sobota, 29 marca 2014

Rozdział 16.

 - Gdzie idziesz? - Zapytał chłopak, łapiąc mnie za rękę. 
Poruszając się w zamyśleniu, nawet nie zwróciłem uwagi na Benningtona dzielącego ze mną hotelowy pokój.
- Spotkać się ze znajomymi.. - Odpowiedziałem niepewnie, wkładając kurtkę.
Chłopak flegmatycznym krokiem, znalazł się pod drzwiami z szafy przy której stałem, zamykając ją ręką.
Jego ciepłe spojrzenie, wymagające wyjaśnień, wręcz mnie bolało.
A Chaz stał tak , bez słowa, nie odwracając wzroku, patrzał mi w oczy.
- Z kim? - Zapytał wreszcie, podnosząc brwi , przy czym jego twarz nabrała pytającego wyrazu.
- Z takim Jokerem... Nie znasz.
- No właśnie. Nie znam.
I ty masz sobie tak po prostu wyjść, w środku nocy, z jakimś typem?
Jego piorunujący wzrok, wręcz mnie parzył...
Tak jak by, przez ten spokojny ton, chciał mi przekazać największe okropności.
Bennington przymrużył oczy, wbijając wzrok w ziemię, głośno wzdychając.
Niby ma dużo racji, nie jest to rozważne z mojej strony, i zachowuję się jak dzieciak, który nic nie wie o życiu.
No ale w pewnym sensie, ja zawsze uczyłem się na swoich własnych błędach...albo nie.
- Chcesz iść ze mną? - Zapytałem, uśmiechając się nieśmiało, z ogromną chęcią rozluźnienia atmosfery.
- I tak bym poszedł. - Stwierdził, podnosząc na mnie wzrok.
Uśmiechnąłem się szeroko.
Tak, bo ja to zawsze robię kiedy nic innego nie przychodzi mi na myśl.
A najciekawsze w tym jest to - że to zawsze działa.
Powaga Chestera nie utrzymała się długo, i na jej miejsce przyszedł słodki uśmieszek.
- Czemu ty jesteś taki cudowny co? - Stwierdził dygresyjnie, podchodząc bliżej, położył mi dłonie na talli.
Nasze spojrzenia znowu się skrzyżowały, lecz tym razem było to dla mnie przyjemne uczucie.
Ciepły odcień brązu jego oczu, promieniujący w tym cudownym uśmiechu , rozpalał mnie od środka.
- Wiesz że cię kocham? - Zapytał Chazz, przechylając głowę w bok, a ja nieświadomie jeszcze bardziej się wyszczerzyłem, zaskoczony że to w ogóle jest możliwe.
- Nie bardziej niż ja ciebie. - Sprostowałem, obejmując go w pasie.
Znowu skupiłem całą uwagę na jego spojrzeniu.
Topię się jak sopelki w zimę, kiedy przychodzi odwilż.
Chester przyłożył czoło do mojego czoła, i zachichotał cicho.
- Nie sprzeczaj się ze mną... i tak wiesz że wygram. - Powiedział, zmysłowo, cicho.
- Nie wygrasz. - Odgryzłem się, robiąc cwaną minę.
- Czyżby? - Zapytał, robiąc napad na moją talię.
Pisnąłem śmiesznie wysoko, próbując się wyrwać, lecz chłopak zdążył przygwoździć mnie do ściany.
- Nie! Przestań! - Poprosiłem, próbując uciec chłopakowi na wszystkie możliwe sposoby, ten zaś tylko się zaśmiał. - To jak? - Zapytał, przerywając.
- No masz rację.. - Przytaknąłem ,  chowając czerwoną ze śmiechu twarz w dłonie.
Gdy tylko je odsłoniłem , poczułem na swoich ustach delikatny, lecz pełny uczucia pocałunek.
Teraz właśnie zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam kiedy ostatni raz go całowałem.
Nie zdążyłem się nacieszyć tą chwilą, bo chłopak przerwał, łapiąc mnie za dłoń.
- Chodź już , bo ten twój Joker się nas nie doczeka. - Stwierdził z uśmiechem, ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia.
***
- Joker! - Krzyknąłem na zielonowłosego chłopaka, który nerwowo rozglądał się po holu.
Chester nagle się zatrzymał marszcząc czoło.
- Co jest? - Zapytałem, stając przed nim, nie puszczając nadal jego dłoni.
- Ten cudak to "Joker"? - Zapytał przyglądając się Anagramowi, który najwyraźniej nie usłyszał mojego wołania, i nie zobaczył nas w tłumie.
- To nie "Cudak" on ma po prostu odmienny styl.. Nie narzekaj, sam lepiej nie wyglądałeś jakieś 17 lat temu.
- Ja zawsze wyglądam zajebiście. - Powiedział ze skromnością, wyszczerzając się na pół twarzy.
- O jesteś Mike! - Powiedział chłopak podchodząc do nas z uśmiechem, po czym podał mi rękę na powitanie.
- Chester! - Powiedział podekscytowany, przyglądając się wokaliście jak jakiemuś ósmemu cudowi świata.
To nie było dla mnie zbyt miłe uczucie.. mimo że wiem, że nie jedna dziewczyna patrzy na niego w bardziej natarczywy sposób.
W oczach Jokera widzę czystą ekscytację dostrzeżenia swojego idola...
U niektórych dziewczyn, widzę wręcz żądze krwi.
- Dobra.. To idziemy? - Zapytał, klaszcząc radośnie w dłonie.
- Gdzie ? - Zapytał Bennington, nadal przejęty widokiem chłopaka wyglądającego jak demon.
***
- Te ludzie, Jok przyszedł, i to z GOŚCIAMI.
Krzyknął różowo włosy Punk, stojący z fajką na uboczu zbiorowiska ludzi.
- Z GOŚĆMI a nie GOŚCIAMI Adam.. - Poprawił go Anagram, uśmiechając się miło.
Chłopak podszedł do naszej trójki, lustrując nas wzrokiem.
 - Jestem Adam, tam są.. - Chłopak odwrócił się do nas bokiem, patrząc w stronę zbiorowiska ludzi.
Przez jakiś czas opowiadał nam o ludziach którzy tam przebywają, lecz moją uwagę przyciągnęła Alicja.
Dziewczyna Anagrama, którą przedstawił mi w ten sam dzień w którym go poznałem.
Nie ma co owijać w bawełnę, Dziewczyna mnie nie znosi.
Twierdzi że to wina moja, i mojej twórczości że Joker już nie pije, nie pali...
- A więc Chester. - Powiedział Adaś, obejmując Chazza ramieniem , krzyżując z nim spojrzenia.
- Jak ty doszedłeś do takiej perfekcji w wokalu? Przecież to jest niesamowite co ty wyprawiasz ze swoim głosem.. - Stwierdził z podziwem.
Nie podobało mi się to.
Nie chcę by ktoś obejmował mojego Chestera.
Patrzał mu w oczy.
I prawił komplementy...
Z niesmakiem, wyminąłem ich i ruszyłem w kierunku hotelu.
Ja nie mam zamiaru na nich patrzeć.
Mike.. zachowujesz się jak nastolatka zazdrosna o chłopaka...
Przemyślenia przerwał mi czyjeś dłonie, zaplecione w pasie.
- Gdzie idziesz? - Zapytał Bennington, jadąc jedną dłonią wyżej na mój tors, i delikatnie ucałował mnie w skroń. - Wracam do hotelu... źle się czuje.
- Co się dzieje? - Zapytał zmartwionym tonem, odwracając mnie do siebie przodem.
Czuję się jak dziecko... czy tam dziewczyna...
- Jest mi nie dobrze, nic wielkiego, jak chcesz to zostań... - Ostatnia cześć zdania, przeszła mi z trudem przez gardło, co Chester spostrzegł od razu.
- Nie ma opcji... wracam do domu z tobą.
***
Anagram był przygnębiony z tego powodu ze tak po prostu od razu sobie poszedłem.
Myślał że to jego wina, że mi się nie podobało czy coś...
Lecz wszystko mu wyjaśniłem, i zaproponował żebym przedzwonił jak będę chcieć się spotkać.
Bennington, właśnie wybudził się ze snu na moim brzuchu.
- Ty nie śpisz? - Zapytał zdziwiony, uśmiechając się do mnie miło.
- Jakoś nie.. - Odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech.
- Jak się czujesz? - Zapytał, podpierając się rękami, by znaleźć się nade mną.
- Już lepiej.. - Odpowiedziałem, po czym podniosłem się lekko by go pocałować.
Mamy bardzo różne ubrania, jeśli chodzi o te do spania.
Ja śpię, w niebieskiej, bądź białej koszulce, i luźnych krótkich spodenkach.
Zaś Chester bardziej skromnie, a mianowicie w samych bokserkach, co samo w sobie już strasznie pobudzało zmysły.
Sprawnym ruchem chłopak usiadł mi na biodrach , po czym łapiąc mnie za nadgarstki, przygwoździł do łóżka.
- A teraz cię zgwałcę. - Zażartował , wyszczerzając się słodko.
- Tak, ty byś mnie zawsze zgwałcił. - Sprostowałem, uśmiechając się do siebie.
- Spójrz jaki zaszczyt, na twoim miejscu chciałaby być nie jedna dziewczyna.
- Skąd ten zaszczyt? Lecisz na bezwartościowych , pedałów?
- Ej.. nie mów tak. Obrażasz mój skarb...
- Twój skarb? - Powtórzyłem cicho.
Trudno mi uwierzyć że Chester naprawdę nazwał mnie w tak wspaniały sposób, mimo że zawsze to robił...
- Tak.. Nie spotkało mnie w życiu, nic lepszego od ciebie.. Dla mnie masz większą wartość, niż moje własne życie.. więc nie mów nigdy więcej że jesteś bezwartościowy, dobrze?
- Nigdy... - Powiedziałem ze skruchą , nerwowo bawiąc się palcami własnych dłoni.
- Heej... - Szepnął radośnie, zmuszając mnie przy tym do podniesienia wzroku, na jego rozpromienioną twarz.
Stopniowo na mojej twarzy, zaczął pojawiać się uśmiech.
- Tak bardzo cię kocham.. - Powiedział z uśmiechem, uwalniając moje nadgarstki z silnego uścisku.
- Ja ciebie też.. - Powiedziałem , by podnieść się do pozycji siedzącej.
Widok jego uśmiechniętej twarzyczki, chciałbym oglądać już do końca swojego życia...

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 15.

~ Chester

Cudowny widok, z siódmego piętra naszego studio.
Siedząc na dużym parapecie z którego nie w sposób spaść, 
Palę sobie niebieskiego Viceroy'a.
Uśmiechnąłem się do siebie.
Pamiętam jak razem z Anną, wymyśliliśmy że jak w przyszłości założymy rodzinę to 
syna nazwiemy Viceroy a córkę Melody...
Takie odległe czasy...
Każdy z nas bardzo dojrzał, przez ostatnie kilka lat..
Mimo że już od ponad dwudziestu jesteśmy dorosłymi mężczyznami.
Odwróciłem wzrok, wyciągając papierosa z ust. 
- Chłopaki mam info. - Powiedział Tomas, wbiegając do pomieszczenia potykając się o własne nogi.
Dyskretnie zachichotałem, gdyż tak bardzo skojarzyło mi się to z moją kaleką.
Mike stał właśnie w pobliżu chłopaka, uśmiechając się do niego miło.
- Jedziecie w trasę! - Powiedział oddychając głęboko, młody miał niezłą zadyszkę, chyba biegł do nas z tą informacją.
Zaraz.. Trasa? 
My trasa? 
My?
Zrobiłem nieświadomie podekscytowaną minę, 
szybko podbiegając do zebranej wokół Tomasa reszty.
- A gdzie? - Zapytał Shinoda, szczerząc się na całą gębę. 
- Do Miami. - Odpowiedział chłopak uśmiechając się do każdego z nas z kolei,
Wszyscy podskoczyli z podekscytowaniem...
Prawie wszyscy... 
- Tak daleko? - Powiedział smutno Delson, spoglądając na chłopaka z żalem. 
- Ja tylko przekazuje... - Stwierdził, patrząc ze współczuciem na gitarzystę, po czym odwrócił się i opuścił studio.
- Ej.. o co chodzi? - Zapytał go, zaniepokojony Farrell, kładąc mu rękę na ramieniu.
- O to że jak mam wyjechać w trasę, do Miami, jak mam tutaj pięcioletnią córeczkę, i dziewczynę? 
Nasze serca wypełniły się żalem... Wymieniłem się smutnym spojrzeniem z Shinodą.
My nie mamy tego problemu, przecież należymy do jednego zespołu, i tak jedziemy razem...
Dave też jest smutny.. Jak mógł nie pomyśleć o Ann?
Kontem oka zauważyłem  jak Mike wyciąga telefon, i do kogoś dzwoni..

~ Mike.

- Halo? - Sympatyczny głos chłopaka, obił się po mojej głowie. 
- Hej Otis, co słychać? 
- Wiesz co, mama razem z Jessy i Anastazją, zmieniają wystrój wnętrza domu, masakra.. kobiece pogaduszki, rzygam. - Zaśmiałem się dyskretnie, po czym znowu nabrałem poważnego wyrazu twarzy, słuchając co jeszcze u niego słuchać. 
- Właśnie siedzę sobie w pokoju, i bawię się z małą Anastazją.. 
Anny, powiedz wujkowi "cześć"
- Cześć Wujek! - Usłyszany w tle słodki głosik dziewczynki, sprawił że uśmiechnąłem się do siebie. 
- Cześć Anzi. - Odpowiedziałem cicho, a ona zaśmiała się, razem z Otisem w tle. 
- A u ciebie co? - Zapytał Sinoda, tonem, jak by robił coś ważnego, ale chce być miły więc pyta.
- Jedziemy w trasę i... 
- JEDZIECIE W TRASĘ? - Krzyknął podekscytowany, przerywając mi. 
- Tak.. ale jest problem.
- Jaki problem? - Zapytał, już mniej entuzjastycznie.
- Brad nie chce zostawiać rodziny...
- Spoko Tato, z nami nie będą czuły się samotne..

***

Po wielogodzinnym locie samolotem, wykończony Chester pada twarzą w puchate poduszki.
Hotel był naprawdę ogromny, i urządzony w jasnych kolorach, podobał mi się.
Chester zawsze preferował granat, czerń, purpurę..
Ja zaś uwielbiam jasne odcienie, berze, brązy...
Ten pokój miał Nugatowy odcień, z ciemno brązowymi kontrastami.
Zawsze lubiłem przyglądać się pokojom, zaś Chaz zawsze był temu przeciwny, co widać na załączonym obrazku, już chrapał do poduszek, na pościeli w kolorze adwokatu. 
Przepiękne dobranie kolorów.
Boże Mike, czym ty się ekscytujesz...
- Mike! - Syknął pół szeptem Dave, wślizgując się do naszego pokoju.
- Co chcesz? - Zapytałem pół głosem, uśmiechając się do niego.
- Chodź pozwiedzać miasto, podobno jest tutaj świetne piwo.
- Nie piję.. - Stwierdziłem z irytacją, patrząc na chłopaka z ukosa.
- To na frytki? - Zaproponował, szczerząc się szeroko.
- No spoko.. - Nie żebym lubił frytki, ale od lat, nie spędziłem wolnego czasu z Dave'em, 
tylko CHESTER,CHESTER,CHESTER. zajmowałem się wszystkim innym, 
nie mając na to najzwyklej w świecie czasu.
*.*.*

Jak ciepło..
W słońcu czuję się jak by było 40*C...
Całe szczęście, nie mam skłonności do pocenia się..
CAŁE SZCZĘŚCIE.
Przyjaciel zdjął z siebie koszulkę, nadal z ekscytacją przyglądając się krajobrazom.
Wiem o czym myślicie.. albo zgaduję..
Jak o tym, że też mam zdjąć koszulkę. 
TO NAWET O TYM NIE MYŚLCIE.
A jak o tym że Dave przygląda się seksownym dupeczkom na plaży...
To też to podejrzewałem....
- Nie patrz tak, bo ci oczy z orbit wylecą. - Zakpiłem, wbijając mu łokieć w żebra.
- O czym ty mówisz? - Zapytał zdezorientowany, przyglądając się mi.
- Przecież widzę jak lustrujesz panienki na plaży..
- Co ty nie... - Zaprzeczył, nadal używając zaskoczonego tonu.
Aż się zdziwiłem, od kiedy go znam, to ogląda się za dziewczynami...
- Mam najcudowniejszą dziewczynę na ziemi, żadna z tych tutaj nie dorasta jej do pięt. - Sprostował oburzony. - A więc czemu się tak przyglądasz? - Zapytałem, podnosząc jedną brew.
- Na ten krajobraz.. zawsze chciałem zabrać Ann nad może, ale nigdy nie miałem jak.. - Powiedział smutno.
Mój wzrok przyciągnęła wieloosobowa gróbka ludzi,w większości czarnych bokserkach, z logiem linkin park. - Spójrz, Soldiers. - Stwierdziłem, kiwając głową w ich stronę. Dave spojrzał na nich, i uśmiechnął się.
- Już mi się tu podoba..
- Ej ludzie, To Mike i Phoenix! - Krzyknęła brunetka, pokazując palcem w naszą stronę.
- Cofam to! WIEJ! - Krzyknął, rwąc się do biegu, a ja zaraz za nim.
Odpierdalajac maraton do hotelu minęliśmy rozbawionego Delsona, stojącego z Shake'em.
- Gdzie biegniecie? - Zapytał zwykłym tonem, jak by ignorując fakt że minęliśmy go sprintem.
- Biegnij! - Krzyknął za nim Dave, a ten się zaśmiał nie rozumiejąc o co nam chodzi.
- Patrzcie, to Brad!
- Chłopaki, Czekajcie! - Ryknął za nami, wyrzucając za siebie napój , wpadając w pościg za nami.
Nic nie dało nam takiej ulgi , jak próbujący uspokoić mnie ochroniarz, że do hotelu fani się nie wedrą.
- To było straszne , oni chcieli nas zabić? - Zapytał w panice Dave, patrząc z przerażeniem na pana z ochrony. - To są fani.. oni chcieli z wami zdjęcia, podpisy, pozadawać pytania, w najgorszym wypadku zedrzeć z was ubrania, i się ożenić. - Chłopak widać że młody, i bardzo dowcipny, ale nie było to na miejscu dla mojego przestraszonego przyjaciela. - Już nigdy stąd nie wyjdę. - Stwierdził, po czym marszem ruszył w stronę windy. - Podziwiam Biebera... - Powiedział zdyszany Delson, podchodząc do mnie. - Jak on tak spierdala przed bardziej powalonymi fankami, to mu współczuję. - Sprostował, biorąc ostatni głęboki wdech.
Wnętrze budynku było w ciepłych berzowo-brązowych barwach, bardzo lubię te kolory.
- Idę się tutaj rozejrzeć... - Uznałem, wyszczerzając się do gitarzysty, zaś on ten uśmiech odwzajemnił.
- Jasne, ja przedzwonię do Jessy. - Dodał, i kiwnął mi głową na pożegnanie, ruszając w kierunku windy, do której wsiadał Phoenix.
Ten hotel jest ogromny. 
Nie mam pojęcia jak ja wrócę do pokoju.. 
Ale tym zajmę się później. 
Piękne ściany... Moja skromność... 
Są ozdobione w mój twórczy sposób, 
jest tez tabliczka ze cały korytarz został stworzony przez młodych artystów tutejszej uczelni... 
Chciałbym ich poznać. 
Dobrze, idę dalej, "rozwidlenie dróg" już miałem skręcać gdy.. 
- Matko Boska! - krzyknąłem odskakując w tył , zasłaniając usta dłonmi. 
- Mógłbym się obrazić, jak by nie fakt, ze nie ty pierwszy tak na mnie zareagowałeś... - zakpił chłopak, uśmiechając się słodko. 
Stojący przede mną człowiek, jest mojego wzrostu, na pewno dużo młodszy... Ma na sobie ciemno purpurowa koszule z czarnym krawatem, a na niej kamizelkę, lecz przeraziły mnie białe tęczówki, i "ogniście" ZIELONE włosy... 
- Joker Anagram. - powiedział, podając mi dłoń. 
- Mike Shinoda. - odpowiedziałem, wplatając jedna rękę we włosy, zaś druga się witając. 
- Mike? - powiedział radośnie , po czym uderzył się dłonią w czoło. 
ON JEST DZIWNY. 
- Jak moglem cie nie poznać... - stwierdził drwiącym tonem, wyjmując zza koszuli smycz na której jest wejsciówka z logiem Linkin Park. 
SERIO JOKER, SERIO. 
włożył ją z powrotem, po czym objał mnie ramieniem. 
- Co robisz dziś wieczorem? - przez głowe przeszło mi sto mysli na raz. 
" Podryw " " Chce mnie zabic " " porwanie " " chce zrobic mi krzywde "... Lecz w ostateczności powiedziałem:
 - Śpię? - mój ton zabrzmiał tak jak by nie było nic bardziej oczywistego. 
- No to może wyskoczysz ze mną na miasto? Nie martw się, ze mną to żadna fanka do ciebie nie podbiegnie. - spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami. 
- A skąd mogę wiedzieć ze mnie nie uprowadzisz, będziesz mnie torturować, chcieć okup, albo nawet zabijesz? - reakcja chłopaka była dość nie typowa, ale zaczął się nieopanowanie śmiać. 
- Te.. ty faktycznie masz nie złe jazdy... -
 Co mam...? Zmarszczyłem czoło, nadal przyglądając się rozbawionemu Abradamowi. 
- Nie martw się, nie jestem jakimś satanistą.
Zmierzyłem go wzrokiem, a jemu zniknął uśmiech z twarzy.
- Też jestem raperem.. - Powiedział w końcu, z poważną , wręcz przerażającą miną.
- Moje teksty nie są puste i psychiczne, chociaż tak z zewnątrz wyglądają, ale jak będziesz chcieć je zrozumieć, zobaczysz w nich przesłanie... One odzwierciedlają mnie.
Wyglądam jak szatan, no wyglądam.
Ludzie uciekają przede mną w supermarketach.
A jakieś dziwne nastolatki chcą sobie robić ze mną zdjęcia.
Zawsze chciałem wyglądać inaczej... Tylko kto zwróci uwagę na kolesia z czarnymi włosami i brązowymi oczami?
Rzuciłem mu urażone spojrzenie, a ten uśmiechnął się, robiąc zmieszaną minę.
- No ale ty jesteś przystojny... - Przewróciłem oczyma, oczekując zakończenia jego wypowiedzi.
- Sęk w tym, że to że wyglądam jak wyglądam, nie robi ze mnie psychopatę, nie powinno się kogoś oceniać po wyglądzie nie sądzisz...?
Chłopak uśmiechnął się miło, poprawiając zieloną grzywkę.
- To idziesz? Daj się namówić.


*.*.*

Przepraszam że tak zamulam takimi krótkimi rozdziałami.... :((

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 14

W dniu jego pogrzebu Mike'a... Sam nie wierze w to... 
Z pokerową twarzą rozglądałem się po ludziach którzy przybyli z tej okazji.. 
Mało mi znani ludzie ze studia, byli stanowczą większością... 
Ale byli też ludzie których znałem bardzo dobrze... 
Pierwszy w oczy rzucił mi się Tomas, którego tatuaże, wychodziły za kołnierzyk białej koszuli. 
Nastolatek robił dokładnie to co ja, z miną bez wyrazu, lustrował każdą osobę. 
Każdy mężczyzna tutaj był ubrany jednakowo.. 
Albo czarna koszula, albo garnitur.. 
Dr. Castle, miał właśnie tą pierwszą opcję.. 
Patrzał na mnie.. 
Tak, na mnie... 
Widział we mnie morderce...
Miał smutne spojrzenie... 
Bardzo smutne... 
Jak wszyscy tutaj... 
Obok niego stała Chelsea, z chusteczką przyłożoną do twarzy... 
Wszyscy Linkini.. 
Każdy z pokerową twarzą... żeńskie Burrell także... 
Szlochająca Anna, u boku nieobecnego Otisa, 
który wbija wzrok we własne buty. 
Jego włosy były czarne... 
Pewnie zmienił kolor, przez zaistniałą sytuację... 
Mimo to, wybaczono by mu błękitne włosy, wśród nas stoją ludzie z równie szalonymi odcieniami... 
 I równie kwaśnymi minami...
To moja wina?
Moja Wina?
Moja?
...
..
.
Otworzyłem oczy, Szybko oddychając.
Czułem pot, na rozgrzanym ciele...
Sen? Sen? To był sen?
Odwróciłem głowę, tym samym podnosząc się do pozycji siedzącej.
 Brunet leżał u mojego boku na plecach, mając jedną ręce pod głową.
Z uśmiechem, i łzami szczęścia przyglądałem się cichutko chrapiącemu chłopkowi, którego grzywka zasłaniała pół twarzy. 
Położyłem głowę na brzuchu, wtulając się w jego talię.
Czułem ciepło jego ciała, czułem jak oddycha..
On żyje, on naprawdę żyję. 
Po moich policzkach znowu spłynęły łzy...
Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak dzisiaj...
Jak teraz..  Cały mój świat, jest w zasięgu moich dłoni...
Nie mogę go stracić, nie mogę.

***

~ Mike.

Podniosłem się rano, do pozycji siedzącej, wyciągając ręce ku górze, bezgłośnie ziewając.
Widząc chłopaka wtulonego w mój brzuch, zaśmiałem się cicho, po czym pogłaskałem go delikatnie po ostrzyżonych na jeża włosach. 
Chłopak wstał zaspany, patrząc na mnie nieprzytomnie.
- Mikey! - Krzyknął radośnie, jak by mnie nie widział od długiego czasu. 
- Ten moment, kiedy twój chłopak reaguje na ciebie jak fanka... - Zachwyt z twarzy Benningtona momentalnie zniknął, a na jego miejsce przyszło zdziwienie. 
- Czyli jak? - Zapytał, podnosząc brwi. a ja zaśmiałem się cicho, zasłaniając twarz. 
- Mikey!! - Powtórzyłem podekscytowany, używając przy tym wręcz piskliwego głosu.
- No ale naprawdę cieszę się że cię widzę. - Powiedział, robiąc minę małego chłopczyka.
O jeju jaki słodziak!
Mike proszę.. jesteś mężczyzną...
ehh....
Chester niespodziewanie rzucił mi się na szyję, mocno się we mnie wtulając. 
- Kocham cię. - Powiedział, podduszając mnie lekko.
- Też cię kocham słońce.. - wymamrotałem, ostatkami powietrza we płucach. 
 - Mike? - Zapytał Bennington, robiąc zamyśloną minę.
- Miałem okropny sen... ale strasznie realistyczny...
Zmarszczyłem czoło, nawiązując z chłopakiem kontakt wzrokowy.
- Śniło mi się że znalazłem nagranie na jakimś telefonie, jak całowałeś się z Anną...
Potem z tobą zerwałem, po czym znalazłem się na twoim pogrzebie...
Wszyscy tam byli, i patrzeli na mnie jak na morderce...
To było przerażające...
Przyglądałem się Chazowi... To jest aż dziwne, jak bardzo przeżywał ten sen.
Przecież to tylko sen... ale co jak proroczy?
Przecież nagranie naprawdę istnieje...
Z zamyślenia wyrwał mnie chłopak, wstając z łóżka.
- Gdzie idziesz? - Zapytałem, odprowadzając go wzrokiem do drzwi.
- Rzucić się do jeziora za budynkiem, bo się kleję jak cukier... 
Bennington parsknął śmiechem, po czym wyszedł z pomieszczenia. 
Jak oparzony rzuciłem się na swój plecak leżący w drugiej części pomieszczenia, lądując tym samym na brudnej, zakurzonej podłodze, całą długością swojego ciała.
Nie zważając na towarzyszący mi ból po upadku z dość wysokiego łóżka na beton, wyciągnąłem z małej kieszonki białego IPhona Rob'a. 
Siadając w siadzie skrzyżnym, zacząłem powoli przeglądać pliki..
- Nagranie.. nagranie.. nagranie..
Zacząłem nerwowo powtarzać, coraz gwałtowniej dotykając delikatnego ekranu telefonu.
Podniosłem wzrok na otwarte drzwi, zdziwiony dochodzącymi za nimi krzykami.
- Nie Brad, Błagam, Zabierz to ode mnie! - Chwile później, zobaczyłem przebiegającego obok pokoju w którym przebywam Dave'a a zaraz za nim idącego Delsona. 
- To tylko mały pajączek, przecież nic ci nie zrobi... 
Powiedział rozbawiony.
No faktycznie zabawne. Co tu robi Dave? 
Uśmiechnąłem się do siebie, już bez problemowo kasując zbędne nagranie z telefonu, które na zawsze mogło zniszczyć moje życie...
Uśmiechając się do siebie, położyłem się na plecach, na oślep rzucając telefonem do plecaka.
Wolny, Wolny, Wolny!

***

~ Brad.

Podszedłem do brunetki siedzącej przy kuchennym stole, od tyłu, całując ją w policzek.
- Co słychać kochanie? - Zapytałem, siadając obok Jessy, która podniosła na mnie swoje piękne ciemno karmelowe oczęta. 
Jej blada cera, idealne pasowała, do dużych, pomalowanych na czerwono ust.
- W porządku.. - Powiedziała szorstko, po czym odwróciła wzrok, jadąc palcem, po obwodzie kubka z kawą. 
- Co się stało kochanie? - Zapytałem nachalnie, pochylając się do niej, całując delikatnie w policzek. 
- Tęsknisz za Taylor.. Bardziej za nią tęsknisz, niż kochasz mnie... - Powiedziała chłodno, unikając kontaktu wzrokowego. 
- Jessy... - Wyszeptałem cicho, marszcząc czoło.
Zabolało...
- To prawda.. bardzo tęsknię za Taylor.. Kochałem ją od najmłodszych lat, jak tylko się urodziła, powtarzałem wszystkim że zostanie moją żoną.
Wyśmiewali mnie, no bo jak inaczej, co chłopiec w wieku dziesięciu lat, może więcej, może wiedzieć o prawdziwej miłości? Ale ja to wiedziałem, od pierwszego wejrzenia, wiedziałem że chcę spędzić z nią resztę życia... Ale to nie było mi dane.. Taylor zachorowała,  Mimo operacji choroba postąpiła dalej, odbierając mi ją... odbierając nieodwracalnie.. raz na zawsze... Zostawiając mnie i Anastazję samych...
Kochałem ją, i będę kochał.. i będę tęsknił... Ale jej już przy mnie nie ma... Nie fizycznie... A ja potrzebuję kogoś kto będzie blisko nie tylko duchowo, ale i cieleśnie. 
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, przyglądając mi się ze współczuciem.
- Kocham cię Jess, Kocham cię najbardziej na świecie, i nie przeżyłbym tego jak bym cię stracił....
Zachciało mi się płakać, nie płacz Delson, nie płacz.
Zamknąłem oczy, lekko opuszczając głowę.
- Kocham cię.. - Wyszeptała dziewczyna.
Otworzyłem oczy, i zobaczyłem że jej piękne, 
czerwone usteczka są ułożone w ślicznym białym uśmieszku. 
Dziewczyna złapała mnie za dłoń, którą bezwładnie położyłem na blacie stołu.

***

Jesus.. ale krótkie...
Ale tak chciałam w końcu dodać...
Mam nadzieję że moje mordki się cieszą, że opowiadanie jest kontynuowane. :) ♥