sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 31.

Prawie się poplułem napojem bogów, gdy Mike przeraził się sposobem w jaki otworzyłem swoje piwo.
Połowę twarzy zasłonił dłońmi, w taki sposób jak by chciał kichnąc.
Spojrzałem na niego kontem oka próbując powstrzymać śmiech.
Dla Shinody nie jest czymś normalnym otwieranie butelki zębami, szczególnie że on swoje traktuje jak.ósmy cud świata.
- Nie patrz tak na mnie! - Krzyknałem , wybuchajac śmiechem.
Mike przetarł twarz dłońmi, kręcąc głową.
- Mój dentysta by cię udusił. Po prostu udusił by cię na tym fotelu a cało zakopałby pod przychodnią! - Poplułem sobię cały podbródek, szybko wycierając go dłonią podczas gdy Shinoda patrzał na mnie pytająco i oskarżycielsko w jedbym.
- Mike przestań, bo ja się nic z tego nie napiję. - Powiedziałem rechocząc na całą salę, zaś ten patrzał na mnie jak by kompletnie nie wiedział co mnie bawi.
Chłopak odwrócił się na kanapie plecami do mnie w momencie kiedy piłem.
Odstawiłem do połowy puste naczynie na stolik, po czym usiadłem w siadzie skrzyznym przodem do jego pleców.
- Mega maksymalny foch forever w wykonaniu Mikea Shinody? - Zapytałem śmiejąc się urywkowo, lecz ten nic nie zareagował.
- Mike... Odezwij się do mnie bo cię do tego zmuszę... - Po samym ułożeniu jego uszu potrafiłem poznać jaką zrobił minę.
- Ok.. - Powiedziałem, dyskretnie wsuwając dłonie pod koszulę, atakując jego czułą na dotyk talię.
Chłopak zaczął krzyczeć prawie na tonie mojego głosu co było w chuj zabawne uwierz.
W momencie kiedy położył się na mnie z taką gwałtownością że wybiłby mi zęby głową, podniosłem ręce w górę nad nim, patrząc jak on w uroczy sposób próbuje ich dosięgnąć.
Wyluzował się dopiero jak już miał je w swoich ciepłych dłoniach.
- Kto cię najbardziej nie lubi? - Zapytał, szczerząc się najsłodziej na ziemi.
- Ty? - Zapytałem, próbując zrobić taki sam uśmiech.
- Skąd wiedziałeś? - Bez odpowiedzi pochyliłem się nad nim by go pocałować.
- Chłopaki oszczędzcie nam tych widoków serio! - Powiedział Dave, popijając poranną kawę.
- Do nas się sapie, a pewnie by sobię zwalił jak by Ann się przelizała z Jessy.
- Sam byś sobię zwalił. - Odpowiedział z oburzeniem, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Nie muszę, mam Mike'a. - Stwierdziłem, całując go w czoło.
- No dzięki.. - Powiedział, wstając ze mnie, na co zareagowałem natychmiast.przytulając się mu do pleców.

~ Mike

Po raz kolejny idę sobię parkiem.
I po raz kolejny prawie wydupiłem się na schodkach do niego prowadzących.
Ale mi się to zdaża za każdym razem kiedy tu jestem więc..
Uważam to za część spaceru. 
Przejrzałem się po okolicy, rozkoszując się każdym promieniem słońca.
Jest już jesień, więc ciepłych dni będzie coraz mniej i mniej.
Delikatne dźwięki gitary akustycznej, dotarły do mych uszu, wprowadzając mnie w trans.
Każdy dźwięk który był wokół przestał mnie absolutnie obchodzić.
Twórcą tej muzyki była dziewczyna siedząca sama na ławce.
Jej instrument.był bardzo.zniszczony i stary, mimo.to ona wyciąga z niego to co najlepsze.
Ciemne włosy nastolatki były długie i zniszczone, tak jak ubrania które miała na sobię.
Gdy usiadłem obok niej przestała.grać, odkładając gitarę pod ławkę, po.czym.patrzała przed siebie, nie zwracając na.mnie.uwagi.
- Pięknie grasz.. - Powiedziałem, lecz ta zignorowała moje słowa, pocierając zamarznięte ramiona.
Bez zastanowienia zająłem z siebie kurtkę, by założyć ją dziewczynie na ramiona.
Brunetka odwróciła do mnie twarz, z.pytającym wzrokiem.
Po.chwili.zaś znów.się.odwróciła nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Jak ci na.imię? - Zapytałem, nie otrzymując.odpowiedzi.
- Ja jestem Mike..
- Vanessa.. - Powiedziała w końcu, a ja poczułem wewnętrzny triumf.
- Co tutaj robisz Vanessa? - Zapytałem, lecz ta znów to zignorowała.
- Gdzie są twoi rodzice?
- Nie mam rodziców, jestem bezdomną żebraczką i zwykłym.śmieciem ulicy.. - Powiedziała wybuchając płaczem.

* Pół godziny później *

- Masz piękny dom Mike. - Powiedziała dziewczyna wchodząc do.środka.
- Dziękuję. - Powiedziałem miło zdejmując buty. W tym momencie dostrzedłem że ona ich nie ma.
- Chcialabys może wziąć gorącą kompiel? - Zapytałem, przyglądając się jej zachowaniu.
- Mówisz poważnie? - zapytała radośnie, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak.mówię całkiem.poważnie. Zaraz przyjdę, przygotuje ci wszystko. - Stwierdziłem wchodząc do łazienki.

~ Vanessa.

Ale on jest wspaniały, tyle dla mnie zrobił znając mnie zaledwie godzinę.
Ma naprawdę piękny i duży dom, ciekawe czym zajmuje się na codzień.
Poszlam do kuchni, przyglądając się jej z podziwem.
Może zrobię kanapki? Odwdzięczę mu się za go że wziął mnie do domu.
Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu.
Kiedy położyłam tależyk na stoliku w momencie kiedy chłopak wszedł do kuchni.
- Kompiel już gotowa! - Powiedział, patrząc ze zdziwieniem na przygotowane przeze mnie jedzenie.
- Jestes głodna? - Zapytał zdziwiony, uśmiechając się do mnie szeroko. Jego.uśmiech jest przepełniony uczuciem i.miłością.
Jego.dziewczyna.. A raczej.żona co wnioskuję po widniejącej na palcu.chłopaka obrączce jest pewnie najszczęśliwsza na.ziemi.
- Nie, to dla ciebie.. - Powiedziałam, uśmiechając się.
- Mike? - Zapytałam powracając się z powrotem do chłopaka, gdyż wcześniej opuściłam kuchnię.
- Słucham cię? - Powiedział, nalewając sobię herbaty z dzbanka do kubka z napisem " Shinoda's coffy "
- Ile masz lat? - Chłopak podniósł na.mnie wzrok uśmiechając się miło.
- 37. - Powiedział przykładając kubek do ust. Zasłoniłam twarz dłońmi, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- O.co chodzi? - Zapytał smutnym tonem, podchodząc do mnie.
- Ja mam 17.. Mógłbyś...mógłby pan.. Być.moim.ojcem. - Znowu zasłoniłam twarz, taka kompromitacja.
- Heei... - Powiedział odsłaniając mi twarz.
- Czy wiek tu gra rolę? Czy będę twoim kumplem, ojcem czy nawet dziadkiem? I tak wziąłbym.cię.do domu..

***

Nigdy nie spotkałam.kogoś równie niesamowitego jak Shinoda.
On.. Chciał mi pomóc mimo.wszystko..
I nie obchodzi go to że mnie nie zna.
Jest wspaniałym człowiekiem.
Siedziałam w wannie pełnej piany, która zakrywała mnie aż do obojczyków.
Z przemyśleń nad zgromadzeniem baniek przeszkodził mi głos chłopaka, wraz z.pukaniem do.drzwi.
- Van , mogę wejść? - Podniosłam jedną brew, patrzac na drzwi jak by powiedziały " Część, mogę od ciebie spisać zadaniem domowe?! ". Bez dłuższego zastanowienia zgodziłam się.
Nie należę do osób które się wstydzą swojego ciała.
Brunet wszedł do łazienki, uśmiechając się do mnie miło, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił ode mnie wzrok odkładając poskładane koszule na pralkę, zaś resztę ubrań położył na półce za moimi plecami.
- Nie jest to.dla.ciebie krępujące że jestes w.jednym pomieszczeniu z dziewczyna której nie znasz, i to.jeszcze siedząca w wannie? - Skarciłamw sie w myślach za.to pytanie, ale Mike zareagował na nie śmiechem.
- Nie intrygują mnie kobiety..
- Jak to? Kobiety są piękne..
- Owszem są, w końcu mówi się na.nie "Płeć Piękna" ale.. Ja wolę mężczyzn. - Powiedział zwyczajnie, jak by to nie było nic dziwnego.
Chłopak przystanął przy wannie patrząc mi w oczy.
Jest to dla mnie dziwne, ale czuje się przy nim niesamowicie spokojnie. Spowodna.
Jak by wcale nie był.obcym facetem.
Czy on na.każdego.działa.w.taki sposób, czy może tylko na.mnie?.
Shinoda zdjął obrączkę z palca, łapiąc ją w dwa palce.
- Jestem z nim już ponad pięć lat, małżeństwem jesteśmy od naprawdę niedawna. - Shinoda uklęknął przy wannie, pokazując mi pierścionek, patrząc mi w oczy.
- Kochasz go? - Zapytałam z uśmiechem, a ten opuścił wzrok na obrączkę lekko się uśmiechając.
- Najbardziej na świecie.. - Mike założył go powrotem po czym.wstał.
- Tutaj są twoje ubrania.. - Chłopak pokazał dłonią na półkę za mną, uśmiechając się milo. - dostałaś je od Ann, dziewczyny Davea..
- Kim jest Dave? - Powiedziałam zdziwiona, a ten zmarszczył czoło.
- Phoenix.. - Dodał, patrząc na mnie z zaskoczeniem.
- Ja jeszcze nie znam twoich kolegów..
Shinoda powrócił głową, po czym machnął dłonią.
- Jeszcze poznasz.. - Brunet wyszczerzył się pokazując przy tym swoje białe zęby.
Shinoda jest naprawdę bardzo przystojnym mężczyzną, pewnie wiele kobiet zazdrości jego.. Mężowi.
To tak dziwnie brzmi.. Jego mąż..
- Mike? - Chłopak odwrócił się do mnie z uśmiechem. - Dziękuję za wszystko.
Chłopak wyszczerzył się i opuścił.

~ Mike

- Co.robisz? - Zdziwiony odwróciłem wzrok na Benningtona.
- Sprzatam, a co?
- W pokoju Taylor..? - Powiedział zdziwiony, wchodząc do pomieszczenia rozglądając się przy tym uważnie tak jak by wchodził do niego pierwszy raz życiu.
Od śmierci Tay, pokój ten był zamknięty na klucz, ale ku mojemu zdziwieniu meble nie były zakurzone.
- Chcę tu kogoś przenocować.. - Powiedziałem, układając ubrania od Ann w szafce. Nie wiem czy jestem gotowy na to.by oddać ubrania śp. Siostry, komuś innemu.
Poczułem jak chłopak przytula mnie w pasie, kładąc brodę na moim ramieniu.
- Kogo takiego chcesz przenocować? - Zapytał znudzony, patrząc na to co robię.
- Vanessę.. - Bennington odsunął się ode mnie robiąc zdziwioną minę.
- Kogo? - Powtórzył, marszcząc czoło.
- Vanessę..
- Kim do diabła jest Vanessa? - Krzyknął a ja zrobiłem wiele niemych gestów, przy tym milion nieopisanych min by dac mu do zrozumienia by się uciszył.
- To dużo tłumaczenia..
- Mike ja chcę wiedzieć kim jest ta Vanessa!
- Dobra, tylko się już ucisz! - Chłopak rzucił mi tak okropne spojrzenie, jak bym zabił mu rodzinę.
- Vann to bezdomna siedemnastolatka, która od śmierci rodziców mieszka na ulicy z dwójka przyjaciół. Jeden z nich jest starszy od nas.. Ona była w masakrycznym stanie, nie mogłem jej tak zostawić no Chester!
Chłopak zrobił smutną minę, opuszczając wzrok.
- Więc co chcesz zrobić? - Zapytał spokojnie, zerkając mi w oczy.
- Chcę by z nami zamieszkała..
Zeapewnie jej normalny dom, szkolę, wyrzywienie.. Będzie.. Jak córka.. - Poszedłem, łapiąc go za rękę.
- Nasza.. - Bennington uśmiechnął się lekko, co sprawiło że kamień spadł mi z serca.

***

Zjebałam!
Wiem zjebałam, przyznaje się!
Na asku bennody mówiłam że będzie ślub,
Jeszcze go nie ma, wiem, i jeszcze raz przepraszam!
Liczę na dużo komentarzy! <3

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 30.

Ej ja w to nie wierzę że to jest 30 rozdział tej części OMG.
***

~ Chezz.

Chłodne powietrze wpadało do naszego dusznego pokoiku osucając mnie ze snu.
Leniwnie poszyłem się na śpiącym obok chłopaku przegrywając nas kołderką.
Leżałem tak spokojnie patrząc jak cudownie śpi.
Lekko podnosiłem się z jego klatką piersiową, przy każdym nowym oddechu.
Jego serduszko bije dwa razy na sekundę, więc to nie jest spokojny rytm.
Może go duszę? Podniosłem się lekko i poczułem dłoń na swoich plecach przypierającą mnie z powrotem do Shinody.
- Zostań.. - Wymruczał, a ja zaśmiałem się cicho.
- Obudziłem cię? - Zapytałem, całując go delikatnie a ten uśmiechnął się słodko.
- Tak, ale to nic złego..
- Twoje serce szybko bije.. - Powiedziałem kładąc głowę na jego klacie.
- Zawsze tak bije kiedy jesteś przy mnie. - Powiedział zaspanym głosem, głaszcząc mnie po plecach.

~ Dave

- Cześć stary, o czym chciałeś pogadać, bo nie mam czasu mam zarezerwowany stolik w restauracji. - Powiedziałem prosto z mostu siadając przy stoliku obok Chłopaka.
Joe spojrzał na mnie.
- Zakochałem się w dziewczynie która myśli że nazywam się Jonatan, i mam z nią pełnoletną córkę i jesteśmy małżeństwem od 15 lat! - Patrzyłem na niego tak przez dłuższą chwilę, po czym zechciało mi się śmiać.
- Ej no stary, ale żeby to tak długo ukrywa..
- DAVE NIE ROZUMIESZ! Ona MYŚLI że jestem Jonatanem! A ten facet nie żyje od 6 lat! - Teraz dopiero dotarła do mnie powaga sytuacji.
- I co teraz ? Masz zamiar się podszywac pod jej męża, tylko po to by z nią być? - Chłopak przetarł twarz dłońmi i pokrecil głową. - Nie mam pojęcia co teraz zrobię..

~ Mike

To trochę pedalskie.
Tak.. To była moja myśl gdy grałem z moim chłopakiem siedzącym mi na.biodrach w łapki.
Tak słodko się cieszył jak wygrywał, że aż mi samemu robił się uśmiech na twarzy.
- Wygrałem! - Krzyknął zaplatajac nasze palce w dłoniach, przygwoździł mi je do materaca. - Znowu.. - mruknął patrząc mi raz w jedno oko, raz w drugie.
- Jak ja cię uwielbiam.. - wyszeptał, uśmiechając się pociesznie.
- Za to że ze mną wygrywasz w łapki? - z moich ust wypłynął śmiech, z jego także.
- Nie.. Dlatego że jestes taki kochany.. I przystojny..
- I gruby..
- Nie jestes gruby. - Powiedział z oburzeniem, marszcząc czoło.
- Jestem..
- Ciekawe gdzie. - Zapytał szczypiąc mnie w brzuch na co zareagowałem rechotem, ten zaś pośpiesznie znów złapał moją dłoń by zjednała się z materacem.
- Nie jestes.. - Mruknął, po czym połączył nasze usta w konkretnym pocałunku.
Gdy przestał, przyłożył czoło do mojego czoła, prawiąc mi komplementy, dając mi milość i szczęście.. Spojrzeniem.
Tym pełnym uczucia spojrzeniem za które dam się zabić.
- Mike, wyjdziesz za mnie? - zapytał nadal patrząc mi w oczy.

~ Rob.

Nareszcie łóżeczko złożone.
Już boli mnie ręka od trzymania woreczka z lodem na głowie.
- O mój boże.. - Powiedziała Hayley wchodząc do pokoiku dziecięcego, rozglądając się po nim z podziwem.
- Sam to wszystko zrobiłeś? - Zapytała, patrząc na tapete w kwiaty, puszysty dywan, kanapę z salonu oraz najważniejsze tu - moje dzieło robione przez ostatnie trzy godziny. - Dziecięce łóżeczko.
- No tak, a kto to miał zrobić, chyba nie wróżki. - Zaśmiałem się , dając jej buziaka.
- Co zrobiłeś? - Zapytała , patrząc na trzymany przeze mnie worek z lodem.
- A sąsiad mi zajebał z buta wczoraj. - Powiedziałem rozbawiony, takim tonem jakby to było na pożądku dziennym.
Dziewczyna Zmarszczyła czoło ale nic nie.mówiła.
Chyba nawet i lepiej, bo.by się zapytała za co mnie skopał.
W myślach zaczęłem się śmiać.

~ Chazz.

Niecierpliwie oczekuje odpowiedzi, mijają sekundy a on nic nie mówi.
Czuję że się poce, on mnie nie chcę, nie chcę być moim mężem on mnie nie kocha.
Nie czekając już dłużej wstałem i wszedłem do łazienki opierając się o drzwi usiadłem na podłodze.
Co zrobiłem źle? A może miałem jeszcze chwilę zaczekać? Może zbyt gwałtownie wyszedłem..
Znowu nawaliłeś Bennington, jestes do niczego. Mike pewnie znajdzie sobię kogoś lepszego..
W pewnym momencie pod drzwiami, po gładkich kafelkach wsunał się pierścionek.
Podniosłem go, by przyjrzeć się karteczce do niego przyczepionej.
Czytałem ten krótki wyraz, gdy wystawałem. " TAK <3 "
Na.mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy zakładałem go na palec.
Otworzyłem drzwi, rzucając się na szyję stojacemu za nimi chłopakowi, który przyjął mnie tak goracym usciskiem że aż po policzkach spłynęły mi łzy szczęścia. - Tak cię kocham.

*_-_*
Sbddmsnkdbqbdjdb.
Tyle czekania na rozdział by pojawiło się "TO". Ajj.
Zawiodłam was :(
Przepraszam..
Jest 2.30 nad ranem.. :(
Przepraszam..
Zostawcie komentarz.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 29.

Joe ~

Jest godzina 13.20.
Siedzę sobię na wygodnej sofie od Hachi przyglądając się trzymanej w dłoni fotografii przedstawiającej dwójkę małżonków.
Pod zdjęciem widniał napis
" Hachi & Jonatan 1999r "
Hachi to piekna japonka, której długie kręcone miodowego odcieniu włosy dosięgają połowy pleców, zaś jej małżonek.. Jest taki sam jak ja.
Normalnie dwie krople wody.
Jak bym spotkał go na ulicy to.bym myślał że to lustro.
Hachi rzuciła się mi na szyje, w parku zalana łzami.
Myślała że to ja jestem Jonatan.
Jonatan nie żyje. Na półce leżał akt zgonu.
Nawet nie zauważyłem gdy Hachi obudziła się i podniosła z kanapy.
- Nadal w to nie mogę uwierzyć.. - Powiedziała słodkim głosem, patrząc na mnie w ten znaczący, przepełniony uczuciem sposób.
- W co takiego? - Zapytałem , patrząc jak brunetka położyła mi ramiona na barkach.
- Że naprawdę żyjesz.. Każdy mi mówił.że to nie prawda , lecz ja od.początku wiedziałam że żyjesz. - Powiedziała tuląc.się do.mnie.

~ Chester.

Zapukałem w drzwi z łazienki przykładając do nich ucho.
- Mike, jesteś tam? - Zapytałem, a ten tylko mruknął potwierdzająco.
- A mogę wejść do środka? - Chłopak znowu powtórzył ten dźwięk, co oznaczało że dał mi to zezwolenie.
Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem Shinode stojącego nienaturalnie blisko lustra.
- Mike co ty robisz? - Zapytałem zdziwiony. W momencie kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę, ja z przerażenia schowałem usta w dłoń.
Oczy Shinody były całe opuchnięte i czerwone, co wyglądało przerażająco.
- Nie zająłeś soczewek na noc? - Wybełkotałem nie zdejmując dłoni z twarzy.
- Musiałem zapomnieć.. - Powiedział, bezradnie pocierając powieki.
- Chodź zabiorę cię do lekarza. - Powiedziałem łapiąc go za nadgarstek.

***

- Jak mam nie zakładać soczewek przez miesiąc?
Przecież ja się zabiję!
- Nie drzyj sie! - Upomniałem go, w drodze do wyjścia ze szpitala.
- Chester nie.rozumiesz tego że jestem teraz praktycznie ślepy?
- Mike rozumiem. Ale krzyk tu nic nie da.  - Doznałem olśnienia - Przecież kiedyś nosiłeś okulary.
- Serio.. Wyobrażasz mnie sobię w okularach?
- Widziałem cię nago w różowych kajdankach.. Co mnie tam okulary zaskoczą.. - Stwierdziłem obejmując go w pasie. Widzę że patrzy mi w oczy, ale tak jak by nie był pewny czy to nie są dziurki w nosie.
- Kocham cię wiesz? - Powiedział , a ja uśmiechnąłem się miło. - Też cię kocham, chodź do domu.

~ Rob.

- Skarbie coś się stało? - Zapytałem całując dziewczynę w czoło.
A ta rzuciła mi smutny uśmiech.
- Tak, coś się stało. - Powiedziała, a ja zaniepokojony usiadłem na kanapie obok.
- Co jest? - Zapytałem, dziewczyna długo zbierała siły by spojrzeć mi w oczy, lecz gdy w końcu jej się to udało z jej ust wyszedł ten oto komunikat.
- Jestem w ciąży. - Moja reakcja przemijała w ten sposób że najpierw mnie zatkało, a potem gwałtownie wstałem i wyszłem z.domu wydzierając się na całą mordę ze szczęścia.
W pewnym momencie dostalem kaloszem w głowę od jednego ze sąsiadów, za co mu dziękuję bo się uspokoiłem, nawet kulturalnie odrzuciłem mu buta.
Gdy weszłem z powrotem do domu, miałem na twarzy taki wyszczerz że to jest niewiarygodne.
Usiadłem obok, łapiąc ukochaną za dłoń.
- Będę tatą..
- Cieszysz się? - Zapytała z nadzieją, a po moich policzkach spłynęły łzy.
- Tak, jak nigdy wcześniej w życiu.

~ Mike.
- Masz te okulary?
- Mike nie wkurwiaj mnie, jak je znajdę to ci powiem! - Przewrociłem oczami, słysząc istniejący w tle dźwięk telefonu.
Metodą prób i błędów udało mi się go odebrać.
- Dom Taylor i Michaela Shinody.
- Mike jestem w ciąży. - Zdanie niby całkiem zwykłe jak by nie to że wypowiedziane przez Roba.
- Jak możesz być w ciąży?
- Nie ja, Hayley. - Zasłoniłem twarz dłonią.
- CHESTER! HAYLEY JEST W CIĄŻY Z ROBEM!
- Co ty pierdolisz?! - Krzyknął zdziwiony zabiegając po schodach do mnie.
- To oznacza..
- Że znowu będę wujkiem! - Dokonczyłem, a Bennington skarcił mnie wzrokiem.
- Nie! To oznacza że będzie mały rudy Rob! - Nieopanowanie wybuchnąłem śmiechem.
Chłopak podszedł bliżej, zakładając mi okulary na twarz.
Nagle jego twarz była dla mnie całkiem wyraźna.
Chazz objął mnie w pasie, patrząc mi w oczy.
- Wygladasz jak ogr.. - Zakpił, a ja zrobiłem super poważną minę.
- No ej.. - Powiedział i zaczął się śmiać. - Bez fochów.
Nadal się nie odezwałem.
Chłopak pochylił się by dać mi całusa , lecz odwróciłem głowę.
- No ej.. - Powiedział smutno, po czym wpadł na super genialny w jego prostocie pomysł.
Chezz zrobił chamski napad na moją talię, a ja z zaskoczenia wyjebałem się w dla mnie sposób nie zrozumiały.
Usiadł mi na biodrach, patrząc się na mnie z miną małego kociaka. - No weź się usmiechnij Mikey..
- Nie, bo wyglądam jak ogr.. - Bennington zrobił minę pt. " Zaraz ci chyba zajebie."
Jego palce zostały chamsko wbite w moje żebra, na co zareagowałem nieopanowanym rechotem.
- Nie! Przestań! Przestań! - Krzyczałem szarpiąc sie bez skutku jak popierdolony.
- No ale śmiech masz śliczny.. - Powiedział w momencie kiedy dał mi spokój. Oddychałem głęboko spoglądając na ucieszonego partnera.
- Mówiłem ci już że cię nie lubię? - Chłopak zachichotał, pochylając się nade mną.
- A czy ja ci już mówiłem że jesteś całym moim światem? - Zapytał, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Dostrzegłem triumf w jego oczach, sekundę przed tym jak mnie pocałował.

~ Max.

Wróciłem jak codzień po pracy do domu.
Wieszając kurtkę na wieszak, usłyszałem kroki na pierwszym piętrze.
Stanąłem jak wryty patrząc ba schody.
Chelsea pracuje dziś do 20.00 więc to nie może być ona.
- Ręce do góry nie ruszaj się. - Otworzyłem szerzej oczy słysząc dany rozkaz z za moich pleców i podniosłem ramiona.
Właściciel wcześniej wypowiedzianych słów wyszedł naprzeciw, nadal całując we mnie splówą.
- Gdzie jest Cali Monso?! - Krzyknęła dziewczyna, z ogromną agresja.
Nie mogłem zobaczyć jej twarzy przez kominiarkę.
- Kto.. - Wyszeptałem, lecz zagłuszył mnie głos człowieka który zszedł z góry.
- Już wszystko wiemy, chodź V. - Powiedział, opuszczając moje mieszkanie, zaś dziewczyna zrobiła to samo celując we mnie bronią aż do momentu zniknięcia za ścianą.
Przyjechałem dłońmi po włosach, siadając na kanapie.
Co to w ogóle było..

~ Chezz

Obudziłem się nagle, widząc siedzącego mi na biodrach Shinode. Zacząłem się śmiać.
- Nie wierzę. - Powiedziałem, nadal rechocząc jak głupi.
- W końcu musiała przyjść moja kolej.. - Powiedział zmysłowym tonem.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, gdy poczułem jego ciepły oddech na swojej szyjii.
Chłopak zaczął mnie całować po obojczykach.
Jego ciepłe usta i oddech bardzo kontrastują z moim nad wyraz chłodnym torsem, co tylko sprawiło że każdy jego dotyk czułem z zdwojoną intensywnością.
Poczułem się zażenowany kiedy wbrew własnej woli westchnąłem z przyjemności.
Nie lubię tego.. Mimo że jest to przyjemne, to ja czuje się bezbronny i słaby że się temu poddaję.
Chłopak przerzucił się na moje usta. Był to długi i bardzo namiętny pocałunek.
Najgorsze w tym jest to że tak strasznie mam ochotę go dotknąć, zdjąć mu koszule jak i spodnie.
Móc położyć dłonie na jego twarzy. Teraz tego nie mogę zrobić. Poczułem falę gorąca gdy jego ciepłe palce, sunęły delikatnie po moim torsie.
Nienawidzę w sobię tej słabości do dotku. Jego dotyku. Jego dłoń wsunęła się pod moje bokserki na co zareagowałem przeciągłym mruknięciem.
Usłyszałem jego cichy chichot.
Poczułem jak wziął go do rąk, zmuszając mnie do kolejnego westchnięcia.
Mój puls przyspieszył, jak i jego dłonie.
Nie wiedziałem co mam.ze sobą zrobić.
Przestał, poczułem że przestał.
W tym momencie zamruczałem po raz kolejny tego wieczoru.
Czuje gorąco na swoich policzkach. Nie błagam tylko nie to.
Oddycham tak szybko jak bym przed chwilą skończył maraton.
Próbowałem ukryć zaczerwienioną twarz, w ramionach które są unieruchomione nad moją głową, lecz mimo to czułem na sobię jego spojrzenie.
- No ej.. - Powiedział, rozchylając mi ręce.
- Mnie się wstydzisz? - Powiedział cicho z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Siebię.. - Wyszeptałem, a ten przechylił delikatnie głowę.
- Skarbie, nie masz czego. - Powiedział tym cudownie niskim głosem, kładąc mi delikatnie dłonie na szyjii.
- Kocham cię.. - Nasze usta znów złączyły się w pocałunku, już nie tak namiętnym, ale nadal pełnym uczucia.
Chłopak ponownie zajął miejsce na moich biodrach uśmiechając się cwanie.
- Wiesz na co teraz czas? - Powiedział robiąc minę psychopaty, pocierając dłonie.
- Na co? - Zapytałem, patrząc na niego z podniesioną brwią.
- Czas na zemstę. - Odrzekł atakując moje żebra.
Wybuchnąłem nieopanowanym śmiechem.
W momencie kiedy przerwał jego palce zaczęły jeździć po moim ciele.
Dla mnie jest to akurat przyjemne, ale jak ja mu tak robię to on dostaje świra.
Chłopak ponownie zaczął mnie łaskotać, tym razem po bokach bioder, na co zareagowałem ponownym wybuchem śmiechu.
- Ej dobra koniec.. - Sapnąłem pomiędzy ciągłym rechotem.
- No ale jak ja proszę byś przestał, to jesteś nie ubłagaby.- Mike postanowił zwiększyć intensywność..
Zacząłem się szarpać jak pojebany by tylko uniknąć jego natrętnego dotyku.
- Mike Proszę.. - Wydusiłem z siebie czując pot na twarzy.
Dostałem zadyszki, ale przestał. Oddychaj Chazz.
Jeden oddech.. drugi oddech...
- Podobało ci się to? Ja tak mam prawie codziennie..
Trzeci oddech... Czwarty oddech.. 
Spojrzałem na Shinodę który bez emocji na twarzy rozkuł mi kajdanki.
Lecz mimo tego wyzwolenia, nie mam w.ogóle siły by nimi ruszyć.
- Przepraszam.. - Powiedziałem, zmuszając się do siadu.
Chłopak na patrzał na mnie, miał spuszczony wzrok.
- Przepraszam Mike.. Przepraszam że ci to robię..
Po prostu..
Uwielbiam twój śmiech. Chciałbym go słuchać bez końca.
Kiedy cię łaskocze nie ma możliwości byś się od niego powstrzymał..
Musisz się śmiać.
Chodź to już jest podliczane pod sadyzm.. to uwielbiam ci to robić.. - Sam opuściłem wzrok. Właśnie poczułem się potworem. Wykorzystuje mojego chłopaka, by uszczęśliwiać siebie, go przy tym.. Męcząc..
On się przy mnie męczy.
Ja nie zasługuje na kogoś tak wspaniałego jak Mike..
- Przepraszam.. - Powiedziałem znów, wybuchając płaczem w swoje dłonie.
Shinoda który nie pojął co się właśnie stało, znalazł się tusz obok mnie. Nie zasłużyłem na to by się o mnie martwił.
- Chester co jest? Nie płacz..
- Przepraszam za to że taki jestem.. - Powiedziałem przez lament, Mike złapał moja twarz w dłonie.
- Kotek uspokoj się proszę...
- Jestem potworem..
- Nie, Chazz nie jesteś.. - Powiedział , przytulając mnie do siebie.
- Jeśli sprawia ci to przyjemność, to ja do tego przywyknę.. Nie chciałem byś poczuł się jakoś źle.. - Wyszeptał, głaszcząc mnie po głowie.

*_*_*

Okey, nareszcie dodałam ten rozdział. :)
Jeśli się podobało to zostaw komentarz, jeśli się nie podobało to też zostaw komentarz, jeśli nie przeczytałeś to też zostaw xD