sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 8.

wiecie że to jest 52 notka na całym tym blogu, OMFG HAHA ♥


Max:

Próbowałem mimowolnie uspokoić swój przyśpieszony oddech, oraz lęk który ukryć było nie lada wyzwaniem, i przyglądałem się chłopakowi ze scyzorykiem, który znajdował się tylko parę centymetrów ode mnie. Na twarzy chłopaka była wymalowana nienawiść, którą odczuwałem jak upał w lecie. - Nie rób mi krzywdy.. - Poprosiłem, zachowując zimną krew, co naprawdę nie jest proste, mając przed twarzą ostrze scyzoryka. - Niby dlaczego? - Zapytał Bennington uśmiechając się złośliwie. - Czy ciebie interesowały moje łzy, i błagania , kiedy zmieniałeś moje życie w piekło? NIE! W ogóle cię to nie ruszało, więc czemu miałbym zachować się inaczej? - Przełknąłem głośno ślinę, nadal próbując nad sobą panować. - Nie, Chester... błagam, zrobię wszystko... - Powiedziałem cicho, z trudem opanowując oddech. - Ja chcę tylko zemsty! Wiesz ile lat nękały mnie koszmary z tobą w roli głównej ? Wiesz jakie to uczucie kiedy twój jedyny najlepszy przyjaciel, robi ci coś takiego? Wiesz jak trudno było mi komukolwiek zaufać? LUDZIOM KTÓRYCH KOCHAM NIE POTRAFIĘ ZAUFAĆ W 100% I TO TWOJA WINA. - Nie wiem, co powinienem mu teraz odpowiedzieć, męczą mnie wyrzuty sumienia, i żadne przeprosiny nie zmienią przeszłości. Zasługuję na to, by mnie torturował, a mimo to tak bardzo się boję, boję się tego cierpienia które chce wyrządzić mi Chester , ale ono i tak będzie niczym w porównaniu do destrukcji jego psychiki. 

Mike:

Dziewczyna przyglądała mi się bez zrozumienia, ale dla mnie było jasne. Chelsea jest to młoda, ładna, inteligentna dziewczyna , która ma przed sobą świetlaną przyszłość jako chemik., przecież nie codziennie ktoś wynajduję serum prawdy nie? I co.. miałem ją wsypać policji, i spieprzyć jej przyszłość? To by było nie ludzkie z mojej strony. - Nie masz do mnie żalu za to że przeze mnie prawie zginąłeś? - Zapytała zdziwiona. - Absolutnie. - Odpowiedziałem , miło się do niej uśmiechając ' Ludzie się zmieniają, tylko trzeba im dać na to szansę, i czas ' 
- Jesteś niesamowity! - Stwierdziła , przytulając mnie pośpiesznie, po czym się oddaliła. - Nie powiedziałeś o tym Maxiemu prawda?
- Nie..
- To dobrze, znienawidziłby mnie... 
- Sam nie jest święty, więc wątpliwa sprawa... - Powiedziałem, bez zastanowienia. - A co zrobił? - Zapytała zaciekawiona brunetka. - Molestował mojego chłopaka, jakieś 20 lat temu.. - Odpowiedziałem zimno, a ona zasłoniła usta z przerażeniem. - Max, to ten koszmar senny Chazza?- Zapytała, chcąc upewnić się że ma rację. - No.. - Nie rozumiem czemu ona to tak przeżywa. - Boże Mike! Chester zrobi mu krzywdę! - Krzyknęła i już chciała pobiegnąć na schody, ale ją złapałem za ramiona. - Uspokój się. - Powiedziałem, patrząc jej w oczy. - To jest zły pomysł...

Chester:

Nigdy nie widziałem Castle'a w takim stanie. 
Gdy tylko się zbliżyłem, próbował desperacko się uwolnić , z całych sił szarpiąc się na wszystkie strony, ja zaś założyłem mu maskę na oczy, przez co wpadł w panikę, co było naprawdę zabawne z mojej perspektywy. 
Klęknąłem naprzeciwko , czekając aż się uspokoi, na co nie musiałem długo czekać. 
- Boisz się mnie? - Zapytałem, patrząc na Max'a próbującego uspokoić oddech, co mnie bawiło, bo i tak widziałem jak się męczy i sprawia mi to przyjemność. - Skąd u ciebie nagle ten lęk? - Zapytałem, patrząc jak chłopak upuszcza głowę, a ja kontynuowałem. - Przecież to ty zawsze byłeś postrachem , to ty zawsze sądziłeś że jesteś lepszy od innych, pan psycholog z pokerową twarzą , który złamie każdego... Co się stało? Zacząłeś się bać takiego "bez wartościowego ćpuna" Tak bardzo nie w twoim stylu... - W tym momencie coś we mnie pękło, gdy zobaczyłem spływające łzy po jego policzkach. 
Castle płacze? On nigdy nie miał uczuć.. a teraz... tak po prostu się rozkleił ? 
Gdzie podział się mój gniew? Spłynął ze mnie, jak łzy z jego policzków? Człowiek przede mną, w cale nie przypomina mi tego M.C z przed dwudziestu lat, czuję.. że to nie ta sama osoba..Zmienił się, nie do poznania...
Podniosłem mu brodę, chłodną dłonią, przy czym jego oddech przyśpieszył, i już nawet nie starał się uspokoić. - Chester przepraszam! Przepraszam za wszystko co ci zrobiłem! Nic mnie nie może usprawiedliwić, moje przeprosiny nie są nic warte.. nie mogę zmienić przeszłości... - Powiedział na jednym oddechu, próbując nie wybuchnąć płaczem. - Tak.. boję się ciebie, masz rację.. - Powiedział, oddychając głęboko przez nos, i zaciskając powieki. - Nie rób mi krzywdy, błagam... - Naprawdę niewiarygodne było to, że to jest ten sam Max, z którym chodziłem tyle lat temu do szkoły. W jego ustach chyba nigdy nie zagościło "Sory" a co dopiero "Przepraszam" ...

12 h później - Mike. 

Zapukałem do pokoju Chestera po czym , nie czekając na odpowiedź przycisnąłem klamkę, i wszedłem do środka. Chłopak leżał na łóżku , z wbitym wzrokiem w sufit, ja po chwili robiłem to samo. - Max się zmienił.. - Powiedział, odwracając głowę w moją stronę. - Wiem o tym, wiedziałem to od początku... - Stwierdziłem , po czym położyłem się płasko na chłopaku. - Źle się zachowałem? Powiedz Mike.. - Zapytał przygnębiony , ja zaś podniosłem się by spojrzeć mu w oczy. - W pewnym sensie nie, bo już nie będziesz się go bać, a tak, bo teraz on boi się ciebie... - Odpowiedziałem zimno. - Ale ja musiałem to zrobić! To nie dawało mi spokoju... - W tym momencie dałem mu palec na usta szepcząc "ciii" - Nic nie mów, to wszystko samo się jakoś wyjaśni. - Powiedziałem, ciepło się do niego uśmiechając. - Czyli nie jesteś na mnie zły ? - Zapytał, a ja przewróciłem oczyma, po czym namiętnie go pocałowałem. - Uciekasz od tematu. - Zaśmiał się Bennington, rozpinając mi koszulę. - A co, nie pasuje ci coś ? To sobie idę... - Powiedziałem, z udawanym smutkiem, i chciałem się podnieść ale ten przyciągnął mnie do siebie za kołnierzyk siadając . - Nigdzie nie idziesz. - Zaprotestował, uśmiechając się złośliwie. - A jak pójdę? - Zapytałem, uśmiechając się szeroko. - To cię dopadnę, i zgwałcę. - Powiedział , obejmując mnie przez rozpiętą koszulę. - Napalony zjeb. - Zaśmiałem się , nawiązując z nim kontakt wzrokowy. - Ty zacząłeś. - Stwierdził, po czym przewrócił mnie na plecy, a sam pochylił się nade mną. - Nie masz szans uciec wielkiemu, seksownemu Benningtonowi. - Powiedział z dumą , stykając się ze mną nosem. - Mówiąc "wielkiemu Benningtonowi", co masz na myśli ? - Powiedziałem z rozbawieniem , a ten wybuchnął śmiechem. - Coś taki jakiś napalony dzisiaj? - Zapytał zdziwiony, po czym zaczął całować mnie po szyi. - Kiedyś trzeba.. - Stwierdziłem wybuchając śmiechem. Moje dłonie powędrowały do paska chłopaka, i sprawnym ruchem otworzyłem go. - Koszulki już nie ma, więc mniej pracy.. - Zakpił Bennington, zrzucając z siebie spodnie. - W dziwnych okolicznościach tak.. - Stwierdziłem. - Tak nienaturalnie... -Powiedziałem smutno, a Chaz rzucił mi spojrzenie "Bitch Please" - Ty sam jesteś nienaturalny, plastiku, ideale, przez psa pieprzony...
- Chazz król disu, tylko ze jedyna osoba z którą się pieprze to ty, wiec Chester'ze... czy jesteś psem? - Zapytałem robiąc poważną minę, marszcząc przy tym czoło. - I dlaczego niby jestem Plastikiem? - Dodałem, podnosząc brwi. - 1. Nie, nie jestem psem 2. No bo nie można być idealnym , tak po prostu! - Powiedział, ze sztuczną rozpaczą, po czym przytulił się do mnie. - Nie jestem idealny, jestem gruby.. - Powiedziałem smutno, a ten zaczął się dusić ze śmiechu. - Jak ty jesteś gruby, to ja jestem Dickinson! - Zakpił. - Kocham cię Chazz.. - Powiedziałem, co było pierwszą moją poważną wypowiedzią. - Ja ciebie też Mikey, grubasie. - Chłopak uśmiechnął się, i pocałował mnie namiętnie.

Chazz:

Mike sprawił, że przestałem rozmyślać o Castle'u... ale to nie zmienia faktu że nie mogę tego tak zostawić, muszę z nim na spokojnie porozmawiać...

ostatni fragment , ten z perspektywy Shinody jest tak jakoś... jak bym nie ja go pisała. :((( 
Ja żyję tym opowiadaniem, męczę się tak samo jak oni wszyscy, wymęczyłam się za Max'a , a reszta była spontaniczna, mam nadzieję że wybaczycie <3
Ale powiem szczerze, ten rozdział w moim stylu, lubię jak jest rozpacz i błaganie o litość nach <3
Chore Bennodziaki!!!
Bezduszne dla biednego Castle'a ';c

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 7.

Z góry powiem że ja w cale nie miałam zamiaru pisać na dzisiaj 7 rozdziału hahah , zrobiłam to ze stresu, bo nie miałam internetu [*]
+ Ci co mówią że czytają od początku, to serio, początku, początku? XD
Nie no, zdziwiłam się bo to bardzo hardcorowe , bo pierwszą notkę napisałam w maju hahaha kocham was nie <333

* * *

- Chazz... - Wymamrotałem zaraz po przebudzeniu, zerkając w prawo, na chłopaka który lerzy twarzą na panelach,nie będzie zadowolony, z tego co zobaczy w
lustrze. - Chaaz... - Powtórzyłem, wyciągając do niego rękę. Lecz  on tylko coś wymamrotał zerkając na mnie nie przytomnie, i przewrócił się na drugi bok.
- Co ? - Zapytałem , marszcząc czoło. - Te kluski nie na obiad? - Powtórzył , ponownie padając na twarz. - Ja pierdole... - Dodałem rozbawiony, zamykając
powoli oczy, wbrew pozorom byłem bardzo zmęczony wczorajszym dniem, i te kilka godzin snu nie dały mi zbyt wiele, słuchając cichego tykania zegara, i spokojnego oddechu Benningtona, nagle usłyszałem kroki i poczułem intensywny zapach męskiego perfum który używa tylko jedna osoba, by się upewnić otworzyłem oczy. Stał nade mną młodo wyglądający chłopak z szerokim uśmiechem, nie wiem dlaczego ale miałem mieszane uczucia co do jego osoby. - Max? - Powiedziałem zdziwiony, przyglądając się Castle'owi, ubranemu w brązowe spodnie, czarne skarpetki i tego samego koloru płaszcz. - We własnej osobie. - Powiedział chłopak, kłaniając się, po czym wyciągnął do mnie rękę bym podniósł się z podłogi. - Chyba nie myślałeś że nie odwiedzę was na święta. - Powiedział chłopak , spoglądając tu na stojącego naprzeciw mnie, tu na śpiącego przy choince Chester'a. - Dużo piliście? - Zapytał rozbawiony, mijając mnie. - Po pierwsze ja nie piję, a po drugie, nie wiem, bo nawet mnie tutaj nie było.. - Stwierdziłem zimno, odwracając się za lekarzem. - Mike.. z Taylor nie jest za ciekawie.. zapadła w śpiączkę, wiesz o tym? - Zapytał chłopak, ściągając płaszcz, po czym powiesił go na oparciu krzesła. - Nie wiedziałem... - Odpowiedziałem smutno, wbijając wzrok w podłogę. Maxymilian podszedł do mnie , i spojrzał na mnie smutno. To naprawdę rzadkość, Castle jest to chyba jedyna osoba jaką znam, która w ogóle nie okazuje emocji, jest inny chyba tylko w stosunku do mnie...
- Są święta, uwierz w Boga, wierz w to że on nie pozwoli jej umrzeć.. - Powiedział blondyn, lustrując wzrokiem sufit. - Ej... - Powiedział marszcząc czoło, po chwili spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, po czym wyciągnął do mnie rękę, w ogóle nie rozumiałem co miał na myśli, aż do momentu gdy nie wiadomo skąd wylądowały na niej pałeczki związane razem, różową wstążką. - Prezenty się chowa pod choinką, a nie na suficie. - Powiedział zimno, z nutą rozbawienia chłopak, wręczając mi prezent. - To dla Rob'a ... zawsze jak czegoś szuka, to zazwyczaj na suficie... - Max podniósł jedną brew , po czym uśmiechnął się. - Wiesz że mam dziewczynę? - Dodał uradowany blondyn - Nie wiem.. - W tym momencie, naszą konwersację przerwał nam krzyk Chester'a , oboje odwróciliśmy wzrok w jego stronę, wymieniliśmy się spojrzeniami, i klękliśmy przy chłopaku. - Chazzy.. - Powiedziałem łagodnie , szturchając mokrego od potu chłopaka w ramię , on zaś gwałtownie się podniósł , i na widok klęczącego obok mnie mężczyzny, odskoczył w przeciwną stronę, próbując go kopnąć , ten zaś wcześniej zareagował, i zdążył zrobić unik padając na plecy, ja za to siedziałem jak wryty , przyglądając się całemu zdarzeniu. - Zostaw mnie! - Krzyknął Chester pod adresem zdezorientowanego Castla, on sam zaś schował twarz w dłonie podkulając nogi, nie tylko dla lekarza było to dosyć dziwne zachowanie, dla mnie również. - Max... - Wyszeptałem, a chłopak odwrócił wzrok w moim kierunku, przytakując głową, dając mi do zrozumienia że mam kontynuować. - Wyjdź z tond na chwilę... - syknąłem, a ten posłusznie, i bezszelestnie opuścił pomieszczenie, ja w tym samym czasie, podszedłem do wystraszonego Benningtona, obejmując go. - Chazzy, to ja Mike... - Wyszeptałem do niego, na co on zareagował , gwałtownie się do mnie przytulając. - To znowu wróciło! Te wszystkie koszmary! - Powiedział na jednym wdechu, zaciskając moją koszulę na plecach, w swoich pięściach.  - Sny nie biorą się znikąd... - Powiedział logicznie, odsuwając się ode mnie, po czym skrzyżowaliśmy spojrzenia, a w jego oczach widziałem łzy. - Ale ten.. wziął się z.. nie wiem! - Dodał, już z paniką w głosie. - Przesiąknął mi do umysłu, on pojawił się nagle w moim śnie, tak jak by sam potrafił się w nim pokazać, śniło mi się że bylem z tobą! Byliśmy razem w domu, i graliśmy na konsoli czy coś w tym stylu! I w pewnym momencie poczułem jego zapach, ten perfum, który przyprawia mnie o dreszcze ... - Chłopak nie wiedział gdzie podziać wzrok, rozglądał się po pomieszczeniu zdekoncentrowany, jego całe ciało drżało , a ja głaskałem go po przedramieniu by wesprzeć go na duchu, lecz szczerze wątpię że coś mu to dało. - On tam był, a ty zniknąłeś , chciałem uciekać, ale nie mogłem byłem przywiązany do kanapy.. nawet nie wiem skąd wzięły się te więzy.. to było okropne! - Przy ostatnich słowach jego wzrok skrzyżował się z moim, już wiem co spowodowało te koszmary. To samo co mnie zmusiło do otworzenia oczu - Zapach perfum Castla. 
Chłopak schował twarz w dłonie. - Zachowuję się jak dzieciak, który nie umie sobie ze sobą poradzić. - rzucił, z gniewem w głosie, lecz po chwili podniósł wzrok. - Ja nadal czuję ten zapach... - Powiedział, szeroko otwierając oczy. - On tu jest? MIKE, ON JEST W TYM BUDYNKU? - Zapytał spanikowany , wstając na równe nogi, rozglądając się po pomieszczeniu. - U spokój się... - Westchnąłem. - Tak, jest w Studio. - Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem pięciolatka, któremu kolega powiedział że zrobił brzydki rysunek. Zachowywałem się jak nie ja, ale byłam zmęczony, PRZEPRASZAM, jak się nie wysypiam to nie mam uczuć....
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Max, razem ze swoją dziewczyną, na którą zwróciłem uwagę kilka chwil później. - Chester, ja nie chciałem cię przestraszyć w żaden sposób. - Tłumaczył się Castle, podchodząc do wokalisty, który patrząc na niego z ukrywanym strachem, cofnął się o kilka kroków. - Nie podchodź do mnie. - Powiedział, zimno lustrując lekarza chłodnym spojrzeniem. Zrezygnowany Max, odwrócił się do mnie, i dziewczyny, i właśnie w tym momencie mój wzrok powędrował w jej kierunku, w pewnym momencie czułem się jak bym oberwał kopa, z glana w brzuch.
 Była to Chels, już możliwe że wielu z was jej nie pamięta... 
Dawno,dawno,dawno temu, my linkowie, zrobiliśmy konkurs dla fanów, polegał on na tym, że osoba która będzie potrafiła powiedzieć o nas najwięcej, wygra, i wygrała ona, Chelsea Korka.
Jest to osoba której tak bardzo, z całego serca nienawidzę a za razem się boję. Mogę dać sobie głowę uciąć, że do nikogo nie żywiłem nigdy tak wielu negatywnych emocji, co do tej o to dziewczyny, 
Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Właśnie odpowiem wam na to pytanie.
A to dlatego, bo przystawiała się do mojego chłopaka - Tak, już wtedy byliśmy razem. I miała szczelność twierdzić, że Chester prędzej czy później, zostawi mnie dla niej. Tak, tak właśnie było, może ktoś to jeszcze pamięta, a nie można też zapominać o jednym mało istotnym szczególe... CHCIAŁA MNIE ZABIĆ.
Brunetka widząc moje emocję, związane z jej widokiem, zaśmiała się. - Fajnie cię znowu widzieć, jak ci się żyje? - Zapytała podnosząc brwi, po czym wyszczerzyła się "sympatycznie" - Nie narzekam... Chelsea. - Przypominam, czyta się Czelsi... Odpowiedziałem zimno, krzyżując ręce na piersi. - To wy się znacie? - Zapytał Max, uśmiechając się do dziewczyny. - Tak.. - Odpowiedzieliśmy chórem, łącznie z Chester'em., staliśmy tak chwile w ciszy , którą przerwał właśnie on. - Idę się położyć... - Powiedział cierpko, ruszając w kierunku schodów,skumałem też jak Max odprowadza go smutno wzrokiem. Widzę że naprawdę męczy się z tym, co zrobił Chester'woi. - Mogę iść z nim porozmawiać? - Zapytał, spoglądając na mnie. - Jasne.. - Odpowiedziałem , a ten bez chwili wahania pobiegł schodami do góry za chłopakiem. 
DOPIERO TERAZ ZDAŁEM SOBIE SPRAWĘ ŻE ZOSTAŁEM Z NIĄ SAM.  
Czułem na sobie jej wzrok, co przyprawiało mnie o ciarki, odwróciłem się w jej stronę, i nie myliłem się, perfidnie się mi przyglądała. - Jak ty to zrobiłeś? - Zapytała, nie przestając się uśmiechać. - Co? - Odpowiedziałem marszcząc czoło. - Jak udało ci się przeżyć? Byłeś pod wpływem serum, nie powinieneś wypłynąć. - Wytłumaczyła, z niezadowoleniem. - "Ktoś" mnie wyłowił,  i reanimował, więc przeżyłem. 
- Jakim cudem?! Przecież tam nie ma ludzi! - Odpowiedziała oburzona, podchodząc do mnie o kilka kroków. - A może się mylisz. - Odpowiedziałem, robiąc tą samą minę, którą ona miała na samym początku, czyli uśmiech i uniesione brwi. Dziewczyna zaśmiała się ironicznie, i spojrzała mi w oczy. - Mogę zadać ci kilka pytań? - ( KOBIETA ZMIENNĄ JEST. ) Powiedziała, po czym wyciągnęła z torebki, czarny długopis i notatnik. - Zależy... - Odpowiedziałem niepewnie przyglądając się temu co robi. - Spokojnie.. Powiedź... Pod wpływem serum nie tylko mówiłeś prawdę , ale też robiłeś to o co cię prosiłam.. Twoje zachowanie było pod jego wpływem, czy robiłeś to z własnej woli? 
- A skąd pewność że nie skłamię , by zepsuć ci badania? - Zapytałem zdziwiony, obserwując zniecierpliwioną dziewczynę. - Stąd, że jak byłeś pod jego wpływem, przyznałeś się , że nigdy nie kłamiesz. - Stwierdziła, rzucając mi cwany uśmiech, a ja w duchu zaklinałem się na wszystkie diabły, dlaczego nie potrafię kłamać?! - Odpowiedź mi na wcześniejsze pytanie, bardzo proszę... - Powiedziała łagodnie dziewczyna , spoglądając na mnie.

* W tym samym Czasie : Chester *
Wbiegłem zdenerwowany do pokoju, z taką prędkością , że znalazłem się na przy oknie. Opierając łokcie o purpurowy parapet schowałem twarz w dłonie , ledwo powstrzymując się od płaczu. Opamiętaj się , nie masz pięciu lat, pomyślałem , wycierając twarz, w leżącą obok koszulkę. - Chester... - Jego głos rozbrzmiał echem po mojej głowie, odwróciłem się gwałtownie w stronę drzwi, które właśnie za sobą zamykał. - Co ty ode mnie chcesz?! - Krzyknąłem zestresowany , przez chwilę rozważając skakanie przez okno.  - Porozmawiać... - Powiedział cicho, przyglądając mi się uważnie, pewnie wyglądałem nie lada śmiesznie, spanikowany trzydziestokilkolatek. Nie potrafię znieść jego widoku, jego zapachu, nie mogę znieść świadomości że jestem z nim pod jednym dachem... w jednym pokoju.. - Nie chcę z tobą rozmawiać! Zostaw mnie w spokoju! - Krzyknąłem widząc jak podchodzi bliżej.  - Chester proszę. - Powiedział zatrzymując się 5 metrów ode mnie.    Ja zaś zrobiłem dwa kroki w przeciwną stronę, nieświadomie rzucając mu proszące spojrzenie. Gdy adrenalina wypełniła moje ciało, poczułem wielką chęć, wyciągnięcia mu wnętrzności przez gardło.  - Nic ci nie zrobię, naprawd... - W tym momencie zajebałem mu z kopa w brzuch, a ten kuląc się z bólu, oberwał jeszcze z pięści w głowę, upadając nieprzytomny na podłogę.  

* Znowu Shinoda *
-  Po co ci to? - Zapytałem , podchodząc do dziewczyny, zerkając w jej notatki. - Pracuję nad serum , i chcę wiedzieć w jakim stopniu, i w jaki sposób na ciebie działało. - Odpowiedziała, podając mi karty, i sama wyjęła inne z torebki, ale tak prawdę mówiąc w ogóle nie rozumiałem co na nich piszę, więc odłożyłem je na stolik. - Potraktowałaś mnie jak królika doświadczalnego? - Zapytałem z wyrzutem, ta zaś ironicznie się uśmiechnęła. - Dobrze że żyjesz. ... No odpowiedź mi. - Poprosiło słodko, niby taka wredna suka, a nawet homoseksualistę przekona.... aww...  - Nie potrafiłem myśleć, wykonywałem tylko polecenia,  jedyne co robiłem z własnej woli to myślałem, nawet słowa które wypowiadałem, nie były przemyślane, one po prostu wypływały ze mnie na zewnątrz.. - Wyjaśniłem smutno, tym że pomagam jej w czymś takim, ale ona... ma w sobie dar przekonywania. 
Lekarz, który wydawał się bez uczuć i torturował mojego chłopaka, oraz dziewczyna pracująca nad jakimiś dziwnymi chemikaliami, które mają służyć do wyciągania z ludzi informacji... to się dobrali...  
Gdy przerwała notację, spojrzała jeszcze raz na mnie. - Ej Mike... - Powiedziała z uśmiechem, ja zaś podniosłem jedną brew. - Uśmiech. - upomniała, wyszczerzając się. - Możesz mi jeszcze powiedzieć... - dodała, ja zaś oparłem się obok niej o stół, ramie w ramię, spoglądając w jej notatki.  - Jak czułeś się po tym jak serum przestało działać?  - Zapytała , podnosząc głowę do góry, ponieważ jestem od niej nieco wyższy.  - Nie było nic, czułem się normalnie.. - Stwierdziłem, marszcząc czoło. Dziewczyna zamknęła notatnik, i ponownie podniosła na mnie wzrok. - Dlaczego mnie nie wrobiłeś? - Zapytała zdziwiona, chowając wszystkie papiery do torebki. - Przecież za próbę morderstwa, mogli by mnie posadzić w więzieniu. 
- Chels proszę cię, widzę cię pierwszy raz od niepamiętnych czasów, i w cale nie żałuję tego że nie trafiłaś do paki. - Stwierdziłem unosząc brwi. 

* Maxymilian *
- Nie śpimy Castle. - Usłyszałem, po czym poczułem silne dźgnięcie w brzuch, przez co z moich ust wydobył się jęk bólu  - Tylko ja i ty, który nie możesz się ruszyć, i nie masz po co kogoś wołać, bo i tak nikt ci nie pomoże, bo mam dźwiękoszczelne ściany ... fajnie nie? Co teraz czujesz Max? Co Czujesz? - Po drugim powtórzeniu, gwałtownie zbliżył się twarzą do mojej twarzy, w jego oczach widzę satysfakcję z tego co właśnie robi, i nie ważne jak chciałbym ukryć stres, on i tak go we mnie dostrzeże. - Fajnie się zabawiałeś mną te kilkanaście lat temu, mógłbym teraz zrobić z tobą to samo..... ale nie, zbyt się ciebie brzydzę !  - Stwierdził , po czym wstał i wyjął z kieszeni scyzoryk. - Bardziej chętnie porozcinam ci twarz skurwielu!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 6.

Dziewczyna niezmiernie ucieszyła się na mój widok, co mi też sprawiło nie lada radość. - Jesteś naprawdę kochany! - Powiedziała uradowana, w podskokach podbiegając do kuchni. - Napijesz się czegoś? - Zapytała, gdy nieśmiało pojawiłem się w jej progu. - Nie dziękuję, ja nie mogę tu zostać, Chaz i reszta na mnie czeka.. - Odpowiedziałem, a dziewczyna spojrzała na mnie smutno, odstawiając na miejsce mój kubek na którym widnieje napis " Shinoda's Coffee " - A... mogę iść z tobą? - O kurwa, o kurwa... Dwojga moich byłych, plus mój chłopak przy jednym stole, źle to widzę, ale co jej mam powiedzieć? - No możesz.. - Powiedziałem, niechętnie się uśmiechając. - Dziękuję! - Powiedziała uradowana, całując mnie w policzek, po czym pobiegła po płaszcz.

Podczas gdy otwierałem drzwi do samochodu, dziewczyna stała zaraz obok bacznie mi się przyglądając, gdy jednak po jakimś czasie, zaczęło mi to "przeszkadzać" odwróciłem się do niej marszcząc czoło. - Coś się stało? - Zapytałem zniecierpliwiony, dziewczyna patrzała na mnie z przechyloną głową, tak jak to robiła 20 kilka lat temu, gdy coś ode mnie chciała. - Nie, po prostu wyglądasz cudownie... - Powiedziała, po czym uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Dziękuję.. - Odpowiedziałem , obdarowując ją ciepłym uśmiechem, dziewczyna w jednej chwili podeszła do mnie bardzo blisko, i łapiąc moją twarz w dłonie, złożyła mi namiętny pocałunek, wszystko działo się zbyt szybko, nawet nie miałem czasu zareagować, lecz gdy w końcu oderwałem się od dziewczyny, co nie było łatwe, bo nie dość że się mocno przytuliła, to do tego naprawdę dobrze całuję,a pomagał jej w tym, malinowy błyszczyk, spojrzałem na dziewczynę z wyrzutem, ta zaś nie widząc w tym nic złego wzruszyła ramionami szeroko się uśmiechając. - Fajnie się bawisz... - Razem z dziewczyną odwróciliśmy się w stronę usłyszanego głosu. Rob stał stał oparty bokiem o płot , ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. - Boże, tylko nie to. - Syknąłem do siebie, zasłaniając twarz dłońmi, nawet nie wiem w którym momencie chłopak do nas podszedł. - Ze mną nie będzie, a liże się z jakąś lalunią za plecami Chestera, naprawdę fajnie Mike. - Dodał Bourdon, chichocząc złośliwie pod nosem. - Nie mów o tym Chaz'owi błagam. - Powiedziałem, składając ręce, po czym spojrzałem na przyjaciela błagalnie. - Spoko Rob, przecież to był tylko całus. - Powiedziała dziewczyna, najwyraźniej nie rozumiejąc powagi sytuacji. - Tak? Ten film mówi nieco inaczej. - Powiedział brunet, pokazując nam telefon z nagraniem, na którym dziewczyna rzuca się mi na szyję, i zaczyna mnie namiętnie całować. - Boże Rob, błagam , nie pokazuj tego Chester'owi! - Krzyknąłem rzucając się na niego, szarpiąc go za kurtkę. - Mike, to był twój błąd, i zapłacisz za niego.. - Stwierdził cierpko, nawet na mnie nie spoglądając. - Nie rób mi tego błagam... - Poprosiłem , padając na kolana. - Tyle czasu walczyłem o to by do mnie wrócił, a jak w końcu mi się udało, to ty chcesz to zniszczyć.. dlaczego mi to robisz? - Zapytałem, patrząc na niego z dołu, a w moich oczach powoli zaczynają zbierać się łzy. - Może dlatego... - Powiedział chłopak, kucając naprzeciwko mnie. - .. że ty nigdy nie pomyślałeś o mnie, wpadłeś może kiedyś na to jak ja się czuję jak widzę ciebie jak się do niego przytulasz, ciągle o nim myślisz i tęsknisz, mimo to że to zawsze ja jestem obok ciebie , zawsze ja cię pocieszam jak coś jest nie tak , zawsze ja jestem obok, jak on jest sobie jak mu się podoba! Ale ty tego nie widzisz! Nie chcesz tego widzieć! - Wygarnął Rob, pośpiesznie wstając, po czym wojskowym krokiem ruszył w stronę swojego samochodu. - Nie Rob, nie! - Zawyłem cicho, po czym sam wstałem i wbiegłem do samochodu, jeszcze usłyszałem żałosne "Przepraszam" ze strony Anny, ale co mi po nim.

Mój samochód zaparkował przy studio, a ja sam pobiegłem jak pojebany w stronę drzwi, gdzie zderzyłem się z Harley. - O Mike, widziałeś Rob'a ? Ej.. co się stało.. - Powiedziała zaniepokojona łapiąc moją zapłakaną twarz w dłonie. - Nie ma go w studio? - Zapytałem zestresowany, wycierając łzy z twarzy. - Nie, zniknął tak, zaraz za tobą. - Wytłumaczyła patrząc na mnie z niepokojem. - Co się stało? Mów! - Dodała, przyglądając mi się. - Byłem na chwilę u swojej "przyjaciółki" bo została sama na święta, chciałem złożyć jej życzenia , a ona mnie pocałowała, Rob to nagrał i z zemsty za to że nie chciałem z nim być, chce pokazać to nagranie Chesterowi. -  Dziewczyna spojrzała na mnie smutno po czym odwróciła wzrok, a ja zobaczyłem za nią Bourdona, przyglądającego się naszej dwójce. - Ja myślałam że mu na mnie zależy... - Powiedziała smutno, po czym podniosła na mnie wzrok. - A tak naprawdę, jestem tylko drugą opcją, "jest ze mną" tylko dlatego, bo chcę zapomnieć o tobie. - Dodała zimno. - Nic tu po mnie. - Powiedziała , i już chciała pobiec w kierunku drzwi, gdy Rob złapał ją za rękę. - Zależy mi na tobie. - Powiedział, patrząc smutno na dziewczynę. - Zależy? Tak ci zależy że zamiast spędzać czas ze mną, wolisz śledzić Mike'a? - Odpowiedziała z wyrzutem , ja zaś odsunąłem się o kilka kroków by przyglądać się zajściu z boku. - No ale...- Powiedział chłopak , lecz ona dała mi palec na usta. - Rob posłuchaj mnie teraz. Jeśli ci naprawdę na mnie zależy, usuniesz to nagranie. 
- Ale..- Dziewczyna wyrwała swoją dłoń Rob'owi , po czym znowu ją do niego wyciągnęła oczekując że włoży do niej telefon. Chłopak po chwili zastanowienia, westchnął, po czym wyjął iphone z kieszeni, i podał go dziewczynie. - Dobrze zrobiłeś. - Powiedziała, delikatnie się uśmiechając. - Może czas zapomnieć o Mike'u i uwierzyć, że ze mną będzie dobrze co? - Powiedziała, po czym objęła go w pasie. - Masz rację.. przepraszam. - Wyszeptał, po czym pocałował ją. - To chyba nie mnie powinieneś przepraszać.. - Powiedziała, odrywając się od niego powoli. Hayley usunęła nagranie z komórki Rob'a , on sam zaś podszedł do mnie , patrząc na mnie wzrokiem zbitego psa. - Przepraszam Mike. - Powiedział , ja zaś uśmiechnąłem się do niego, po czym przyjacielsko się uściskaliśmy. Brunet jako pierwszy wszedł do środka , ja zaś z uśmiechem złapałem dziewczynę za nadgarstek. - Dziękuję Hayley. - Wyszeptałem, i dałem jej szybkiego całusa w policzek, wyprzedzając ją w drzwiach. 
W Studio już prawie wszyscy spali, na podłodze, na plecach spał mój Otis, na którego brzuchu spała duża Anastazja, przytulając małą Anastazję, 
DUŻA ANASTAZJA I MAŁA ANASTAZJA to tak słodko brzmi, aż mam ochotę powiedzieć 
" ooooooooooooooooooooo"
Na kanapie śpią Dave z Anną, a na podłodze obok Joe tylko gdzie jest..... 
a tutaj. Mój Czazy śpi sobie skulony w kłębek obok choinki , mój prywatny prezent na gwiazdkę. 
Bez chwili wahania, położyłem się na plecach zaraz obok , przyglądając się, jak słodko śpi. W pewnym momencie chłopak wyciągnął rękę w moją stronę , kładąc mi ją na policzku, i uśmiechnął się sam do siebie. - Gdzie byłeś? - Powiedział zaspany chłopak, delikatnie otwierając powieki. - Musiałem coś załatwić... - Odpowiedziałem, ten zaś podniósł się i rozciągnął. - Co takiego? - Powiedział, siadając mi na biodrach, mam wahanie czy jest pijany, czy po prostu śpiący. - Koleżance życzenia złożyć.. 
- Żarówki założyć ? Co? - Powiedział nieogarnięty, tak jak bym właśnie go obudził. - A co ona, Lady Gaga? - Powiedział zdziwiony, przecierając pięścią oko. - ŻYCZENIA ZŁOŻYĆ. - Powtórzyłem, chichocząc pod nosem. - Pijany jestem, nie śmiej się ze mnie! - Powiedział, praktycznie nie zrozumiale. - Jak bym śmiał... - Zakpiłem , dając sobie ręce pod głowę. - No ej... - Powiedział pół zbulwersowany, pół rozbawiony, chyba sam nie wiedział co aktualnie czuje, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Chłopak wsunął mi ręce pod koszulkę i spuścił smutno głowę. - Nie ma cycków.. - Wymamrotał całkiem niezrozumiale, czego na początku w ogóle nie zrozumiałem. Zmarszczyłem czoło - Co? - Zapytałem, patrząc rozbawiony na kiwającego się Benningtona.
- Gdzie Masz cycki? - Powiedział wyraźnie, i zaczął sam z siebie się śmiać. - Sam nie wiem, zgubiłem chyba... - odpowiedziałem ironicznie. - Ty się ze mnie nabijasz.. nie ładnie.. - Stwierdził Chaz, który praktycznie nie otwierał oczu. - Nie prawda, chińczyku mój... - Zakpiłem, ledwo nie wybuchając śmiechem. Chłopak chciał zrobić groźną minę, ale ani trochę mu nie wyszła. - Kara musi być... - Stwierdził , zaczynając mnie łaskotać, na co zareagowałem cichym piskiem, gwałtownie łapiąc go za ramiona. - Dobrze, przepraszam, przepraszam. - Wyszeptałem, do chłopaka z nadzieją że to poskutkuje. - Wiem że jestem boski... - powiedział , śmiejąc się do siebie. - Nic takiego nie powiedziałem. - Chłopak puścił te uwagę mimo uszu.  - Daj buzi! - Poprosił pochylając się nade mną. - Nie, bo ci jebie spirytusem! - Stwierdziłem z obrzydzeniem. - Jeszcze się najebię. - Dodałem, śmiejąc się pod nosem, lecz i tak się nie sprzeciwiałem gdy jego usta złączyły się z moimi. 
Wesołych świąt Mike, Wesołych świąt Bennodziacze ♥

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 5.

- To był wspaniały pomysł by spędzić razem święta. - Powiedział Chester do tęczowowłosej dziewczyny, stojącą obok niego. - Wiem, sądziłam że wszyscy Linkowie będą chcieli spędzać czas ze sobą, i ze swoimi dziewczynami, więc urządzenie gwiazdki w studio było dla mnie oczywiste. - Powiedziała Ann, przeczesując palcami swój różowoniebieski kosmyk. - No tak, tylko gdzie są Taylor z Bradem? - Zapytał Bennington zerkając tu na Dave'a przywieszającego bombki na choinkę, tu na mnie trzymającego pudło z dekoracjami. - Pewnie się spóźnią. - Stwierdziła Hayley , wychodząc zza choinki, i wyciągając mi z pudełka kolejną bombkę. - A dzwoniliście do nich? - Zapytała czerwono włosa, przywieszając ozdobę jak najwyżej potrafi. - Nie... - Powiedział Chaz, wyciągając Iphona z kieszeni, w tym samym momencie do pomieszczenia wbiegł roztrzęsiony Delson. - Brad.. - Powiedziałem cicho, odkładając pudło na podłogę i ruszając w jego stronę. - Mike! - Krzyknął chłopak, przytulając się do mnie nerwowo. - Co się stało? - Zapytałem zaniepokojony, głaszcząc go po plecach. Wokół nas, ustawiła się reszta Linków, wraz z dziewczynami. - Taylor jest w szpitalu. - Wydukał przez łzy, zaś ja momentalnie zbladłem otwierając szeroko oczy. - Jak to w szpitalu? Co się stało? - Zapytałem zdekoncentrowany. - Operacja serca w cale się nie udała, lekarze tak sądzili bo wracała do zdrowia, lecz gdy ostatnio zemdlała, lekarze poinformowali nas, że choroba w cale się nie zatrzymała. - Wytłumaczył, co jakiś czas zacinając się, przez zaciśnięte gardło.- Lekarz powiedział, że tym razem to jest coś poważniejszego niż zwykłe omdlenie... - Czułem się okropnie, moje wyrzuty sumienia z powodu wcześniejszej ucieczki wróciły, myślałem tylko o tym bym ja był szczęśliwy, by Chester się nie złościł, i mi wybaczył... a ani razu nie pomyślałem nad tym, że Taylor, moja mała siostrzyczka, może być chora, i będzie potrzebować mojego wsparcia... jestem potworem. 
 - Zaraz, a gdzie Anastazja? - Wtrąciła się Ann, spoglądając pytająco na Delsona. - W domu, śpi. - Odpowiedział, wycierając łzy. - ZOSTAWIŁEŚ JĄ SAMĄ W DOMU? - Krzyknęła zdenerwowana, podbiegając do wieszaków, i ściągając z nich swój płaszcz. - Ja tam jadę, pięciolatka nie będzie sama w domu, nie pozwolę na to. - Powiedziała gniewnie, wybiegając z domu, wcześniej zakładając swoje glany na odwal się. - Idę z nią. - Stwierdził Dave, powtarzając czynności swojej partnerki, po czym zatrzasnął za sobą drzwi frontowe. - Co tak stoicie, jedziemy tam! - Krzyknął Joe, po czym wszyscy ruszyliśmy w stronę drzwi.

stojąc przygnębiony opierając się o ścianę korytarza szpitalnego, myślałem o tym jak bardzo siebie nienawidzę. Naprzeciwko mnie stanął Chester, obejmując mnie w pasie, próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. - Nie zachowujesz się normalnie, co do tej sytuacji... martwię się. - Stwierdził, podnosząc mi palcem brodę, krzyżując nasze spojrzenia. - Ponieważ jestem wściekły... - Odpowiedziałem z opanowaniem, podziwiając jego piękne ciemnobrązowe tęczówki. - Na co? - Zapytał zdziwiony, stykając się ze mną nosem. - Na to że nie byłem tutaj, jak coś nie dobrego działo się z Taylor... - Powiedziałem po czym spuściłem głowę, zaciskając mocno powieki by powstrzymać łzy. - Mike. - Powiedział spokojnie chłopak, ponownie podnosząc mi brodę. - Nie będziesz zawsze przy niej... to nie twoja wina. - Powiedział patrząc mi w oczy ze współczuciem. - Nie płacz... - Wyszeptał zmysłowo, przykładając czoło, do mojego czoła. - Kocham cię.. - dodał chłopak całując mnie delikatnie. Tęskniłem za tym zainteresowaniem, z jego strony...

- Przepraszam czy jest tutaj ktoś z rodziny? - Zapytał lekarz , przesuwając wzrok po całym towarzystwie, ja razem z Bradem podeszliśmy pośpiesznie, nie zważając na siebie na wzajem. - Jestem Bratem/Mężem. - Powiedzieliśmy jednocześnie, wymieniając się spojrzeniami. - To proszę wejść. - Powiedział lekarz, prosząc naszą dwójkę do gabinetu. Pomieszczenie było bardzo małe, znajdowały się w nim tylko dwie meblościanki z książkami, stojącymi prostopadle do drzwi wejściowych, a na przeciw stało biurko, za którym znajdował się czarny obrotowy fotel. Mężczyzna usiadł na nim, zaś my z Bradem podeszliśmy bliżej, mój towarzysz od razu oparł się dłońmi o blat stołu, ja zaś stanąłem prosto, dając ręce za plecy, przyglądając się doktorowi z drugiej strony biurka. - Nie ma co owijać w bawełnę, sytuacja nie jest zbyt ciekawa... - Stwierdził wstając od biurka, po czym podszedł do okna za jego plecami. - Przykro mi, ale Taylor zapadła w śpiączkę. 
- Co ? - Zapytałem zdenerwowany, po czym obejrzałem się na Delsona, który zsunął się na kolana.  Doktor zareagował równie szybko jak ja, pomagając mi podnieść przyjaciela z ziemi. - Wszystko w porządku panie Delson? - Zapytał lekarz , patrząc brunetowi w twarz. - Nic nie jest w porządku! - Krzyknął, stając już o własnych siłach. - Dziewczyna z którą chciałem ułożyć sobie życie, jest w ciężkim stanie w szpitalu, mam z nią dziecko, rozumie pan? Pięcioletnią córeczkę! Ona nie może umrzeć! - Krzyknął rozpaczliwie, a ja zamiast stać jak kołek i patrzeć jak Brad wydziera się na pana doktora, postanowiłem zareagować, stanąłem pomiędzy nimi, i złapałem chłopaka za ramiona. - Brad uspokój się. - Powiedziałem z opanowaniem, po czym przytuliłem go. - Uspokój się.. - Powtórzyłem, gładząc go po plecach. 

Chester:
Fajne święta - pomyśleli wszyscy przy świątecznym stole. Brad został z Taylor w szpitalu, Załamany Mike razem z Ann, bawią się z Anastazją, a Rob, Joe i Dave, próbują zrobić wszystko by stworzyć świąteczną atmosferę - na nic. 
A co ja robię? W tym momencie stoję sobie przed drzwiami, patrząc na ogromny pusty parking, przypominający lotnisko dla helikopterów. W pewnym momencie z mroku, dalszych terenów tego o to parkingu wyłoniła się para idąca za rękę, po krótkim jednak czasie poznałem w nich syna Shinody,i jakąś dziewczynę. - Dobry wieczór Chester. - Powiedział Otis, wymuszając miły uśmiech, zrobiłem to samo, z tą samą niechęcią. - Cześć, wejdźcie. - Powiedział, wyrzucając niedopałek za siebie. 
Mike: 
Usłyszałem otwieranie się frontowych drzwi, podniosłem wzrok by zobaczyć wracającego Chester'a ale poza nim zobaczyłem też pozostałą dwójkę. - Cześć Wszystkim. - Powiedział chłopak , a nieśmiała dziewczyna tylko się miło uśmiechała. - Otis. - Powiedziałem entuzjastycznie, na chwilę zapominając o Taylor. - Cześć Tato. - Powiedział Chłopak, przytulając się do mnie, z szerokim uśmiechem. - Witaj Anastazjo. - Powiedziałem do dziewczyny, uśmiechając się do niej szeroko. - Ja jestem Anastazja. - Powiedziała pięcioletnia dziewczynka wychodząc zza moich nóg , oglądając się po nowych ludziach. - Jaka słodka! - Krzyknęła granatowo włosa dziewczyna, padając na kolana przed małą córeczką Delsona. - Wesz.. ja też jestem Anastazja. - Powiedziała łagodnie uśmiechając się do dziewczynki, zaś ona podbiegła do dziewczyny, rzucając jej się na szyję. - O jezu! - Krzyknęła dziewczyna, przytulając pięciolatkę. - Anny uwielbia dzieci. - Oznajmił Otis, zerkając na mnie. - Nie da się ukryć. - Odpowiedziałem, także spoglądając w jego stronę. - Dobrze że wróciłeś. - Powiedział chłopak, przytulając się do mnie. Po chwili zorientowałem się że Bennington bacznie się nam przygląda, co wzbudziło mój niepokój, lecz gdy zorientował się że wiem, odwrócił się w przeciwną stronę. - Czekaj chwilę.. - Wyszeptałem do niebieskowłoseo chłopaka, który przytaknął mi, i klęknął obok swojej dziewczyny, ja zaś podszedłem do Chester'a obejmując go w pasie od tyłu. - O co chodzi? - Zapytałem zmysłowym tonem , spoglądając na niego przez ramię. - O nic.. - odpowiedział obrażony, krzyżując ręce na piersi. - A jednak o coś. - Stwierdziłem stając naprzeciwko niego. - Chodzi o Orisa? - Zapytałem cicho, patrząc mu w oczy. - Kotek proszę.. - powiedziałem, łapiąc go za ręce. - Chodzi mi o to, że masz syna, i to nie ze mną... - Powiedział smutno, a ja zagryzłem wargę by nie zacząć się śmiać, lecz wokalista i tak to zauważył. - Z czego się śmiejesz? - Powiedział poważnie, rzucając mi zabójcze spojrzenie. - Bo jak miałbym mieć z tobą dziecko? - Odpowiedziałem drwiąco, u niego zaś nawet nie drgnęły kąciki ust, tylko obrażony wyrwał się z moich dłoni i krzyżując ręce na piersi odwrócił się. - No Chaz. - Powiedziałem dźgając go w żebra. Chłopak spojrzał na mnie, podnosząc jedną brew, ale ja nie przestawałem go dźgać, i po chwili zrobiłem zawziętą minę przechodzącą przez smutek, co wywołało u chłopaka śmiech, który próbował zamaskować dłonią. - Dobra, nie jestem zły. - Powiedział patrząc na mnie z uśmiechem.- Jee! A dostanę buzi? - Zapytałem wyszczerzając się na całą twarz, patrząc na niego tymi dużymi słodkimi oczkami. - Nie. - Powiedział stanowczo, lecz na jego ustach, nadal był uśmiech. - Jak to nie? - Powiedziałem, robiąc smutną minkę, po czym objąłem go w pasie chcąc go pocałować. - No daj buzi. - Powiedziałem rozbawiony, ten zaś skrzyżował ręce na piersi i wychylił się do tyłu wybuchając śmiechem. - Nie. 
- Tak. - Jeszcze przez chwile protestował, ale w końcu stanął normalnie, składając namiętny pocałunek na moich ustach. - Będę mieć koszmary. - Wtrąciła się Ann, spoglądając na nas z rozbawianiem. - Masz rację, ja też bym się z Dave'em nie całował... - Odgryzł się Chester. - Ty, nie pyskuj, bo się pozbędziesz tej pięknej twarzyczki. - Odpowiedziała , krzyżując ręce na piersi. - Haaaaaaa.... - Powiedział chłopak, gwałtownie się ode mnie odrywając. - Przyznałaś się że jestem ładny! - Krzyknął do kolorowowłosej. - Tylko że ja jestem boski. - Poprawił ją kładąc jedną rękę na biodro, a drugą na kark, odchylając głowę do tyłu. - Jak cię dostanę w swoje ręce, to zostaną po tym marne resztki. - Krzyknęła dziewczyna, rzucając się za nim w pogoń. - Znowu przyznałaś mi rację! - Powiedział zachwycony, wybiegając przez drzwi wejściowe, a ona za nim. - Ale nie zniszczcie ozdób błagam! - Krzyknął za nimi Phoenix, który całą noc dekorował studio. Ja zaś wybuchnąłem śmiechem, patrząc na siedzących przy kominku Rob'ie i Hayley. Chłopak bardzo często odwracał wzrok w moją stronę, co mnie stresowało. Gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, rzucił mi gniewne spojrzenie, po czym wrócił do rozmowy z czerwonowłosą. 
CHYBA -COŚ - MI - UMKNĘŁO. 
- Muszę na chwilę wyjść. - Stwierdziłem , pośpiesznie zakładając kurtkę. - Gdzie zaś leziesz? - Powiedział oburzony Hahn. - Zaraz wrócę. - Rzuciłem pośpiesznie, wychodząc z domu. 

Anna

Mój dom, idealnie opisuję całą mnie - PUSTKA, PUSTA, PUSTKA.
Zasiadłam przy stole, zarzucając długie czarne włosy na plecy.
Nie mogę mieć wyrzutów do Otisa że chciał spędzić święta ze swoją dziewczyną, ale tak smutno, zostać samą. Wstałam po chwili, i biorąc swoją gitarę do ręki, usiadłam przy kominku. Jest to biała gitara akustyczna, udekorowana namalowanymi markerem grafity autorstwa Shinody.

- Co ty robisz Mike? - Powiedziałam, omijając jakieś dziwne śmieci w starej szopie, w której siedzieliśmy. - Maluję. - Stwierdził dwudziestolatek nie przerywając bazgrania markerem po gitarze.- Co, po mojej ukochanej gitarce? Gdzie ty masz sumienie? - Zapytałam, siadając mu na plecy, bo leżał podczas swojego niepasującego mi zajęcia. - Spokojnie... - Powiedział, podając mi instrument, przyjrzałam się pudłu na którym były namalowane japońskie litery, bardzo gęsto, i jak się głębiej przyjrzałam mogłam dostrzec maleńki napis "By: Shinoda " - Dziękuję. - Powiedziałam łagodnie, kładąc się obok niego, i dając mu buziaka w policzek. - Nie ma sprawy. - Odpowiedział, uśmiechając się miło, a na jego policzkach pojawił się rumieniec.

Moje wspomnienia przerwał dzwonek do drzwi, niezwłocznie wstałam z podłogi i podbiegłam truchtem do drzwi, od razu je otwierając. W progu zobaczyłam uśmiechniętego bruneta , który uśmiechał się do mnie szeroko. - Wesołych świąt. - Powiedział Shinoda, całując mnie u policzek i wchodząc do środka. - Cześć Mike. - Odpowiedziałam zdezorientowana. - Co ty tu... nie jesteś na święta z Chester'em? - Chłopak wyciągnął zza pleców bukiet róż i wręczył mi go. - Spędzam, ale nie mogę o tobie zapomnieć. - Stwierdził uśmiechając się miło. - Dzięki. - Powiedziałam podekscytowana, po czym przytuliłam się do niego. - To wiele dla mnie znaczy...

* * *
Nie wiem, nie wiem... 
kiedyś opisywałam lepiej emocje... 
kiedyś miałam uczucia. ://

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 4.

Siedząc obok niego w autobusie, cały czas przyglądałem się jak je nieprzeciętnie dużego lizaka. Chester wyglądał po prostu przesłodko, jak próbował wsadzić ogromną łamiszczękę na patyku do ust, uśmiechałem się sam do siebie, i prawie wybuchnąłem śmiechem, jak wokalista zbulwersował się, i postanowił ugryźć swój smakołyk. - Co się paczysz? - Powiedział uśmiechając się do mnie. - Od tego mam oczy. - Stwierdziłem, wyszczerzając się na całą twarz. - Niech ci tylko z orbit nie wylecą. - Odpowiedział, chichocząc pod nosem, ja zaś pokazałem mu środkowy palec, udając oburzenie. - Palec pedała, na mnie nie działa.
- Nie jestem pedałem bo z tobą nie spał... a dobra. - Stwierdziłem bezradnie, machając ręką, zaś Chester wybuchnął nieopanowanym śmiechem , który po jakimś czasie zaczął brzmieć jak by się dusił , z czego ja też zacząłem się śmiać. - Sam jesteś pedał. - Odgryzłem się, krzyżując ręce na piersi, próbując się uspokoić. - Raz w dupę, to nie pedał. - Znowu wybuchnęliśmy śmiechem, stojący wokoło ludzie patrzeli na nas jak na parę chorych psychicznie. Uderzyłem otwartą dłonią w czoło, po czym zjechałem nią na długość twarzy, wycierając przy tym jedną łzę z policzka. - O Jezu, się popłakał. - Powiedział czerwony już ze śmiechu wokalista. - A ty widziałeś się w lustrze? 
- Na pewno wyglądam pięknie. - Stwierdził, przejeżdzajac dłonią po krótkich włosach. - Jak ja za tobą tęskniłem. - Powiedział uroczo, rzucając mi się na szyję. - Nie jesteś już na mnie zły? - Zapytałem niepewnie, głaszcząc przytulonego chłopaka po plecach. - Nie potrafię.. - Wyszeptał , całując mnie w szczękę, nieco niżej od ucha. - Może nie tak publicznie, bo nas jeszcze pogonią z widłami pod pretekstem " Precz z Pedałami" czy jeszcze coś gorszego. - Stwierdziłem rozbawiony, ten zaś spojrzał mi w oczy, i też się uśmiechnął. - I chuj im w dupę, to moja sprawa kim jestem, czy mam chłopaka, czy się z nim przytulam, całuję, czy z nim sypiam. - Stwierdził, wyszczerzając zęby, w próbie sparodiowania mnie, ale u niego to nie wygląda tak uroczo... wiem, ta skromność. 

Brad:

Chowając bukiet białych róż za plecami , przyciskam dzwonek do drzwi. 
Po niedługiej chwili, otwierają się, lecz nie stoi w nich Taylor, lecz moja malutka Anastazja, uśmiechająca się szeroko na mój widok. - Cześć tatusiu. - Powiedziała dziewczynka, wpuszczając mnie do środka, a ja uklęknąłem naprzeciwko patrząc jej w oczy. - A gdzie mamusia? 
- Mama jest strasznie smutna, siedzi w pokoju, zrobiła mi tylko śniadanko, a później wróciła do pokoju. - Powiedziała mała, robiąc smutną minkę. Ja zaś zaniepokojony, wstałem i odłożyłem kwiaty na półkę obok. - Tatusiu, co się stało? - Zapytała dziewczynka, łapiąc mnie rączką za marynarkę. - Nic słoneczko. - Wymusiłem uśmiech. - Idź się pobawić, a ja zobaczę co u mamy. Aha, Any. - Powiedziałem, a dziewczynka obejrzała się za mną, zarzucając długie loki na plecy. - Nie otwieraj nikomu drzwi wejściowych. - Zaproponowałem, idąc w stronę schodów.
Gdy otworzyłem ciemno brązowe drzwi, ujrzałem siedzącą na łóżku Taylor, patrzącą się w podłogę. - Dzień Dobry kochanie... - Powiedziałem niepewnie, zamykając za sobą drzwi. - Brad. - Powiedziała entuzjastycznie, zrywając się z łóżka i rzucając mi się na szyję. - Co się stało? - Zapytałem gładząc roztrzęsioną dziewczynę po włosach. - Nic. dlaczego? - Zapytała, poprawiając rozkopane włosy, po czym przetarła twarz. - Przecież widzę Tay... - Stwierdziłem, podnosząc jej podbródek , nawiązując kontakt wzrokowy.  Dziewczynie w oczach pojawiły się łzy, w tym samym momencie odwróciła się do mnie plecami, bardzo tym zaniepokojony, przytuliłem się do niej od tyłu. - Taylor... - wyszeptałem, całując ją w policzek. - Ja.. ja jestem chora Brad. - Wyszeptała, próbując opanować łzy. - Jak to chora? Na co? - Zapytałem zaszokowany, stając naprzeciwko dziewczyny. - ...pamiętasz jak w tamtym tygodniu zemdlałam, i wezwałeś Ambulans? Ta operacja w cale się nie powiodła ! - Krzyknęła przez łzy. - Ja umrę Brad. Umieram... - Powiedziała desperacko , rzucając mu się w ramiona , i chowając twarz w mój obojczyk. 

Rob :

Zaraz za mną, do studio weszła Hayley, rozglądając się po ogromnym pomieszczeniu. - I to tutaj macie próby? - Zapytała zaciekawiona, podchodząc do mnie. - Próby, kiedy my ostatnio mieliśmy próbę.. - Dziewczyna zrobiła na chwilę poważną minę, aż do momentu w którym podszedł do niej Chester. - Hayley? - Powiedział niepewnie, uśmiechając się do dziewczyny szeroko. - Chester? - Odpowiedziała równie entuzjastycznie co jej przedmówca. Dziewczyna rzuciła się mu na szyję, a on mocno się do niej przytulił, co wywołało u mnie nie lada zaskoczenie. - Jasne! wokalistka Paramore tutaj?! - Krzyknął, patrząc się na nią jak na jakiś cud świata. - Wypraszam sobie, to jest mój cud świata. Zaraz. Wokalistka Paramore? - Mogłabym to samo powiedzieć o tobie, panie Bennington z Linkin Park. - Dziewczyna nagle zrobiła minę, jak by dostała z deski w twarz. - Rob Bourdon! Ty jesteś Rob Bourdon. - Krzyknęła , patrząc na mnie z podekscytowaniem. - No tak... - odpowiedziałem zdezorientowany. - Jasne.. nie wiedziałam o tym. 
- Ja też nie wiedziałem że jesteś wokalistką Paramore.
- Co wy byście beze mnie zrobili. - Powiedział chłopak, wyjmując z kieszeni kolejną łamiszczękę na patyku. 

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 3.

Rob :

Po skończeniu pracy, wybiegłem wręcz nerwowo z hotelu.
Chester go znalazł tak? Super, a ja zawsze ten na drugim miejscu.
Rozsadzało mnie od środka, to ja zawsze się tak staram, ja zawsze jestem jak coś jest źle, a jak pan Bennington łaskawie przypomni sobie, przy kim powinien w tym momencie być, to Mike się mu rzuca w ramiona, ja pierdole, jakie upokorzenie!
W tym momencie z dosyć dużą siłą wpadłem na młodą dziewczynę, która przewróciła się , a wszystkie rzeczy które trzymała w świątecznych torbach, wysypał się na chodnik. - Bardzo cię przepraszam! - Powiedziałem wystraszony, pomagając rudowłosej wstać z ziemi. - Nic nie szkodzi. - Wymamrotała podnosząc wzrok, aż nasze spojrzenia krzyżują się. - Jestem Rob. - Powiedziałem, niemal zaczarowany jej cudownym spojrzeniem, ciemno zielonych oczu. - Hayley. - Odpowiedziała, po czym uśmiechnęła się miło, po chwili jednak oboje zorientowaliśmy się że powinniśmy pozbierać rzeczy z chodnika. - Skąd jesteś Hayley? - Zapytałem, podnosząc zapakowane już torby z ziemi. - Aktualnie mieszkam w Los Angieles - Powiedziała rozpromieniona , zabierając mi torby. - A ty Rob? - Zapytała zielonooka dziewczyna, dając sobie kosmyki włosów za ucho, bez przerwy się uśmiechając. - Też... ee... Hayley... dasz się zaprosić na kolację? - Zapytałem nieśmiało. - Jasne, bardzo chętnie. Gdzie, i o której?
- Może pizzeria qmdiewfjfskn - Zacząłem machać rękami. - No tam za rogiem. - Stwierdziłem, zrezygnowany.
- Qudiewich ? - Zapytała rozbawiona tym, że mam problem z wypowiedzeniem "tak łatwego wyrazu".
- Tak właśnie tam.... to o 20.00 ?
- To jesteśmy umówieni. - Powiedziała entuzjastycznie, całując mnie w policzek, i odchodząc w swoją stronę, lecz ja tak jeszcze stałem, kładąc dłoń na miejscu w którym dotknęły mnie jej usta. - Chyba się zakochałem... - Wymamrotałem.


I znowu Shinoda:

Po cichutku otworzyłem drzwi z łazienki.
Na podłodze leżał śpiący Bennington , skulony w kłębek.
Klęknąłem obok niego i pogłaskałem go po głowie. - Dzień dobry Chester... - Powiedziałem spokojnym tonem, patrząc jak chłopak podnosi się. - Mike! - Powiedział podekscytowany rzucając mi się na szyję. - Boże jak ja za tobą tęskniłem! - chłopak prawie płakał, mam nadzieję że ze szczęścia, ja też się niezmiernie cieszę, w duszy skaczę jak dziecko krzycząc "Tak!"
Chłopak złapał moją twarz w dłonie, z uśmiechem i niedowierzającym spojrzeniem, lustrował moją twarz, i oczy, w których też pojawiły się łzy szczęścia.- Kocham cię Chester. - Wyszeptałem wzruszony, nie urywając kontaktu wzrokowego z Benningtonem. - Też cię kocham Mike. - Odpowiedział, po czym podniósł się z pozycji leżącej, na kolana, i pocałował mnie namiętnie. Po chwili naparł na mnie mocniej co spowodowało moją utratę równowagi i wylądowałem na kafelkach, ale fala podniecenia sprawiła że aż tak tego nie odczułem.
( odczuję to jutro )
Chłopak pochylił się nade mną gotowy na kolejny pocałunek. - Seks w łazience? - Zapytałem rozbawiony , wkładając mu dłonie pod koszulkę. - Standardowo. - Odpowiedział, po czym znowu wessał się w moje usta.
Oboje byliśmy na siebie tak napaleni że zdanie :
Ruchałbym jak dzika kuna w agreście.
byłoby jak najbardziej trafne. 

Rob :


Popijając lampkę wina, czekałem na przyjście Hayley. 

Mógłbym jej zarzucić spóźnienie jak by nie fakt, że to ja tutaj przyjechałem za wcześnie, byłem zbyt podniecony by usiedzieć w domu, więc szybko wziąłem prysznic, przebrałem się, użyłem najładniejszych perfum, na moim zegarku wybiła godzina 20.00 , a czerwnonowłosa piękność pojawiła się w drzwiach pizzeri, rozglądając się dookoła. Ja zaś postanowiłem wstać, i pomachać jej, co poskutkowało od razu. - Dobry wieczór Rob. - Powiedziała dziewczyna z śnieżnobiałym uśmiechem. - Witaj. - Odpowiedziałem oczarowany jej urodą, Hayley pod czarnym płaszczem, miała także tego samego koloru sukienkę na ramiączkach, która sięgała przed kolana, zaś w pasie była przewiązana bordowa wstążka podkreślająca jej talię, zaś na stopach miała założone czarne botki-koturny, cały ten komplet wyglądał oszałamiająco. 
Odsunąłem dziewczynie krzesło, na którym po chwili usiadła, ja zaś zająłem miejsce naprzeciw. Hayley wzięła do ręki kieliszek wina. - Twoje zdrowie Rob. - Powiedziała uśmiechając się miło. - Nasze. - Sprostowałem, miło się uśmiechając.
________________


Takie krótkie, wiem no ale no. :(((((
Perspektywa Rob'a z dedykiem dla mojej Asi ; 33

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 2.

Piękny słoneczny poranek, a ja jak zwykle zamknięty w pokoju, dopiero teraz poczułem to jak niesamowicie samotny jestem. 
Bez Chester'a... Bez Taylor...Bez Max'a... bez chociażby Tomasa, tego chłopaka pracującego w studio...
Tylko Rob, co jakiś czas mnie odwiedza ubrany w czarny mundurek z logiem hotelu. 
Westchnąłem cicho, odkładając gitarę, na której chwile wcześniej grałem, w tym momencie do pomieszczenia wbiegł Rob, zatrzaskując za sobą w pośpiechu drzwi. - Rob.. co ty wyprawiasz? - Zapytałem spokojnie, wstając z podłogi i poprawiając koszulę. - Mike.. - Powiedział niepewnie chłopak podchodząc o kilka kroków. - Gdzie mi tu w tych brudnych butach, dopiero zamiatałem! - Upomniałem go,  pokazując ręką na nogi perkusisty. - Mike... 
- Zdejmij te glany, bo mi się naprawdę nie chcę tu sprzątać po raz setny... - Powiedziałem zrezygnowany, poprawiając dłonią pościel na łóżku. - No kurwa Mike! - Krzyknął, podbiegając do mnie, i szarpiąc mnie za koszulę. - Puść mnie... - Wyprowadzony z równowagi , spojrzał na mnie nienawistnie. - Posłuchasz mnie w końcu? - Zrobiłem właśnie minę pt. " To ty coś mówiłeś?" - Tak, słucham cię. - Oznajmiłem poprawiając sobie kołnierzyk. - Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość. - Powiedział chłopak, patrząc na mnie smutno. Mam wrażenie, że ta zła, ma dużo większą wagę. - Dobra jest taka, że Chester za tobą tęskni, i postanowił dać ci kolejną szansę. - Te słowa, były dla mnie... nie wiem jak to nazwać, chyba ostatnio tak się cieszyłem jako dziecko jak dostałem pierwszą gitarę, ale po chwili zgasł mi entuzjazm, który przerodził się w strach przed drugą wiadomością. - A zła? - Zapytałem niepewnie, patrząc chłopakowi w oczy. Przyjaciel westchnął głęboko. - Ktoś widział cię w okolicach hotelu, i zrobił ci zdjęcia , które są teraz w sieci, co oznacza, że każdy fan wie gdzie jesteś, a skoro fani wiedzą gdzie się znajdujesz, to reszta zespołu też już pewnie wie. - Niekontrolowanie otworzyłem usta. Nie, to nie może być prawda. Złapałem się za głowę. - I tak prędzej czy później bym się "znalazł" ponieważ, miałem zamiar iść na mecz siatkówki...
- Czy ty nie masz mózgu? Chcesz się ukrywać, a wybierasz się na największe imprezy w mieście? I to ty jesteś ten mądry w zespole?!
- Rob, uspokój się. Ja obiecałem że przyjdę Otisowi. Idę się wykąpać , a potem muszę się stąd wynieść, nie mogą mnie tu znaleźć. - Chłopak przytaknął , i wyszedł wojskowym krokiem z mojego mieszkania. 
Poczułem się dziwnie, Rob zachował się.. jak jakaś ... służba ? Przyszedł, coś powiedział, i poszedł?
On dla mnie nie pracuję, jest moim przyjacielem, i to się nie zmieni, nie ważne czy tu pracuje czy nie.
Wybiegłem za nim na korytarz, lecz nie widziałem go.

Minęła chyba godzina, od kont jestem w tej łazience, nie potrafię się ogarnąć, nie wierzę w to że już wszyscy wiedzą że już każdy wie gdzie mnie szukać, każdy wie gdzie jestem. Stojąc przed lustrem, przetarłem twarz, to nie ten sam Shinoda, to jakiś stary dziad z jego twarzą. Nie mogąc dłużej na siebie patrzeć, wyszedłem pewnym krokiem z łazienki , po czym nagle poczułem gwałtowne szarpnięcie, a następnie silny ból pleców. 
Gdy zorientowałem się co to spowodowało odjęło mi mowę. - Mike! - Krzyknął Chester, nawiązując kontakt wzrokowy, mogłem bez wątpienia stwierdzić że jest bliski płaczu. - Co się dzieję Chaz? - Zapytałem jakby nigdy nic, przełykając ciężko ślinę. - Co? DLACZEGO NAS WSZYSTKICH ZOSTAWIŁEŚ? DLACZEGO? WIESZ JAK SIĘ O CIEBIE MARTWILIŚMY? - Warknął rozpaczliwie, próbując gniewem zamaskować ból. - Chester..
- Muszę się dowiedzieć z internetu gdzie cię szukać?! Uciekłeś jak tchórz zamiast stawić czoło problemom! DLACZEGO MIKE? DLACZEGO?! - Spojrzałem mu w oczy, byłem niewiarygodnie spokojny, czułem się jak w moim koszmarze
...

Chłopak przejechał delikatnie dłońmi w dół, po moim torsie. - Co słychać Mikey? Nie ładnie tak znikać bez słowa.. - Powiedział cicho, prawie szepcząc, przebierając falcami po moim podbrzuszu, mogłem rozważać że robił to, z niewiedzy co zrobić z dłońmi, lecz gdy westchnąłem cicho, próbując uciec od jego dotyku , chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. On wiedział że się go boję, i potrafił to wykorzystać. - Dlaczego tak nas zostawiłeś bez słowa? - Jego zimny, a zarazem gorący ton, przyprawiał mnie o gęsią skórkę.

Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, chłopak patrzył mi w oczy pytająco, a ja nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, bo miał rację, wolałem uciec...
- Ja cię kocham Shinoda! Kocham cię kurwa, a ty mi zrobiłeś coś takiego! - Bez zastanowienia złapałem jego twarz w dłonie i złożyłem na jego ustach namiętny pocałunek. 
Po chwili chłopak rozluźnił się, a ja co?
A ja miałem ochotę skakać po meblach jak zwierze i krzyczeć " CHESTER MNIE KOCHA !!! " 
W pewnym momencie przerwałem pocałunek i spojrzałem mu w oczy delikatnie się uśmiechając. - Przepraszam Chester, wiem że już .. nie jestem tym samym Shinodą co kiedyś, ale zależy mi na tobie i... - Chłopak niespodziewanie zaśmiał się i mnie pocałował. - Nie gniewam się. - Powiedział wesoło, patrząc mi w oczy.
COŚ - TU - NIE - GRA.
- Chester? Ty coś brałeś prawda? - Stwierdziłem niepewnie, przyglądając się obejmującemu mnie w pasie chłopakowi. - Ale czy to ważne? WAŻNE ŻE CIĘ ZNALAZŁEM I ŻE JESTEŚMY SZCZĘŚLIWI!! - Krzyknął z euforią w głosie. - Chodźmy pić ! Trzeba to uczcić !
- Chester! - Krzyknąłem stanowczo, dla opamiętania wokalisty, lecz to ledwo poskutkowało. Chłopak tylko zaśmiał się mi w twarz , po czym złapał mnie za rękę. - Chodźmy pić. - Powtórzył zadowolony. 
Co tu się w ogóle dzieje? To ja i Chester jesteśmy znowu razem? Chyba nie skoro rozmawia ze mną pod wpływem narkotyków. - Jak nie chcesz pić, to przynajmniej chodźmy do łóżka! To trzeba uczcić! 
- Chester błagam cię, uspokój się ! - Syknąłem gdy chłopak zaczął rozpinać mi koszulę, a ja zapinałem ją na nowo. - Nie kochasz mnie? - Powiedział smutno. - Kocham...
- A NIE CIESZYSZ SIĘ Z TEGO ŻE JESTEŚMY RAZEM? SPOKO! - Nie ręczę za siebie, zaraz go zamorduje. - CHESTER ! OGARNIJ SIĘ ! - Wpadłem na pomysł. - Co powiesz na wspólny prysznic?


- Wypuść mnie stąd Mike! - Krzyknął wokalista waląc w drzwi z łazienki. - Poczekam aż wrócisz do normalności. - Westchnąłem , i usiadłem pod tymi samymi drzwiami. 
Aż trudno mi uwierzyć, że zamknąłem Chestera w łazience, no ale co miałem zrobić? 
Nie mogłem mu pozwolić wyjść, bo ktoś  by go zobaczył w tym stanie, i może zrobiłby krzywdę sobie, albo komuś. Ponownie westchnąłem , po czym oparłem głowę o drewniane drzwi. - Ja pierdole... - na moich ustach pojawił się uśmiech, bo ta sytuacja jest zabawna, Sławny raper zamyka zaćpanego partnera w hotelowej łazience. Tak, to o tym marzyłem przez całe życie.
* * *
Dziwny ten rozdział, coś mi nie gra... :///
Nie naturalny, ale strasznie chciałam to napisać... a tak to się kończy jak nie mam weny.

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 1.

Ten najgorszy moment..
Moment w którym budzę się zakneblowany, i przywiązany do łóżka, a na moich biodrach siedzi Chester, nawet nie muszę otwierać oczu by poznać że to on, czuję jego zapach...
NO PEWNIE. Klasyka, znowu Bennington przywiązał mnie do łóżka, powinienem się cieszyć, ale w tym momencie to nie było nic przyjemnego... to był koszmar.
Chłopak przejechał delikatnie dłońmi w dół, po moim torsie. - Co słychać Mikey? Nie ładnie tak znikać bez słowa.. - Powiedział cicho, prawie szepcząc, przebierając falcami po moim podbrzuszu, mogłem rozważać że robił to, z niewiedzy co zrobić z dłońmi, lecz gdy westchnąłem cicho, próbując uciec od jego dotyku , chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. On wiedział że się go boję, i potrafił to wykorzystać. - Dlaczego tak nas zostawiłeś bez słowa? - Jego zimny, a zarazem gorący ton, przyprawiał mnie o gęsią skórkę.
Jego dłoń , jak pająk, powędrowała ku górze, zacisnąłem powieki , uspokajając oddech. Gdy ręka chłopaka doszła do szyi, zatrzymała się, a wokalista pochylił się nade mną satysfakcjonując się moim przerażeniem. - Spokojnie.. - Wyszeptał, po czym założył mi maskę na oczy. On wie, że boję się tego że zrobi mi krzywdę, bo czemu nie? Zemsta za coś co ukrywałem przed nim przez tyle lat... To było by bardzo w jego stylu. Chciałbym poprosić go o litość, może nic mi nie zrobił, ale cierpię psychicznie, jestem człowiekiem który przewiduje najgorsze scenariusze, dlatego tak wszystkiego się boję, nawet chłopaka, z którym chciałbym spędzić resztę życia. Z rozmyślań wyrywa mnie chłód metalu na moim brzuchu , po raz kolejny wzdrygam się.
Słyszę śmiech chłopaka. - Fajne nie? Skalpel sobie znalazłem... - Stwierdził, jadąc urządzeniem delikatnie po moim ciele, Przerażony zaistniałą sytuacją próbowałem opanować oddech , miałem wrażenie że jak będę oddychać szybciej, to partner może przeciąć mi skórę. W pewnym momencie poczułem przeszywający ból w mostku. Spowodowało je ostre metalowe narzędzie trzymane w dłoni Benningtona. Chciałem krzyknąć, lecz knebel mi to uniemożliwił, co wynikło z tego że zawyłem cicho z bólu.
Poderwałem się nagle z łózka , automatycznie przykładając dłonie do twarzy.
Tego typu sny prześladują mnie już od dłuższego czasu.. sny.. haha. 
Tego typu koszmary. 
Wstałem z łóżka, po czym zorientowałem się że jestem cały oblany potem - Wykończę się.. - pomyślałem, po czym oświeciłem światło w łazience, do której właśnie poszedłem. 

Po dłuższym prysznicu, nie miałem ochoty już iść spać, więc postanowiłem pierwszy raz od długiego czasu sprawdzić pocztę elektroniczną.
Najnowsza wiadomość jest ze wczoraj, od Otisa:
" Cześć Tato, nie wiem czy ty to w ogóle przeczytasz ale... 
mam nadzieję że pojawisz się na moim meczu siatkówki - odbędzie się on za tydzień o 15.00, wiesz gdzie. Liczę na ciebie
Tęsknimy.Otis i mama" 
Przetarłem zmęczoną twarz, po czym zawyłem z niezadowoleniem, tyle czasu temu obiecywałem Otisowi że pojawię się na tym meczu, i nie mogę go zawieść, chciał zawsze przedstawić mi Anastazję - Jego dziewczynę, z którą jest już od bardzo dawna.. arrgghh.... muszę się tam pojawić. 
Za oknem już jasno, a zegarki pokazują godzinę 7.30... nie wiem czy obudziłem się tak wcześnie, czy brałem prysznic tyle czasu. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. - Słucham? - Powiedziałem, stając niedaleko nich. - Obsługa Hotelowa. -  Zmarszczyłem czoło, na dźwięk znajomego głosu zza drzwi. - Tak, już otwieram. - Pośpiesznie odsłoniłem żaluzję, po czym otworzyłem drzwi, i widok mnie zamurował. - Witam, ja tutaj jestem by sprawdzić bezpieczniki, bo z tymi u pani obok było jakieś spięcie, i chcę zobaczyć czy u pana wszystko w porządku. - Rob ani na chwilę nie oderwał wzroku od kartki na której coś notował, i chyba nawet nie wiedział z kim rozmawia. Dużo się nie zmienił od kont go ostatnio widziałem, nie ma zarostu, dziwny widok... 
Po jakimś czasie , podniósł na mnie wzrok i zmarszczył czoło, a moja mina to już musiała naprawdę zabawnie wyglądać, bo patrzyłem się na niego, jak na zoombie które chce mnie zabić. - MIKE? - Powiedział zdziwiony perkusista mierząc mnie wzrokiem. - Cześć Rob.. 
- Fajnie cię widzieć... widziałeś gdzieś moje pałeczki? - Zapytał z uśmiechem, jak by nigdy nic. - Nie.. ale jak chcesz to możesz u mnie poszukać... - Stwierdziłem nieśmiało machając palcem w stronę sufitu, drapiąc się po głowie. - Pracujesz tutaj? Po co, przecież masz z czego żyć... 
- Mike.. - Powiedział, po czym usiadł na łóżku. - Ile czasu mogę siedzieć w studio bez żadnego zajęcia, moje życie jest szare i nudne, ale wiem co czujesz... wiem jak kochać kogoś, a nie móc z nim być... - Usiadłem obok niego, zaciekawiony tym co mówi. - W kim ty jesteś zakochany? - Zapytałem, marszcząc czoło. Chłopak spojrzał na mnie smutno, i odwrócił wzrok, po czym uświadomiłem sobie kogo miał na myśli. - Kochasz się we mnie? Naprawdę? ... Nadal?

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Zmiana planów !!!

Zmiana planów... Pewnie mnie zabijecie, ale mam nagły pomysł i wenę, by pisać nadal z perspektywy Shinody. Pewnie mnie traz zamordujecie, bo ja zdanie zmieniam bardzo często, no ale taka już jestem :(
Jak przeczytasz ten post, to powyżej będzie na ciebie czekać już nowy, serio przepraszam za to zamieszanie. Kocham was Bennodziacze ♥