by jego ciało było pomiędzy. Chłopak wzdrygnął się czekając na mój kolejny ruch, co jest z jego strony urocze, a ja tylko chciałem  go pocałować. 
- Nic ci nie zrobię.. - Zaśmiałem się, odgarniając czarny kosmyk z jego czoła. 
- Spokojnie.. - Powiedziałem cicho gładząc jego policzek,
lecz i tak widziałem że coś jest jednak nie w porządku.
- Co się dzieje Mikey? - Już spokojny chłopak podniósł na mnie wzrok. 
- Van.. - Wyszeptał a jego oczy zalśniły jak jezioro w pełni księżyca. 
Mike przywiązał się do Vanessy jak chyba do nikogo wcześniej. 
- Mike nam nic nie zostało do zrobienia.. Musimy tylko czekać na decyzję ministerstwa.
Pół Azjata westchnął, przecierając oczy.
- Nie chcę jej stracić Chezz... Ona jest dla mnie bardzo ważna.. 
- Musisz spróbować o tym nie myśleć, twoje nerwy absolutnie nam nie pomogą..
Mi także zależy na Vanessie, w końcu żyłem z nią pod jednym dachem naprawdę wiele czasu. 
Razem graliśmy na konsoli, robiliśmy obiad, chodziłem z nią i jej znajomymi na siatkówkę..
- Mike proszę.. - Powiedziałem widząc jak z oczu spływają mu kolejne łzy. 
- Nie płacz no, bo ja też się rozkleję.  - Chłopak podniósł się, opierając czoło o mój mostek. 
Od razu objąłem bruneta, czując każdy jego głębszy oddech.
- Przepraszam.. 
- Nie masz za co, uspokój się.. - Chłopak podniósł głowę, krzyżując ze mną spojrzenia. 
Ostatni raz w takim stanie widziałem podczas kłótni której wrzuciłem go z domu. 
Na samą myśl o tamtym dniu mimo że było to lata temu, jest mi niedobrze. 
Poszło o to, że ma dziecko z Anną, które zrobił jej tak naprawdę jeszcze dużo czasu zanim byliśmy razem.. Zaś on nie schował do mnie urazy po tym, 
jak ja zdradzałem go z przyjaciółką Ś.P Taylor. 
Pokręciłem głowa chcąc wyrzucić z niej te wspomnienia. 
Jak bardzo musimy się kochać by przetrwać wszystko? 
A czy miłość można w ogóle mierzyć na siłę? Ona sama w sobie jest magią. 
- Nie płacz już.. - Wyszeptałem, całując go w czoło. 
- Kocham cię.. - Dodałem, łącząc nasze usta w pocałunku. 
- Też cię bardzo kocham. - Odpowiedział zamykając oczy.
- Wszystko będzie dobrze.. trzeba myśleć optymistycznie. - Powiedziałem, uśmiechając się do przygnębionego chłopaka. Jego dłoń zacisnęła się na mojej, po czym odetchnął z ulgą.
- Cieszę się że cię mam.. - Powiedział, nie podnosząc głowy, więc wyręczyłem go w tym, wolną dłonią podnosząc jego podbródek. - Ja jeszcze bardziej cieszę się że mam ciebie.

***
~ Brad.

- Zaraz jeszcze raz.. Masz na imię Jonatan i jesteś Żonaty?
Joe stary, czy tobie ktoś naprawdę poważnie zajebał w czaszkę, czy ćpałeś coś?
- Ciszej bądź! - Powiedział zasłaniając mi usta dłonią.
- Stary o co chodzi?! - Syknąłem, patrząc na nieogarniętego kumpla.
- Hachi to kobieta która pomyliła mnie ze swoim zmarłym mężem,
i nie umiem jej przemówić do rozumu że to nie ja..
- Kurwa, ty to masz problemy...
- Nie lekceważ mnie, bo to nie jest zabawne!
- Kochanie! - Krzyknęła Japonka stojąc w drzwiach swojego domu.
- Chodź na obiad, i możesz zaprosić Rona do środka. - Dodała, zamykając drzwi.
Oboje powtórzyliśmy wyżej wymienione imię, spoglądając po sobie pytająco.
- A kim w takim razie jest Ron? - Zapytałem podenerwowany tą sytuacją.
- A skąd ja to mam kurwa wiedzieć? Ja nawet "własnej" córki nie znam!
Krzyknął, idąc w kierunku budynku.

***
~ Chester

Rozbrzmiały dzwonek do drzwi, wytrącił mnie z układania puzzli.
Zniesmaczony ruszyłem tyłek od stołu, by otworzyć frontowe drzwi.
Shinody nie będzie w domu przez ok. 2h bo pojechał na wielkie zakupy,
i uznał że ja będę mu tylko przeszkadzać więc uznaliśmy że zostanę w domu.
Za progiem mieszkania zastałem osobę której zdecydowanie się tutaj nie spodziewałem.
Był to Castle, zaskoczył mnie jego widok gdyż ostatni raz miałem z nim styczność naprawdę dawno.
Był nieco wyższy niż ja, co było nie lada zaskoczeniem, lecz puściłem to mimo wzroku.
- Co cię tu sprowadza Max? - Powiedziałem zdziwiony, wpuszczając go do środka.
- Przyszedłem w odwiedziny, mówisz jak by to było coś dziwnego. -
Stwierdził, pokazując mi swoje nad wyraz białe zęby po czym wyciągnął do mnie rękę.
Niepewnie uścisnąłem ją, co było największym błędem jaki mogłem zrobić.
Poraził mnie prąd. Najzwyklej w świecie poraził mnie prąd.
Jak najszybciej próbowałem oderwać się od chłopaka, i w momencie kiedy mi się to udało uderzyłem plecami o stojącą za mną ścianę. Oddechy przychodziły mi naprawdę bardzo ciężko.
Połączenie ścisku klatki piersiowej podczas nurkowania, wraz z maratonem.
Stałem patrząc na niego z przerażeniem,
ledwo nadążałem zrobić oddech za oddechem, myślałem że zaraz się uduszę.
- Spokojnie, będziesz grzeczny to nic ci nie zrobię.. - Szepnął zbliżając się do mojej twarzy na minimetry.
Ja trzymałem swoje dłonie przy kletce piersiowej, w taki sposób jak bym chciał odbić piłkę w siatkówce, lecz bardziej rozproszyły mnie jego dłonie, które w lekki sposób wpłynęły mi pod koszule.
Nie wytrzymam tego, naprawdę tego nie wytrzymam. Kurwa.
- Nie dotykaj mnie! - Krzyknąłem, odpychając go od siebie, ten zaś tylko uśmiechnął się.
Usłyszałem jeszcze " W porządku " po czym prąd znów obezwładnił moje ciało.
Tylko tym razem już nie odzyskałem świadomości, czuję że umarłem.
Była tylko ciemność, Ciemność i bicie mojego serca.
Oddycham, czyli nadal żyję.
Ciemność zaczyna nabierać ostrzejszych konturów
Widzę kogoś nade mną
Zaczynam słyszeć głos
...Chester już w porządku.. 
To Mike.. Mike wrócił i mnie uratował.
Jestem cały mokry, silne uderzenia serca nadal zagłuszają mi myśli.
..To był tylko sen Chazzy...
To był sen? To był kurwa sen? Dlaczego moja psychika mi to robi?
Jak ja mam teraz zasnąć spokojnie, w momencie kiedy mam takie obrazy w głowie?
Kurwa mać, nienawidzę mojej psychiki, mojej głowy, moich wspomnień, mojego wszystkiego.
- Chester słyszysz mnie? - Powiedział Shinoda, gładząc mnie po policzku.
- Słyszę cię Mike.. - Powiedziałem przełykając ślinę.
- Uspokój się.. Już wszystko w porządku..

*^*^*^*^*^*^*

O BOŻE, JA DODAŁAM COŚ NA BENNODĘ, NO ŚWIĘTO!
Na Święto pączka?
Tłusty czwartek. Tak jest!
Ale dziś jest także inne święto - NAJLEPSZEGO MIKEY! ♥
Napisałam już dzisiaj ROZDZIAŁ NA LOVE STORY
więc postanowiłam że także dokończę Bennodę, więc moje Bennodziacze.
Komentować Proszę! ♥