niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 12.

Dziękuję za każdy komentarz, to dla mnie wiele znaczy, jesteście super ♥
* * *
Nie Chester, nie rób tego.
Nie rób tego.
Nie!
A Dobra...
Kurwa.. gdzie ja mam ogień.
Wychodząc przed drzwi studia zacząłem przetrzepywać swoje kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.
Nie powinienem palić, ale..
Sam nie wiem czy tego nie chcę.
Już gotowy do odpalenia fajki, usłyszałem czyjś szloch. 
Zdezorientowany marszczyłem czoło, i zacząłem się rozglądać po pustym na pierwszy rzut oka terenie.
W pewnym momencie spostrzegłem siedzącą pod ścianą czerwonowłosą dziewczynę, wtulającą się w swoje chude podkulone nogi, co jakiś czas pociągając nosem. 
Pośpiesznie schowałem papierosa do paczki, i podszedłem do niej.
- Hayley? - Bezszelestnie usiadłem u jej boku, przyglądając się jej z niepokojem. 
- Co się stało? - Zapytałem, kładąc dłoń na jej kolanie. 
- Rob'owi w cale na mnie nie zależy.. - Odpowiedziała z chrypką, nie wiem ile ona już tu siedzi, ale na dworze o tej godzinie jest bardzo zimno, a Hayley ma na sobie tylko krótkie spodenki, podkolanówki, trampki i bokserkę. - Chodź do środka.. - Poprosiłem, wstając i podając jej rękę by pomóc się jej podnieść, z czego skorzystała niechętnie na mnie spoglądając. - Dlaczego sądzisz że Robowi na tobie nie zależy? - Zapytałem, przepuszczając dziewczynę w drzwiach. - Wydaje mi się że dalej zależy mu na Mike'u.. chyba ma kopię filmu... - Powiedziała, jak by do siebie, po czym spojrzała na mnie by się upewnić że nie słyszałem, na jej nieszczęście jednak obiło mi się o uczy. - Jaki film? - Zapytałem, krzyżując ręce na piersi, i podnosząc jedną brew. Spanikowana dziewczyna pokręciła głową przecząco. - Nie żaden film.. ja.. muszę iść. - Powiedziała, po czym biegiem opuściła pomieszczenie, zdekoncentrowany wybiegłem za nią na zewnątrz, lecz jej już nie było w zasięgu mojego wzroku. - Hayley! - Krzyknąłem, rozglądając się, po przesiąkniętym mrokiem parkingu.

*.*.*
Mike :

Tak późno to już od dawna sam nie wracałem.
Nie lubię chodzić sam o tej porze, z moich ust zaczął wylatywać dym z każdym oddechem.
zimno.
Bardzo zimno.
Zacząłem pocierać ramiona, lecz mało mi to dało, dłonie mam już jak lód.
Niespodziewanie ktoś szarpnął mnie za ramię, przerażony odskoczyłem od razu poznając napastnika. 
- Boże Rob, przestra...
- Co robiłem źle!? - Krzyknął przerywając mi, ja zaś zrobiłem pytającą minę.
- O czym ty mówisz?
- Kocham cię rozumiesz to? Robiłem wszystko.. byłem cały czas przy tobie, byłem dla ciebie wsparciem w każdej okoliczności, jaki błąd popełniłem?! 
- Rob, ja kocham Chester'a , i nic ani nikt tego nie zmieni aż do mojej śmierci. - Stwierdziłem, robiąc poważną minę, po czym wyminąłem chłopaka, i ruszyłem dalej w kierunku domu. - Jesteś zwykłym skurwielem! - Krzyknął za mną przez łzy.
Wkurwił mnie teraz.
Odwróciłem się gwałtownie. - Ja ? Czy to ja komuś truję życie że go kocham, mimo to że już kogoś mam?!
- Ja kocham ciebie, a nie Hayley! - Krzyknął, podchodząc do mnie. 
- To czemu jesteś z dziewczyną której nie kochasz?! - Patrzałem na niego z nienawiścią.
Nie mam ochoty go więcej widzieć na oczy, nie wiem jak poczułaby się Hayley jak by to wiedziała..
- Mike, ja przepraszam.. - Powiedział ze skruchą, wbijając wzrok w ziemię. - Zależy mi na tobie... - Przestałem słuchać dalej, bo usłyszałem że dzwoni mi telefon który momentalnie przyłożyłem do ucha. 
- Halo? - Powiedziałem gniewnie, nawet nie spoglądając na ekran.
- Mike, kotek co jest? - Zapytał zdziwiony Bennington, w tym momencie ugryzłem się w język, i na siłę złagodniałem głos. - Nic słońce, co się stało? - Zapytałem, zaś stojący przede mną Bourdon zabijał mnie wzrokiem. - Wiesz coś może o jakimś filmie? - Zapytał, a ja zmarszczyłem czoło. - Jakim filmie? 
- Hayley mi coś wspomniała przez przypadek o filmie, coś związanego z Rob'em.. wiesz o co chodzi? - W tym momencie otworzyłem szeroko oczy, zasłaniając usta.
Stojący nieopodal perkusista wyszczerzył się cwanie, co mogło oznaczać tylko jedno... 
Film na którym matka mojego syna, Anna mnie pocałowała..
Nadal istnieje, i jest w posiadaniu Rob'a.
KURWA,KURWA,KURWA!
- Jesteś tam? - Upomniał się Bennington. - Tak, tak.. nie, nie wiem nic o żadnym filmie.  - 
Zauważyłem że Rob'owi zniknął uśmiech z twarzy , co wprowadziło mnie w dezorientację. - Zrobić ci Kakao? Za ile będziesz w domu? - Dodał Chazzy, już bardzo ciepłym głosem. - Będę za pół godziny. - Powiedziałem niepewnie. - Dobrze, Kocham cię. - Powiedział chłopak, rozłączając się. 
Włożyłem powoli telefon do kieszeni bluzy, bezustannie przyglądając się perkusiście.
On zaś wyciągnął do mnie rękę w której był granatowy Iphone.
- Po co mi to dajesz?
- Na nim jest to nagranie. - Zdziwiony wziąłem od niego telefon, i przypadkiem włączyłem sms od Hayley.
" Kochanie.. chyba to nie ma sensu, ty i tak przez cały czas uganiasz się za Shinodą... nie zależy ci na mnie.. chyba nigdy nie zależało.. żegnaj" 
- Rob dostałeś smsa od.. - Rozejrzałem się.
Zniknął.

*.*.*

Chester:

Ściągając kuchenny fartuch spojrzałem na zegarek.
Minęło dopiero piętnaście minut, a ja tak bardzo chcę go już zobaczyć.
Przejechałem dłonią po krótko obciętych włosach.
O co chodziło Hayley z tym filmem?
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu stacjonarnego, który oznacza nową wiadomość.
Wzruszyłem ramionami , i kliknąłem czerwony guziczek, opierając się o stolik na którym stał.

" Cześć Chester, Mike.
Tu Brad.
Brad Delson..
A.. wy nie znacie więcej Bradów...
Dobra mniejsza...
Wiecie jaki mam pomysł na weekend ?
Zabieram was do opuszczonego szpitala psychiatrycznego?
Cieszycie się?
No mam nadzieję, do zobaczenia. "

Moja pierwsza myśl w tym momencie to było
" Tobie się kurwa przyda, normalny szpital psychiatryczny"
Ale.. wydaje mi się że to równie bardzo ciekawy pomysł, jak ciekawa jest moja, zajebista osobowość.
Zajebisty pomysł to jest.
he he he.
tak...
W pewnym momencie usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi wejściowych, więc zaczekałem.
Chwile później do kuchni wszedł mój ukochany.
- Ty kurwa byłeś w tej bluzie tylko? Tam jest -15 stopni! - Ryknąłem, patrząc jak chłopak cały trzęsie się z zimna. - Wiem, nie wiedziałem że tak późno wrócę. - Odpowiedział smutno, pocierając ramiona. 
Podszedłem szybkim krokiem, i przytuliłem się do niego.
Chłód jego ciała przyprawia mnie o niesamowite dreszcze, strasznie wymarzł.
- Na stole stoi twój kubek z kakao, a ja pójdę przygotować ci gorącą kąpiel.
- Co ty, sam sobie zrobię. 
- Wypierdalaj pić te kakao, bo ja chcę człowieka, a nie bałwana przytulać. - Stwierdziłem, z nieudaną powagą, bo na twarzy pojawił mi się szeroki uśmiech. 
- No dobrze, dobrze... - Powiedział smutno, i z podkulonym ogonem poszedł do kuchni, ja zaś zaśmiałem się i wszedłem do łazienki. 
Pochyliłem się nad tą, ogromną, beżową wanną..
Tak jest beżowa, ja chciałem purpurową, ale Mike się nie zgodził...
( Kto jeszcze pamięta? )
 ( Chester miał obsesję na punkcie koloru purpurowego, w którym był cały jego pokój )
Sięgnąłem do kranu, by odkręcić wodę, ale przeszkodził mi w tym przytulający się od tyłu Mike, chcący doprowadzić mnie do szoku termicznego swoimi zimnymi łapami. - Czy ty nie miałeś być w kuchni? - Zapytałem rozbawiony , prostując się. - Potrzebowałem cię przytulić, tak bardzo cię kocham... - Powiedział , przytulając się jeszcze mocniej. - Co zepsułeś? - Zapytałem, odrywając się od niego, po czym szybko odkręciłem wodę, by nie mógł mi przeszkodzić.
 - Nic nie zepsułem. - Zaprzeczył z oburzeniem, krzyżując ręce na piersi.
Zrobiłem ten sam gest, i podniosłem jedną brew. 
- Eh.. - Chłopak wystawił mi białego iPhone przed twarz z rozbitą szybkom, tylko po chwili zorientowałem się że to mój. - Boże co?! - Krzyknąłem łapiąc telefon do rąk, i próbując go odpalić. - Przepraszam.. odkupię ci go, słowo, nie chciałem... przepraszam...
- Uspokój się... - Powiedziałem, kładąc mu dłonie na policzkach, wcześniej odkładając telefon na róg wanny. - To tylko telefon, kupię sobie nowy.. - Stwierdziłem, dając mu wielkiego całusa. - Przepowiem ci przyszłość, co ty na to? - Zapytałem, patrząc mu głęboko w oczy. - No dobra... - Powiedział, śmiejąc się pod nosem. 
Tak stoimy, że czuję się jak bym walca z nim tańczył.

- Zaraz będziesz kurwa mokry.. - Krzyknąłem wybuchając śmiechem, a on tylko zapytał "Co" zanim wpadliśmy do wanny pełnej gorącej wody. - Ty świrze! - Krzyknął Shinoda, wyrzucając z kieszeni swój portfel i dwa telefony. - Haha, to jesteśmy kwita. - Stwierdziłem siadają po drugiej stronie.
A on udając że do mnie podpływa, znalazł się zaraz obok, naprzeciw.. kilka centymetrów ode mnie. 
- Na co się patrzysz? - Zakpiłem, stykając się z chłopakiem nosem. - Na grubego,brzydkiego, chińczyka...- Odpowiedział z niesmakiem. - Gdzie ty tu widzisz lustro? - Wybuchnąłem śmiechem, za to on zrobił smutną minę, i zabierał się do wstawania z wanny , ale złapałem go za kołnierzyk powstrzymując Shinodę przed wyjściem. - Co ty robisz? - Zapytał , podnosząc jedną brew. - Żartowałem. - Przyciągnąłem go do siebie, namiętnie go całując. 

*.*.*

Ale chujowo... 
Nie naturalne, i w ogóle ble. ;__; 
Wychodzę stąd... 
Trochę zaspjleruje joł.

Dadzą trochę spokój z Robem, bo perkusista znika w nieznanych okolicznościach, lecz zostaje to zauważone dużo później.
Następny Rozdział będzie przeznaczony pomysłowi Brada na spędzenie weekendu.
"SZPITAL PSYCHIATRYCZNY"
Mam nadzieję że lubicie horrory ♥


piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 11.

Minął już rok od śmierci Taylor...
Dalej wszyscy za nią bardzo tęsknimy.. ale, musimy żyć dalej.
Chłopcy normalnie już rozmawiają, śmieją się, spotykają z nami od mniej więcej czterech miesięcy, żyjemy normalnie, wszyscy żyjemy normalnie...
eh... spoczywaj w pokoju Tay, kochaliśmy cię.

*.*.*


- Przytyłeś, za niedługo ludzie będą sądzić że to ty jesteś najgrubszy w zespole a nie Mr.Hahn.
Powiedziałem złośliwie, wtulając się w plecy chłopaka. - No przepraszam że nie jestem tak zajebiście seksowny jak ty... - Powiedział ironicznie, zapinając guziczki w swojej koszuli.
- Jestem seksowny? - Wyszeptałem mu do ucha, uśmiechając się cwanie. 
- Przecież wiesz.. - Powiedział smutno, poprawiając kołnierzyk. 
- Wiem, ale chcę to usłyszeć od ciebie. - Stwierdziłem, po czym włożyłem mu złośliwie zimne dłonie pod koszulę, on zaś syknął zaciskając ręce w pięści, co spowodowało u mnie trudny do opanowania rechot. 
- Bardzo zabawne. - Powiedział zimno, odwracając się do mnie przodem, chcąc zamordować wzrokiem. 
- No przepraszam, wiesz że jestem wredny. - Powiedziałem spokojnie, próbując zrobić najbardziej rozbrajającą minę jaka potrafię. - Zawsze działa.
Mike przewrócił oczami, i objął mnie w pasie.
- Jak można kogoś tak kochać, i nienawidzić jednocześnie?
Zapytał, po czym wyszczerzył się na całą twarz.
- Można, jak się jest moim chłopakiem. - Odpowiedziałem, po czym pocałowałem go w nos.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - Zapytał , patrząc mi w oczy tymi pięknymi ślepkami, które sprawiają że się rozpływam. - Nie, ja się chyba zdrzemnę... - Stwierdziłem, uśmiechając się delikatnie. Po czym rzuciłem się na łóżko, a Spike stał jak wryty patrząc na mnie jak na idiotę.
- O co ci chodzi? - Zapytałem zdejmując z siebie koszulkę, po czym rzuciłem ją gdzieś w głąb pokoju. 
- O nic, o nic... - Powiedział, zakładając płaszcz następie opuszczając pomieszczenie.

Czy to był foch? Nie.. To był po prostu Mike.

***

Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem coś dziwnego..
trudnego do przegapienia.
Bylem przykuty kajdankami do łóżka.
NO HALO, TO ZAWSZE JA PRZYPINAM MIKE'A DO ŁÓŻKA A NIE NA ODWRÓT.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i od razu natknąłem się na stojącego tuż obok Shinodę, uśmiechającego się do mnie. - Co robisz? - Zapytałem z rozbawieniem, ten zaś usiadł obok mnie. - A co.. Ty sobie możesz mnie przywiązywać a ja ciebie nie?
No niby racja, ale dla mnie to coś całkiem nowego , co oznacza że strasznie się stresuję.
- Ja nie mam takich łaskotek jak ty.. - Powiedziałem z chęcią obrony, ale nawet nie wiem przed czym. Chłopak pochylił się nade mną, patrząc mi głęboko w oczy. 
- Mam się ciebie bać? Bo zachowujesz się jak psychopata...- Stwierdziłem, wyciągając na wierzch dolną wargę, robiąc minę zbitego psa.  On zaś zaśmiał się tym swoim zmysłowo niskim głosem i pocałował mnie delikatnie.
TAK BARDZO INACZEJ.
Jego dłoń którą podpierał się na moim brzuchu zaczęła zjeżdzać niżej, i niżej, niebezpiecznie nisko.
Nie chcę wyjawiać szczegółów....
Gdy chciałem zaprotestować, zaczął mnie całować jeszcze namiętniej co odwróciło moją uwagę tylko na ułamek sekundy.
 Skubany.
No tak, to działa w dwie strony, jak ja wiem wszystko o nim, to on wie wszystko o mnie...
Jestem bardzo czuły na jego dotyk, więc nie ma problemu z wprowadzeniem mnie w stan podniecenia...
Każdy ma w sobie coś czego nie lubi, a u mnie jest to strasznie krępujące.
Najbardziej zażenowany byłem, gdy poczułem jak na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
- Śliczny rumieniec Chazzy. - Wyszeptał mi do ucha, śmiejąc się cicho.
Dziwnie to zabrzmi, ale czuję się przyjemnie upokorzony...
Po jakimś czasie,Dłuższym czasie..
 jego ręka opuściła moje spodnie, zostawiając mi na twarzy lekki uśmiech, i różowy rumieniec, którego tak bardzo nie chcę... 
- Nie rób mi tak.. - Powiedziałem, uśmiechając się do siebie. Nawet nie chcę otwierać powiek, jak spojrzę mu w oczy to chyba się spalę ze wstydu.
- Czemu? Wydaje mi się że ci się podobało... - Wymamrotał, cicho trzymając dłoń na moim podbrzuszu, gładząc go kciukiem , zahaczając o pępek. 
Powiedziałem że nie mam takich łaskotek jak on, co nie oznacza że nie mam ich w cale. Podciągnąłem się trochę, i zacząłem się śmiać z samego siebie.
Chłopak zaś wziął dłoń z mojego brzucha, i przesunął ją aż do mojej szyi, na której ją delikatnie położył. 
- Otwórz oczka.. - Poprosił, całując mnie delikatnie po karku, ja za to sapnąłem cicho, z chęcią uduszenia go, czego nie mogę zrobić, bo mam skute ręce...
- Nie. - Zaprzeczyłem, śmiejąc się pod nosem. 
- Dlaczego? - Zapytał zdezorientowany, podnosząc się.
- No bo.. nie chcę.. - Odpowiedziałem, żałośnie się uśmiechając.
No.. nasza wspólna cecha,
lubimy na kimś wymuszać by się do czegoś przyznał, nawet jak już znamy prawdę...
- Proszę. - Wyszeptał niespodziewanie, ponownie gładząc mnie dłonią po splocie słonecznym.( brzuch )
Westchnąłem cicho, i nieśmiało uchyliłem powieki momentalnie nawiązując kontakt wzrokowy z chłopakiem. Znowu poczułem ciepło na policzkach. Pierwszy raz odkąd pamiętam jestem tak nieśmiały w stosunku do Shinody. Po chwili jednak chłopak wstał , a ja podniosłem na niego wzrok. - Gdzie idziesz? - Zapytałem smutno, widząc jak opuszcza pokój. - Na spacer. - Krzyknął z pomieszczenia obok. - Nie zostawiaj mnie tak.. - Poprosiłem, nieświadomie robiąc minę zbitego psa.
- Mike?! - Krzyknąłem za nim, podnosząc się lekko blokowany przez kajdanki. - No Proszę cię Mike. - Położyłem się z powrotem, wzdychając głęboko. 
- No dobrze, skoro tak ładnie prosisz... - Powiedział rozbawiony Shinoda, wracając do pokoju. 
- Już się bałem że mnie tak zostawisz... - Stwierdziłem z ulgą, że jednak wrócił.  
- Bałeś się? - Zapytał, robiąc trik z brwiami. 
- Oh.. wypuść mnie wreszcie. - Mike rzucił mi niezadowolone spojrzenie, w taki sposób że się przestraszyłem. 
- Proszę wypuść mnie. - Sprostowałem, przyglądając się jego reakcji, on zaś tylko się uśmiechnął i rozkuł mi kajdanki, po czym usiadł obok mnie. - Nienawidzę cię. - Stwierdziłem, patrząc na niego z fochem. - Ja ciebie też kocham. - Powiedział zmysłowym tonem, zamykając oczy i wyszczerzając się na całą twarz. Ja zaś naparłem na niego, przewracając nas na materac łóżka. - Lubisz dominować co? - Zapytał , podnosząc jedną brew. - A jak by inaczej.. - Stwierdziłem śmiejąc się sam do siebie on zaś przyłożył mi lodowate dłonie do brzucha, a ja zagryzłem wargę podczas gdy chłopak miał bekę z mojej reakcji. - Okey, nie rób tego nigdy więcej.
- Okey, to wsadzę ci je w spodnie...
- Boże nie! - Krzyknąłem, siadając mu na biodrach i łapiąc go za nadgarstki w ekspresowym tempie. 
- Serio masz słodkie rumieńce. - Stwierdził, a ja smutno schowałem twarz w dłonie. 
- Nie śmiej się ze mnie.. - Wybełkotałem , a chłopak położył mi ręce na udach gładząc je powoli w dół i w górę.
 Jak by chciał mi zrobić na złość, to dał by mi je na talię, i wtedy dostałbym chyba zawału lub szoku termicznego... Ale nie zrobił tego..
No dobra, przesadzam.
Oboje wiemy w którym momencie przestać.
I za to go między innymi kocham.
On, nie zrobił teraz niczego złego...
ehh..
Odsłoniłem zarumienioną twarz, a chłopak usiadł nadal ze mną na biodrach, i szeroko się uśmiechnął.
- Ale ja się z ciebie nie śmieję, naprawdę uważam że wyglądasz słodko. - Uśmiechnąłem się delikatnie, a chłopak zrobił minę pt: " Coś mi się przypomniało" :
- Ej.. wiesz że Brad z kimś kręci? - Powiedział entuzjastycznie. 
- Coo? Z kim? - Zapytałem zdziwiony, z Bradem nie widziałem żadnej kobiety poza jego Matką, od czasu śmierci Tay, więc to jest nowość. 
- Z Jakąś Jessy, wysoka brunetka, czarne lokowane włosy, prosta grzywka, i ciemno karmelowe oczy. Oczy to ma najlepsze, zajebiste są. - Spojrzałem na niego z pod łba, a on tylko zarechotał. 
- Nie ma osoby z piękniejszymi oczami niż ty no, nie dąsaj się. - Zakpił, całując mnie w policzek. 
- Wiesz że zachowujemy się nieco pedalsko?
- Pedalsko? Nieee... - Zaprzeczył, wybuchając śmiechem. 
*.*.*
Ale dziwnie bardzo krótkie hahaha xD
Tak bardzo w moim stylu. ;-;

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 10.

Dzień.. dość interesujący, miło jest usiąść przy kuchennym stole, z kubkiem kakao. 
Jak to z kolegami bywa,  napiliśmy się elegancko..
i jak to bywa z piciem..
pokłóciliśmy się....
*.*.*
- Chester Kurwa. 
 Wybełkotał Sean, patrząc na mnie z oburzeniem. 
- Co to kurwa za jebiące chujem gówno? - Dodał, rzucając we mnie albumem Recherged. 
- Płyta LP. - Odpowiedziałem, równie niewyraźnie co on. 
- To kurwa? To kurwa jest jakiś kurwa Dupstep... 
- To jest kurwa remix Living Thinks...
- To jest kurwa gówno.
- JA PIERDOLE, PRZESTAŃCIE KURWA PRZEKLINAĆ! - Krzyknął Bobby z oburzeniem, odstawiając butelkę wódki na stole przy którym siedział na podłodze.  Ale ani ja ani Sean na to nie zwróciliśmy uwagi.
- No ale... nie zapomnij jak się growling'uje kurwa...
- Nigdy tego nie zapomnę. - Odpowiedziałem spokojnie , chwiejnie wstając z miejsca i sięgając po butelkę.
*.*.*
 Napiłem się łyk gorącego kakao z mojego granatowego kubeczka, na którym korektorem jest napisane " C.S.B" Co ma oznaczać " Chester Shinoda Bennington" 
Mikey ma taki sam, tylko " M.B.S "
W pewnym momencie usłyszałem że ktoś wchodzi do domu.
BARDZO,BARDZO DZIWNE.
Chcąc to sprawdzić wyszedłem z kuchni i spojrzałem w stronę przed pokoju, nikogo nie było w drzwiach, lecz gdy odwróciłem głowę zobaczyłem Mike'a siedzącego na kanapie patrzącego martwo w jeden punkt. 
- Mikey? - Powiedziałem zaskoczony, podchodząc do chłopaka. - Czemu nie jesteś w samolocie? - Zapytałem, siadając obok niego, ten zaś w tym momencie wybuchnął płaczem zasłaniając twarz dłońmi, kompletnie zdezorientowany patrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami. 
- Boże, kochanie, co się stało? - Zapytałem zmartwiony, przytulając go. - Taylor nie żyję Chaz! - Krzyknął przez łzy, bardzo mocno wtulając się we mnie. 
Szok przemówił za mnie, zbladłem na twarzy otwierając nieświadomie usta.
No szok, sam nie wiem jak to opisać.
Przytuliłem go do siebie mocniej, gładząc go delikatnie po plecach.
Pomyślałem teraz o Bradzie...
Co z nim?
Jak się teraz czuję?
Czy daje sobie jakoś radę?
*.*.*
Delson:

Wszedłem załamany do domu, nic już mnie nie interesowało.
Trzasnąłem z całej siły drzwiami , oraz strąciłem duży szklany wazon z szafki, który spadł na podłogę , rozpryskując się na całym korytarzu.
Oparłem się rękami o szafkę w pomieszczeniu w którym się znajdowałem, po czym podniosłem wzrok, zobaczyłem swoje odbicie. Przeraził mnie ten widok, zmęczony, przygnębiony, bez chęci do życia. 
Odwróciłem wzrok w stronę przeciwną do drzwi i ujrzałem stojących w korytarzy Otisa, i jego partnerkę. Przyglądali mi się z wielkim niepokojem, też bym się sobie tak przyglądał, jak bym chciał w ogóle jeszcze raz zerknąć w lustro.
Ta dwójka zajmuję się Anastazją.. mam nadzieję że jej nie obudziłem...
Granatowowłosa podeszła do mnie, i spojrzała mi w oczy pytająco, ja zaś pokręciłem smutno głową, i wyminąłem ją, a później Otisa, wchodząc do sypialni. 
Chłopak jeszcze przed samym moim naciśnięciem klamki , złapał mnie za ramię. - Nie żyję? - Zapytał beznamiętnie, przyglądając mi się uważnie, ja zaś pokręciłem przecząco głową, i wszedłem pośpiesznie do pomieszczenia. 
Nie będę za nią płakać, już dość za nią płakałem podczas tej choroby.
Kochałem ją jak kurwa nikogo, od zawsze, moja pierwsza i jedyna miłość, 
Zrobiłbym wszystko żeby móc położyć się obok niej do łóżka, pojeździć palcem po jej bladym, płaskim brzuszku, zobaczyć ten piękny szeroki uśmiech... ten Mike'owy uśmiech...
Aby móc jej powiedzieć jak bardzo ją kocham, móc ją przytulić, pocałować..
Dzielić z nią resztę swojego marnego życia...
Które tylko dzięki niej miało sens.
*.*.*
Chester:

Nie wiem dlaczego, ale przebudziłem się w środku nocy.
Zerknąłem na elektroniczny zegarek, na którym widniała cyfra trzy w towarzystwie zer.
Odwróciłem wzrok w stronę swojego partnera, on zaś leżał i patrzał nieprzytomnie na sufit.
- Nie śpisz kotek? -
 Zapytałem, po czym pogłaskałem go po brzuchu, i pocałowałem w policzek. 
- Nie potrafię zasnąć...
- Dalej myślisz o Tay? - 
Zapytałem przygnębiony, jego smutkiem.
- Taylor to była jedyna dziewczyna którą przytuliłem z czystym sumieniem, i mówiłem jak bardzo ją kocham, jedyna dziewczyna którą poprosiłem do tańca na studniówce, jedyna dziewczyna z którą chciałem mieszkać...
- To jest jakaś dziewczyna którą przytulałeś z wyrzutami sumienia? - Zapytałem zdziwiony, ten zaś przytaknął. 
- Anna.. - Zagryzłem wargę.
Nie mam w ogóle ochoty wracać do tego tematu, to jest dział zamknięty w naszym życiu.
Rzuciłem mu smutne spojrzenie, po czym przybliżyłem się do niego, i kładąc mu rękę na szyję, pocałowałem go delikatnie, ale z uczuciem. 
- Nie możesz się o to zadręczać... jej śmierć to nie twoja wina.. tak chciał bóg... - Powiedziałem, chłopak spojrzał mi w oczy z widocznym zdziwieniem.
 - Wierzysz w Boga?
Zapytał , marszcząc czoło. 
- Nie, ale wiem że ty wierzysz..
Stwierdziłem, po czym zrobiło mi się przykro, tak jak bym źle coś powiedział. 
- Kocham cię. 
wyszeptał niespodziewanie, po czym ucałował mnie w policzek, zaraz obok ust, i położył się plecami do mnie.
 - Ja ciebie też. 
- Odpowiedziałem, kładąc się zaraz obok i obejmując go w pasie zasnąłem, 
z nadzieją.. że on także.
*.*.*
Gdy otworzyłem oczy rano, moim oczom ukazało się światło słoneczne, ale nie mój chłopak leżący zaraz obok mnie, gdzie się podziewa mój Mikuś..
Podniosłem się z łóżka, przymykając oczy dalej ślepiony złocistymi promieniami zza okna. 
Wyszedłem na korytarz w poszukiwaniu Shinody, po drodze do kuchni zatrzymałem się przy pięknych białych drzwiach. Był to pokój Taylor, biała tam białe ściany, z dużym jasnoróżowym pasem na środku , i brązowymi kwiatami. Teraz jest zamknięty na klucz.
zamknięty przed światem i przeszłością.
Westchnąłem, i zdecydowanym krokiem ruszyłem do kuchni, w której znalazłem się 3 sekundy później. 
Mike siedział przy stole mieszając miodowe płatki z mlekiem.
Był oparty łokciem o stół i patrzył się nieobecnie na miskę z jedzeniem.
Eh... jak mi jest przykro że muszę go oglądać w takim stanie, nawet nie chcę sobie wyobrażać Brada czy Roba, oni to pewnie chodzące Zoombie... Mike zresztą tez..
- Cześć słońce..
Powiedziałem bez przekonania, albo dlatego że sam jestem smutny, albo dlatego że Mikey w ogóle słońca nie przypomina. 
Podszedłem do niego, po czym pocałowałem go w policzek.
 - Jak się czujesz?
Zapytałem smutno, siadając na krześle obok. 
- Już lepiej, ale jestem zmęczony..
Powiedział przecierając twarz dłońmi, znowu ma grzywkę.. nawet nie zorientowałem się że znowu zapuścił włosy. 
- Zabierzemy gdzieś jutro Brada ok? Na piwo do knajpy, ale kultórka na pizzę...
- Nie zły pomysł.
Powiedział Shinoda uśmiechając się do mnie smutno, trochę śmiesznie to wyglądało bo on miał oczy zamknięte, i ledwo powstrzymałem się od śmiechu.

Tak... oby Delson się z nami zabrał, nie może cały czas siedzieć sam w domu...
Muszę odciągnąć ich dwójkę od myślenia o Taylor... 
To będzie straszne...

*.*.*

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 9.

Chazz :

Ubrany w ciemne kolory, i skórzaną kurtkę, nie wyróżniałem się bardzo wśród pacjentów szpitala.
Rozglądając się po korytarzu, który przemierzałem szybkim krokiem, zatrzymałem się przy drzwiach jednej z sal, w której go spostrzegłem. Castle rozmawiał właśnie z dwoma dziewczynkami, jedna prawdopodobnie chorowała na raka, zaś ta druga miała tylko obandażowaną rękę. Siedziały obok siebie na szpitalnym łóżku, zaś Max stał niedaleko obok , przyglądając się im uważnie, i przysłuchując się temu co mówią. - Jak się czujesz Alis? - Zapytał dziewczynkę, chorą na nowotwór , ona zaś uśmiechnęła się do niego sympatycznie. - Bardzo Dobrze, dziękuję doktorze. - Odpowiedziała, chichocząc radośnie. - Panie Plaster..- Powiedziała druga, robiąc smutną minkę. - Castle. - Poprawił ją chłopak, i usiadł obok na łóżku. - Co się stało Lisa? - Zapytał , głaszcząc ją po ciemnoblond-włosach. - Dlaczego pan się tak mało uśmiecha? Przecież ma pan taki ładny uśmiech.. - Zapytała, patrząc na niego, dużymi, zielonymi oczami. - Mogę się uśmiechać dla ciebie.. - Odpowiedział, po czym spełnił jej prośbę. - Naprawdę? - Powiedziała zachwycona, po czym razem z koleżanką rzuciły się na niego , mocno go przytulając. - Tak, zrobię to właśnie dla was. - Powiedział , po czym ucałował każdą z osobna w czoło.
Chłopak wyszedł z sali, lecz nie odwrócił się w moją stronę, tylko w przeciwną, tam gdzie zaczepiła go rudowłosa pielęgniarka. - Max! Co się z tobą stało ? Tak wspaniale się dogadujesz z dziećmi z oddziału. - Pochwaliła go, rzucając mu śnieżnobiały uśmiech. - Bo nareszcie mam dla kogo żyć.. - Odpowiedział , wyjmując zza fartucha wisiorek w kształcie serca. - Piękny.. - Skomentowała dziewczyna, podziwiając biżuterie. - Wiem.. dostałem go od Chelsea.. mojej dziewczyny. - Pochwalił się, z dumą. - No to masz szczęście. - Dodała, po czym ruszyła w moim kierunku, oczywiście mnie wymijając, chłopak podążył za nią wzrokiem wpadając w pewnym momencie na moją osobę. - O boże.. - Powiedział Castle, przyglądając mi się z uwagą. - Możemy porozmawiać? - Zapytałem, marszcząc czoło. - Tak.. - Odpowiedział nie pewnie, prowadząc mnie do pokoju lekarskiego, w którym na nasze szczęście było pusto. - O co chodzi? - Zapytał smętnie, siadając na kanapę, poprawiając przy tym kitel, który sięga mu do kolan. - Wiesz o co. - Stwierdziłem sucho, siadając obok niego. - Chester, Jestem ci niemiernie wdzięczny że nie pokroiłeś mnie na salami, ale ja naprawdę nie wiem jak mam cię przepraszać! - Stwierdził, ze smutkiem patrząc mi w oczy. - Nie przepraszaj, bo to i tak nic nie zmieni.. - Chłopak siedział przez chwilę ze spuszczoną głową , po czym wstał i otworzył szafkę z napisem " M.Castle " - Co ty robisz? - Zapytałem, gdy chłopak zaczął coś robić przy drzwiczkach, po chwili jednak skumałem że była na nich fotografia. Wyjął z szafki też Neebook, po czym zamknął ją, znowu zajmując miejsce u mojego boku, wkładając mi zdjęcie w dłoń. Na fotografii widziałem siebie i Max'a jak byliśmy młodsi, on był ode mnie wyższy i miał czarne rozczochrane włosy, a na nosie przeciwsłoneczne okulary, ja zaś byłem dwudziestoletnią chudziną, z czerwonym irokezem. Aż przypomniała mi się mama Delsona i jej komentarz na temat mojej fryzury "Marchewkowy Grzebień"... Pocieszna kobieta... - Pamiętasz to zdjęcie? Zrobiliśmy je na próbie tego twojego zespołu.. - Faktycznie, zrobiliśmy je dzień przed tym, jak wyjechałem z mamą do innego miasta. - Mam też dzienniki... wszystkie.. - Dodał, otwierając laptop. - SERIO? Ja mam tylko "żegnaj Chester" - Z dziennikami chodzi o to że robiliśmy filmy video, na których była filmowana każda próba, i nie tylko... były też zdjęcia, które też obejrzeliśmy. Max mimo że nie był częścią zespołu, brał czynny udział w jego życiu, bywał z nami na próbach, pierwszych koncertach, prawdę mówiąc byliśmy nie rozłączni. On grywał na gitarze, i często uczył mnie akordów.. ale... co ja mogę wiedzieć? Wiedza na temat mojego tymczasowego życia to kartki starego zeszytu, który robił mi za pamiętnik, bo jak by nie Shinoda, to nawet nie wiedziałbym jak mam na imię. To też pewnie poszło już w zapomnienie.... miałem "mały" wypadek, reflektor spadł mi na głowę w studio, tak.. to był mały wypadek, w porównaniu co się dzieje w naszym życiu... Po tym wypadku straciłem pamięć.. bezpowrotnie. 
Od piętnastu lat piszę pamiętnik, i robię to bardzo szczegółowo, dlatego mogę sobie wyobrazić jak wyglądało moje życia, aż do tego ''wypadku''. 
Nienawidzę Max'a za to co mi zrobił... ale chcę mu wybaczyć... chcę próbować to zrobić... Dla Mike'a..

Tego samego dnia rano ~

Poczułem jego ciepłą rękę, gładzącą moje wytatuowane plecy, otworzyłem oczy, i podniosłem na niego wzrok. - Dzień dobry Chazzy. - Powiedział uśmiechnięty chłopak, całując mnie w policzek.- Cześć. - Odpowiedziałem ciepło, całując go w usta. - Dużo wczoraj piłeś ? - Zapytałem, siadając przed nim w siadzie skrzyżnym. - Dla albo trzy kieliszki... - Powiedział, uśmiechając się słodko. - A ty? - Dodał, otwierając swoje duże, brązowe oczy. - cztery.. albo pięć...
- Ewentualnie 9? - skończył za mnie, wybuchając śmiechem. - Muszę iść do Castle'a.. - Powiedziałem, zbierając się z wyrka. - Po co? - Zapytał zdziwiony , podnosząc się do pozycji siedzącej. - Muszę mu wjebać, byłem zbyt łagodny...- Odpowiedziałem, zakładając kurtkę. - On jest w pracy Chester! Chcesz by jego pacjenci oglądali jak go napierdalasz? - Zapytał, wstając z łóżka, patrząc na mnie z niesmakiem. - Tak, zasłużył sobie. - Stwierdziłem, patrząc na Shinodę bez zrozumienia. - Chester proszę cię.. - Powiedział chłopak, spokojnym tonem, po czym podszedł do mnie. - Nie rób mu krzywdy, nie warto patrzeć w przeszłość, trzeba umieć przebaczyć.. - Spojrzałem na niego z ukosa. - W Jezusa się bawisz? Sory, jestem nie wierzący...
- Tu nie chodzi o wierzenia, tylko o Moralność Chester!
- To mam to tak zostawić ? Czemu jesteś po jego stronie?! Już mnie nie kochasz tak? Wolisz jego? - Mike odsunął się gwałtownie, robiąc pytającą minę. - Sądzisz że jest lepszy niż ja bo co? Bo ma wykształcenie? Bo wygląda młodo? Bo jest inteligentny? Bo nie miałem szans by od niego uciec? - Przy ostatnim zdaniu, uderzyłem czołem o ścianę, ze szlochem. - Chaz.. - Powiedział zasmucony Mike, podchodząc do mnie bardzo blisko. - O czym ty mówisz? Kocham cię.. - Chłopak uśmiechnął się do mnie lekko, po czym rozłożył ramiona. - Przepraszam.. - Wyszeptałem, mocno się do niego tuląc. - Też cię bardzo kocham.. - Dodałem , zaciskając dłonie w pięści, na plecach partnera, nieświadomie drapiąc go bardzo mocno, nie zauważyłem tego, aż cicho nie syknął z bólu. - Co się stało? - Zapytałem, zdezorientowany, patrząc chłopakowi w oczy. - Podrapałeś mnie w plecy, nic takiego.. - Powiedział, próbując dosięgnąć dłonią miejsca które go bolało. - Odwróć się.. - Kazałem, po czym i tak sam, stanąłem za nim by zobaczyć jego plecy, zobaczyłem na nich ślady pazurów, i spływającą po nich krew. - Przepraszam.. - Dodałem smutno, zaś Shinoda odwrócił się do mnie przodem i uśmiechnął się do mnie. - Po skakaniu w tłum , wyglądam gorzej. - Stwierdził, po czym uśmiechnął się słodko. 
Nie długo później pojechałem do szpitala 

* * *
Jak ci się układa? - Zapytałem Castle'a jak już zobaczyliśmy wszystkie zdjęcia. - Mam wspaniałą dziewczynę, dobrze płatną pracę, w której mam znajomych, pacjenci też mnie lubią.. chyba jest dobrze. - Powiedział, po czym uśmiechnął się do mnie miło. - Tylko.. nie potrafię zmienić przeszłości.. NIE. POTRAFIĘ zrewanżować ci tego, co ci zrobiłem... - Dodał, zasłaniając twarz dłońmi. Mike ma rację.. przecież... on nie jest zły, może.. kiedyś popełniał parę błędów, ale tak jak każdy, wybaczanie może być dla mnie tylko korzystne... jak bym nie wybaczył Mike'owi... to nadal nie bylibyśmy razem, sam nie wiem co by z nim się stało. 
Położyłem rękę na plecach chłopaka, i zmusiłem się do uśmiechu. - Wybaczam ci Maxy.. - Powiedziałem , po czym zabrałem dłoń, zaś on podniósł się, i spojrzał na mnie pytająco. - Naprawdę? - Zapytał, wyszczerzając się. - No tak. - Chłopak zaczął się śmiać, i przetarł twarz dłońmi. - Nie wierzę.. 
* * *

- Kochanie wróciłem! - Krzyknąłem, wchodząc do domu, lecz zastałem ciszę - zasmucony tym , po rozebraniu się, ruszyłem do kuchni,  w której zastałem Shinodę w fartuchu, i słuchawkami na uszach. Pan Mike właśnie robi nam kolację, jak milusio - Pomyślałem, po czym objąłem go w pasie, i pocałowałem w Policzek, chłopak wystraszył się, i pośpiesznie zdjął słuchawki. - O.. jesteś. - Powiedział entuzjastycznie, całując mnie w usta. - A ja chciałem być romantyczny, i zrobić kolację niespodziankę! Następnym razem wymienię drzwi w zamkach! - Stwierdził, kładąc jedzenie, na talerze. - A nie zamki w drzwiach? - Zakpiłem, siadając do stołu. - A co powiedziałem? - Zapytał, kładąc naczynia na stole. - "Drzwi w zamkach" - Zacytowałem, wybuchając śmiechem. - Hahaha. Bardzo zabawne, żebym kiedyś ja cię nie poprawił. - Stwierdził, siadając na krześle obok mnie. - Pizza? Tak romantycznie... jesteś mistrzem kuchni. - zaśmiałem się, biorąc jej kawałek do ręki. - Następnym razem ty gotujesz. - Powiedział oburzony, ja zaś wychyliłem się do niego i pocałowałem go w policzek. - Nie złość się na mnie słonko. 
- To to wpierdalaj, a mnie nie denerwuj! - Powiedział, próbując być wiarygodny, ale i tak zaraz wybuchnął śmiechem. - Wedle życzenia. - Odpowiedziałem, biorąc gryz pizzy, przyglądając się swojemu ukochanemu.

* * *

Ej... Pisać z perspektywy Chaza, czy od następnej części znowu z perspektywy Mike'a? ;3