Prawie się poplułem napojem bogów, gdy Mike przeraził się sposobem w jaki otworzyłem swoje piwo.
Połowę twarzy zasłonił dłońmi, w taki sposób jak by chciał kichnąc.
Spojrzałem na niego kontem oka próbując powstrzymać śmiech.
Dla Shinody nie jest czymś normalnym otwieranie butelki zębami, szczególnie że on swoje traktuje jak.ósmy cud świata.
- Nie patrz tak na mnie! - Krzyknałem , wybuchajac śmiechem.
Mike przetarł twarz dłońmi, kręcąc głową.
- Mój dentysta by cię udusił. Po prostu udusił by cię na tym fotelu a cało zakopałby pod przychodnią! - Poplułem sobię cały podbródek, szybko wycierając go dłonią podczas gdy Shinoda patrzał na mnie pytająco i oskarżycielsko w jedbym.
- Mike przestań, bo ja się nic z tego nie napiję. - Powiedziałem rechocząc na całą salę, zaś ten patrzał na mnie jak by kompletnie nie wiedział co mnie bawi.
Chłopak odwrócił się na kanapie plecami do mnie w momencie kiedy piłem.
Odstawiłem do połowy puste naczynie na stolik, po czym usiadłem w siadzie skrzyznym przodem do jego pleców.
- Mega maksymalny foch forever w wykonaniu Mikea Shinody? - Zapytałem śmiejąc się urywkowo, lecz ten nic nie zareagował.
- Mike... Odezwij się do mnie bo cię do tego zmuszę... - Po samym ułożeniu jego uszu potrafiłem poznać jaką zrobił minę.
- Ok.. - Powiedziałem, dyskretnie wsuwając dłonie pod koszulę, atakując jego czułą na dotyk talię.
Chłopak zaczął krzyczeć prawie na tonie mojego głosu co było w chuj zabawne uwierz.
W momencie kiedy położył się na mnie z taką gwałtownością że wybiłby mi zęby głową, podniosłem ręce w górę nad nim, patrząc jak on w uroczy sposób próbuje ich dosięgnąć.
Wyluzował się dopiero jak już miał je w swoich ciepłych dłoniach.
- Kto cię najbardziej nie lubi? - Zapytał, szczerząc się najsłodziej na ziemi.
- Ty? - Zapytałem, próbując zrobić taki sam uśmiech.
- Skąd wiedziałeś? - Bez odpowiedzi pochyliłem się nad nim by go pocałować.
- Chłopaki oszczędzcie nam tych widoków serio! - Powiedział Dave, popijając poranną kawę.
- Do nas się sapie, a pewnie by sobię zwalił jak by Ann się przelizała z Jessy.
- Sam byś sobię zwalił. - Odpowiedział z oburzeniem, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Nie muszę, mam Mike'a. - Stwierdziłem, całując go w czoło.
- No dzięki.. - Powiedział, wstając ze mnie, na co zareagowałem natychmiast.przytulając się mu do pleców.
~ Mike
Po raz kolejny idę sobię parkiem.
I po raz kolejny prawie wydupiłem się na schodkach do niego prowadzących.
Ale mi się to zdaża za każdym razem kiedy tu jestem więc..
Uważam to za część spaceru.
Przejrzałem się po okolicy, rozkoszując się każdym promieniem słońca.
Jest już jesień, więc ciepłych dni będzie coraz mniej i mniej.
Delikatne dźwięki gitary akustycznej, dotarły do mych uszu, wprowadzając mnie w trans.
Każdy dźwięk który był wokół przestał mnie absolutnie obchodzić.
Twórcą tej muzyki była dziewczyna siedząca sama na ławce.
Jej instrument.był bardzo.zniszczony i stary, mimo.to ona wyciąga z niego to co najlepsze.
Ciemne włosy nastolatki były długie i zniszczone, tak jak ubrania które miała na sobię.
Gdy usiadłem obok niej przestała.grać, odkładając gitarę pod ławkę, po.czym.patrzała przed siebie, nie zwracając na.mnie.uwagi.
- Pięknie grasz.. - Powiedziałem, lecz ta zignorowała moje słowa, pocierając zamarznięte ramiona.
Bez zastanowienia zająłem z siebie kurtkę, by założyć ją dziewczynie na ramiona.
Brunetka odwróciła do mnie twarz, z.pytającym wzrokiem.
Po.chwili.zaś znów.się.odwróciła nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Jak ci na.imię? - Zapytałem, nie otrzymując.odpowiedzi.
- Ja jestem Mike..
- Vanessa.. - Powiedziała w końcu, a ja poczułem wewnętrzny triumf.
- Co tutaj robisz Vanessa? - Zapytałem, lecz ta znów to zignorowała.
- Gdzie są twoi rodzice?
- Nie mam rodziców, jestem bezdomną żebraczką i zwykłym.śmieciem ulicy.. - Powiedziała wybuchając płaczem.
* Pół godziny później *
- Masz piękny dom Mike. - Powiedziała dziewczyna wchodząc do.środka.
- Dziękuję. - Powiedziałem miło zdejmując buty. W tym momencie dostrzedłem że ona ich nie ma.
- Chcialabys może wziąć gorącą kompiel? - Zapytałem, przyglądając się jej zachowaniu.
- Mówisz poważnie? - zapytała radośnie, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak.mówię całkiem.poważnie. Zaraz przyjdę, przygotuje ci wszystko. - Stwierdziłem wchodząc do łazienki.
~ Vanessa.
Ale on jest wspaniały, tyle dla mnie zrobił znając mnie zaledwie godzinę.
Ma naprawdę piękny i duży dom, ciekawe czym zajmuje się na codzień.
Poszlam do kuchni, przyglądając się jej z podziwem.
Może zrobię kanapki? Odwdzięczę mu się za go że wziął mnie do domu.
Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu.
Kiedy położyłam tależyk na stoliku w momencie kiedy chłopak wszedł do kuchni.
- Kompiel już gotowa! - Powiedział, patrząc ze zdziwieniem na przygotowane przeze mnie jedzenie.
- Jestes głodna? - Zapytał zdziwiony, uśmiechając się do mnie szeroko. Jego.uśmiech jest przepełniony uczuciem i.miłością.
Jego.dziewczyna.. A raczej.żona co wnioskuję po widniejącej na palcu.chłopaka obrączce jest pewnie najszczęśliwsza na.ziemi.
- Nie, to dla ciebie.. - Powiedziałam, uśmiechając się.
- Mike? - Zapytałam powracając się z powrotem do chłopaka, gdyż wcześniej opuściłam kuchnię.
- Słucham cię? - Powiedział, nalewając sobię herbaty z dzbanka do kubka z napisem " Shinoda's coffy "
- Ile masz lat? - Chłopak podniósł na.mnie wzrok uśmiechając się miło.
- 37. - Powiedział przykładając kubek do ust. Zasłoniłam twarz dłońmi, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- O.co chodzi? - Zapytał smutnym tonem, podchodząc do mnie.
- Ja mam 17.. Mógłbyś...mógłby pan.. Być.moim.ojcem. - Znowu zasłoniłam twarz, taka kompromitacja.
- Heei... - Powiedział odsłaniając mi twarz.
- Czy wiek tu gra rolę? Czy będę twoim kumplem, ojcem czy nawet dziadkiem? I tak wziąłbym.cię.do domu..
***
Nigdy nie spotkałam.kogoś równie niesamowitego jak Shinoda.
On.. Chciał mi pomóc mimo.wszystko..
I nie obchodzi go to że mnie nie zna.
Jest wspaniałym człowiekiem.
Siedziałam w wannie pełnej piany, która zakrywała mnie aż do obojczyków.
Z przemyśleń nad zgromadzeniem baniek przeszkodził mi głos chłopaka, wraz z.pukaniem do.drzwi.
- Van , mogę wejść? - Podniosłam jedną brew, patrzac na drzwi jak by powiedziały " Część, mogę od ciebie spisać zadaniem domowe?! ". Bez dłuższego zastanowienia zgodziłam się.
Nie należę do osób które się wstydzą swojego ciała.
Brunet wszedł do łazienki, uśmiechając się do mnie miło, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił ode mnie wzrok odkładając poskładane koszule na pralkę, zaś resztę ubrań położył na półce za moimi plecami.
- Nie jest to.dla.ciebie krępujące że jestes w.jednym pomieszczeniu z dziewczyna której nie znasz, i to.jeszcze siedząca w wannie? - Skarciłamw sie w myślach za.to pytanie, ale Mike zareagował na nie śmiechem.
- Nie intrygują mnie kobiety..
- Jak to? Kobiety są piękne..
- Owszem są, w końcu mówi się na.nie "Płeć Piękna" ale.. Ja wolę mężczyzn. - Powiedział zwyczajnie, jak by to nie było nic dziwnego.
Chłopak przystanął przy wannie patrząc mi w oczy.
Jest to dla mnie dziwne, ale czuje się przy nim niesamowicie spokojnie. Spowodna.
Jak by wcale nie był.obcym facetem.
Czy on na.każdego.działa.w.taki sposób, czy może tylko na.mnie?.
Shinoda zdjął obrączkę z palca, łapiąc ją w dwa palce.
- Jestem z nim już ponad pięć lat, małżeństwem jesteśmy od naprawdę niedawna. - Shinoda uklęknął przy wannie, pokazując mi pierścionek, patrząc mi w oczy.
- Kochasz go? - Zapytałam z uśmiechem, a ten opuścił wzrok na obrączkę lekko się uśmiechając.
- Najbardziej na świecie.. - Mike założył go powrotem po czym.wstał.
- Tutaj są twoje ubrania.. - Chłopak pokazał dłonią na półkę za mną, uśmiechając się milo. - dostałaś je od Ann, dziewczyny Davea..
- Kim jest Dave? - Powiedziałam zdziwiona, a ten zmarszczył czoło.
- Phoenix.. - Dodał, patrząc na mnie z zaskoczeniem.
- Ja jeszcze nie znam twoich kolegów..
Shinoda powrócił głową, po czym machnął dłonią.
- Jeszcze poznasz.. - Brunet wyszczerzył się pokazując przy tym swoje białe zęby.
Shinoda jest naprawdę bardzo przystojnym mężczyzną, pewnie wiele kobiet zazdrości jego.. Mężowi.
To tak dziwnie brzmi.. Jego mąż..
- Mike? - Chłopak odwrócił się do mnie z uśmiechem. - Dziękuję za wszystko.
Chłopak wyszczerzył się i opuścił.
~ Mike
- Co.robisz? - Zdziwiony odwróciłem wzrok na Benningtona.
- Sprzatam, a co?
- W pokoju Taylor..? - Powiedział zdziwiony, wchodząc do pomieszczenia rozglądając się przy tym uważnie tak jak by wchodził do niego pierwszy raz życiu.
Od śmierci Tay, pokój ten był zamknięty na klucz, ale ku mojemu zdziwieniu meble nie były zakurzone.
- Chcę tu kogoś przenocować.. - Powiedziałem, układając ubrania od Ann w szafce. Nie wiem czy jestem gotowy na to.by oddać ubrania śp. Siostry, komuś innemu.
Poczułem jak chłopak przytula mnie w pasie, kładąc brodę na moim ramieniu.
- Kogo takiego chcesz przenocować? - Zapytał znudzony, patrząc na to co robię.
- Vanessę.. - Bennington odsunął się ode mnie robiąc zdziwioną minę.
- Kogo? - Powtórzył, marszcząc czoło.
- Vanessę..
- Kim do diabła jest Vanessa? - Krzyknął a ja zrobiłem wiele niemych gestów, przy tym milion nieopisanych min by dac mu do zrozumienia by się uciszył.
- To dużo tłumaczenia..
- Mike ja chcę wiedzieć kim jest ta Vanessa!
- Dobra, tylko się już ucisz! - Chłopak rzucił mi tak okropne spojrzenie, jak bym zabił mu rodzinę.
- Vann to bezdomna siedemnastolatka, która od śmierci rodziców mieszka na ulicy z dwójka przyjaciół. Jeden z nich jest starszy od nas.. Ona była w masakrycznym stanie, nie mogłem jej tak zostawić no Chester!
Chłopak zrobił smutną minę, opuszczając wzrok.
- Więc co chcesz zrobić? - Zapytał spokojnie, zerkając mi w oczy.
- Chcę by z nami zamieszkała..
Zeapewnie jej normalny dom, szkolę, wyrzywienie.. Będzie.. Jak córka.. - Poszedłem, łapiąc go za rękę.
- Nasza.. - Bennington uśmiechnął się lekko, co sprawiło że kamień spadł mi z serca.
***
Zjebałam!
Wiem zjebałam, przyznaje się!
Na asku bennody mówiłam że będzie ślub,
Jeszcze go nie ma, wiem, i jeszcze raz przepraszam!
Liczę na dużo komentarzy! <3